Ray Donovan: sezon 7, odcinek 8 i 9 - recenzja
Ray Donovan z każdym kolejnym odcinkiem staje się coraz bardziej mrocznym i ponurym serialem. Rodzinna sielanka ustępuje miejsca walce o przetrwanie, a na jaw wychodzą posępne tajemnice z przeszłości. Na tę chwilę nie padła jednak odpowiedź na najważniejsze pytanie: dokąd zmierza bieżący sezon?
Ray Donovan z każdym kolejnym odcinkiem staje się coraz bardziej mrocznym i ponurym serialem. Rodzinna sielanka ustępuje miejsca walce o przetrwanie, a na jaw wychodzą posępne tajemnice z przeszłości. Na tę chwilę nie padła jednak odpowiedź na najważniejsze pytanie: dokąd zmierza bieżący sezon?
Poprzednie epizody jasno i dobitnie dały nam do zrozumienia, że istotą toczącej się właśnie serii jest toksyczna relacja ojca z synem. Dowiedzieliśmy się, że nienawiść i gniew napędzające Raya zostały mu zakorzenione w dzieciństwie przez Mickeya. Z czasem się ugruntowały, tworząc człowieka, jakim jest teraz Donovan. Zamiast dalej rozwijać tę relację, twórcy na dwa ostatnie odcinki całkowicie porzucają temat patologii na linii ojciec-syn. Opowieść w dużej mierze skupia się na rodzinie Sullivanów, przez co całość nabiera nieco gangsterskiego charakteru. Mickey w omawianych odsłonach nie odgrywa praktycznie żadnej roli. W ósmym odcinku w ogóle go nie ma, a w dziewiątym wyskakuje niczym filip z konopi w najmniej spodziewanym momencie tylko po to, żeby pokręcić się w kółko bez większego sensu.
Można odnieść wrażenie, że wątek Raya i Mickeya nie został właściwie rozpisany. Nie jest on tak treściwy, żeby zapełnić każdy epizod bieżącego sezonu, przez co część odsłon skupia się na czymś innym. Wynikiem tego postać Mickeya traci na znaczeniu i całkowicie znika z pola widzenia. Szkoda, że tak się dzieje, bo przecież udało się twórcom w poprzednich odcinkach nakreślić niebywale ciekawy motyw przewodni. Gdyby zdecydowali się go eksplorować z równą intensywnością w kolejnych odsłonach, całość stałaby się jeszcze bardziej dramatyczna i przejmująca. Zauważmy, że tym razem nawet retrospekcje pozbawione są wątku Mickeya, a przecież to historia starego Donovana stanowiła siłę tych zaskakujących skoków w przeszłość.
Tego typu rozwiązania są znamienne dla serialu. Twórcy nie potrafią prowadzić opowieści płynnie, na zasadzie wydarzeń i sytuacji, które napędzają fabułę całości. W bieżącym sezonie mieliśmy niezwykle dużo sytuacji, które w ogólnym rozrachunku okazały się bez większego znaczenia. Weźmy na przykład postać Brendana. Gość wciąż jest pomagierem Raya, a dramatyczne wydarzenia ze sklepu, późniejszy flirt z radykałami czy troska o los postrzelonego chłopca zupełnie nie wpłynęły na rozwój tej postaci. Po co była historia z sektą, jeśli Terry znów znajduje się w punkcie wyjścia? Czy mamy wierzyć, że zadanie, które dostał od umierającej starszej pani, tak go odmieniło, że zdecydował się porzucić samobójcze myśli? Twórcy nie mają pomysłu na ciągłą fabułę, więc atakują nas co kilka odcinków takimi miniopowiastkami. Po raz kolejny obnaża to słabość scenarzystów, którzy momentami traktują swoją pracę po macoszemu.
Mamy więc wątek Raya i Mickeya, który na moment schodzi na dalszy plan. Mamy również Brendana i Terry’ego, którzy najwyraźniej są solą w oku scenarzystów. Nie mając kompletnie na nich pomysłu, twórcy każą im włóczyć się w tę i we w tę, zmuszając do obicia od czasu do czasu komuś facjaty. Nie zapominajmy też o Daryllu. Chłopak tym razem przeszarżowuje, wynikiem czego ginie jego dziewczyna. Desperacja bohatera to kolejny niewykorzystany koncept fabularny. Daryll szybko porzuca autodestrukcyjne ciągoty i ląduje w ciepłych objęciach Raya. Zapewne już w następnym odcinku wróci do punktu wyjścia, czyli do miejsca, gdzie od dłuższego czasu ląduje większość bohaterów serialu. Można w tym miejscu zadać pytanie o to, czy Ray Donovan czasem nie ma zbyt wielu bohaterów. Być może wyrzucenie z fabuły kilku postaci wpłynęłoby pozytywnie na jakość całości. Taki na przykład Daryll już od wielu sezonów nie robi nic znaczącego. Nie lepiej dla klimatu opowieści byłoby mu pozwolić pociągnąć za cyngiel?
Na szczęście nie wszyscy cierpią na fabularną posuchę. Całkiem nieźle wypada wątek Smitty’ego. Tutaj przynajmniej widoczne są związki przyczynowo-skutkowe i da się odczuć, że ta historia do czegoś prowadzi. Smitty ewoluuje, a błędy, które popełnia, rozwijają go jako pełnoprawnego bohatera. Szkoda tylko, że pułapka zastawiona przez policję na Raya nie jest brzemienna w skutkach. Donovan nie idzie do więzienia, nie załamuje się, nie wpada w desperację. Nadal jest sobą i wciąż działa, jakby nic się nie stało. Co więcej, nie wydaje się żywić wielkiego żalu do Smitty’ego. Jest w stanie zrozumieć to, że chłopak znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Być może w jego fachu nagrywanie bliskich sobie ludzi jest na porządku dziennym, stąd taka, a nie inna postawa Raya. Dość dobrze tę sytuację naświetla Mickey, który już nie z jednego pieca chleb jadł. Dziadek Donovan przekonuje Smitty’ego, że są gorsze rzeczy niż podsłuch i że on sam już kilkakrotnie „miał przyjemność” takowy nosić.
Na koniec warto napisać kilka słów o Sullivanach. Ich wątek rozwija się dość wolno, jednak nie spisujmy go na straty. W przypadku tej rodziny najważniejsze są retrospekcje naświetlające związki, jakie miała ona z Donovanami. W tej historii kryje się jeszcze pewna tajemnica i wszystko na to wskazuje, że będzie ona miała dużo wspólnego z siostrą Raya. Czyżby twórcy chcieli obarczyć winą za jej śmierć właśnie Sullivanów? Takowe rozwiązanie naruszyłoby budowaną od wielu sezonów mitologię serialu. Warto jednak zaryzykować, bo tego typu nagła wolta mogłaby nieco wstrząsnąć skostniałymi strukturami tej produkcji.
Niestety, najnowsze odcinki Raya Donovana nie wstrząsają oglądającymi. Serial już od dłuższego czasu nie próbuje nas nawet przekonywać, że jest czymś więcej niż tylko kolejnym telewizyjnym średniakiem. Momentami produkcji udaje się przypomnieć, jak wielki ma potencjał, ale przeważnie twórcom po prostu nie chce się wysilać, żeby wykrzesać z tej opowieści coś więcej niż tylko klisze i fabularne schematy.
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat