Ray Donovan: sezon 4, odcinek 9 – recenzja
Mimo że w Goodbye Beautiful miało miejsce kilka przełomowych wydarzeń, sam odcinek nie prezentował jakiegoś wyjątkowego poziomu. Było poprawnie i solidnie, ale bez fajerwerków fabularnych. Można by rzec – stary dobry Ray Donovan.
Mimo że w Goodbye Beautiful miało miejsce kilka przełomowych wydarzeń, sam odcinek nie prezentował jakiegoś wyjątkowego poziomu. Było poprawnie i solidnie, ale bez fajerwerków fabularnych. Można by rzec – stary dobry Ray Donovan.
Dziewiąty odcinek miał tradycyjną dla czwartego sezonu formę – dwa wątki przewodnie, reszta rozgrywa się w tle. Tym razem na pierwszym planie obserwujemy Raya i Mickeya, próbujących zakończyć dramatyczne historie, w które wplątali się wcześniej. Działania obu panów doprowadzają w końcu do tragicznego finału, podczas którego ponoszą ofiarę w postaci bliskich im osób.
W przypadku Raya strata Aviego jest raczej tymczasowa. Jak to zwykle bywa w serialu, głównemu bohaterowi wystarczy jeden odcinek, aby rozwiązać zagmatwaną sytuację i uratować przyjaciela. U Mickeya natomiast sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Nasz lekkoduch stracił kobietę, którą kochał – tę jedyną, z którą planował wspólną przyszłość. Stało się to wszystko w bardzo dramatycznych okolicznościach, mało charakterystycznych dla dotychczasowych perypetii najstarszego Donovana. Śmierć Silvie to kolejny stopień w emocjonalnej przemianie, którą przechodzi postać grana przez Jona Voighta. Twórcy ewidentnie chcą zbliżyć Mickeya do rodziny i pokazać jego wrażliwszą twarz. W momencie, kiedy nawet Ray zdobył się na przebaczenie, wszystko jest na dobrej drodze do pojednania u Donovanów. Z drugiej jednak strony scenarzyści serialu bywają przewrotni i można się spodziewać kolejnego dramatycznego zwrotu akcji w końcówce sezonu.
Kluczową rolę w Goodbye Beautiful odgrywa Sonia Kovitzky i jest to prawdopodobnie ostatni odcinek z jej udziałem. Mimo świetnego debiutu, w końcówce jej wątku nie działo się nic wartościowego. Ot, kolejna klientka Raya Donovana, uciekająca z podkulonym ogonem przed gniewem krwiożerczych mężczyzn. Mimo że w pierwszej połowie sezonu była nam prezentowana jako silna postać, pociągająca za sznurki w gangsterskim światku Los Angeles, to bieżący odcinek nie pozostawia wątpliwości – jej osoba nie ma większego znaczenia dla fabuły. Była tylko drugoplanowym motywem, pozwalającym wejść na scenę większemu graczowi, jakim z pewnością będzie rosyjski boss, Dimitri.
Wątek Sonii i występ Abby to najsłabsze momenty omawianego odcinka. Pani Donovan tradycyjnie miota się po domu, próbując ogarnąć zamieszanie, które w nim się toczy. Znamienny jest krótki dialog między małżeństwem głównych bohaterów, kiedy to zdenerwowany niezdecydowaniem żony Ray pyta: „O co ci właściwie chodzi?”, a skonfundowana Abby odpowiada w dość wulgarnych słowach: „Sama już, k...a, nie wiem…”. Podobne przemyślenia towarzyszą chyba też scenarzystom kreującym jej postać. Jest ona beznadziejnie prowadzona od samego początku czwartej serii. Zupełnie nie ma pomysłu na jej motywacje. Pojawił się już problem z nowotworem, zabójstwo człowieka i teraz dziecko Bunchy'ego. Żaden z tych pomysłów na rozwój postaci nie jest wiarygodny i nie funkcjonuje prawidłowo. Abby najpierw jest wesoła jak skowronek, podrygując radośnie do Chiwawy, zaraz później wpada w kontemplacyjny nastrój, zastanawiając się nad sensem życia w związku z chorobą, na którą cierpi, a w końcu włączają się jej mordercze instynkty, kiedy to broni swojego terytorium przed Sonią Kovitzky. Być może da się to wszystko wytłumaczyć menopauzą, ale czy jest to naprawdę dobry pomysł na wątek w takim serialu jak Ray Donovan?
Omawiany odcinek miał też oczywiście wiele pozytywnych momentów. Na uwagę zasługuje przede wszystkim krótki motyw z Marisol i Hectorem. Rodzeństwo wciąż prowadzi między sobą walkę. Wątek ten bardzo dobrze ogląda się przede wszystkim dzięki wielkiej charyzmie aktorskiej Lisy Bonet. Warto też zauważyć, jak dużą rolę zaczyna odgrywać w tej historii Terry. Całość zdecydowanie ma potencjał i jest według mnie najmocniejszym akcentem czwartego sezonu.
Pozytywnie wypadli także Bunchy i Teresa podczas eskapady Mickeya do Nevady. Bunchy wprowadził do całej opowieści trochę charakterystycznego dla siebie niechlujnego luzu, a Teresa niespodziewanie pomogła zakończyć dramatyczną sytuację w domu Big Primma. Dzięki tej dwójce wątek Mickeya nabrał kolorytu.
Czwarty sezon Raya Donovana zbliża się ku końcowi, ale nadal za wcześnie jest na podsumowania. Większość wątków wciąż się toczy i aktualnie trudno przewidzieć dalszy rozwój wypadków. Wygląda na to, że w omawianym odcinku pojawił się wreszcie główny antagonista, który jest czarnym charakterem z prawdziwego zdarzenia. Łatwo przewidzieć więc, że czeka nas w najbliższym czasie finałowa konfrontacja. Z drugiej jednak strony, przypominając sobie końcówki poprzednich sezonów, możemy spodziewać się jeszcze kilku zaskoczeń, bo fabuła Raya Donovana bardzo często bywa przewrotna.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat