fot. materiały prasowe
Jan Komasa przyzwyczaił, że jego filmografia jest bardzo różnorodna, ale to, jak opowiada historię i prowadzi aktorów, pozwala zawsze oczekiwać nieoczekiwanego. Hollywood nie zmieniło podejścia polskiego reżysera, bo Rocznica jest czymś zupełnie innym, niż można było spodziewać się po zapowiedziach i zwiastunie. Jak najbardziej to thriller, ale zarazem przerażająco realistyczna dystopia nacechowana politycznie, o tym, jak łatwo zmanipulować społeczeństwo, by zatraciło podstawowe wartości i swoje człowieczeństwo. To czyni Rocznicę czymś realnie przerażającym, bo pokazuje rzeczy, które rozpoznamy w myśl powiedzenia „historia lubi się powtarzać”.
Film jednak ma kluczowy problem: scenariusz autorstwa Lori-Rosene Gambino, czyli osoby debiutującej w tej roli. To czuć! Nawet udział Jana Komasy przy scenariuszu z perspektywy zewnętrznej, czyli osoby nie wywodzącej się z amerykańskiej rzeczywistości, tego nie zmienia. Jest to ciekawie przemyślana historia, która jak najbardziej może nawiązywać do współczesnych Stanów Zjednoczonych, ale nie brak w tym uniwersalności. Tego elementu, który sprawia, że wierzymy, iż taka sytuacja, gdy nowatorski ruch polityczny może zmienić kraj w dystopijny reżim, jest jak najbardziej możliwa. Realizm ukazania tego jest niezaprzeczalny i przeraża. Jednocześnie jest za dużo w tym łopatologii, która trochę zabiera jakości i wydźwięku, bo wszystko to, co mogło być głębsze i mocniejsze, jest przez to spłaszczone. Są momenty, które bez tej przesadnej oczywistości w sposobie mówienia do widza mogłyby być zwyczajnie lepsze i mocniejsze. To coś, z czym niektórzy odbiorcy mogą mieć problem. A może jednak łopatologia to coś, czego takie tematy potrzebują? Każdy widz powinien zrozumieć i poczuć historię, więc chociaż dla mnie jest tych oczywistości troszkę za dużo, to rozumiem zamysł i cel takiej decyzji. To po prostu jest potrzebne, by trafiło do odbiorców. Być może powinno się zadbać o lepsze wyznaczenie granicy, ale wydźwięku mocnego filmu to nie zmienia.
To jednak nie jest coś, przez co skreślałbym z góry film Rocznica. Jan Komasa wyciąga z tego maksimum, co przekłada się na rozrywkę intrygującą, a w pewnych momentach niesamowicie poruszającą. W kulminacji napięcie sięga zenitu, emocje są wielkie i trudno nie poczuć poruszenia tym, co się dzieje i jak to realnie przeraża. Te mankamenty scenariuszowe bledną przy aktorach, których reżyser dobrze prowadzi: Diane Lane i Kyle Chandler brylują, a Phoebe Dynevor jest bardzo specyficznie niepokojącą socjopatką, Zoey Deutch zostawia wiele emocji, a młoda McKenna Grace, która niby przewija się trochę w tle tej opowieści, po filmie najbardziej zapada w pamięć. Co, biorąc pod uwagę obsadę złożoną z gwiazd, może wydawać się zaskoczeniem. Rozczarowuje Dylan O'Brien, którego stać na o wiele więcej, ale przez to, jak jego bohater jest schematyczny i jednowymiarowy, nie pozostawia przestrzeni na satysfakcję. Spełnia swoją rolę należycie, ale czuć, że w tym bohaterze potencjał był jednak o wiele większy.
Ciekawe jest to, że Rocznica to jest tak naprawdę studium rozpadu społeczeństwa na przykładzie jednej dużej rodziny. Kto tego nie zna z rzeczywistości, jak polityka rozbija relacje, bo spolaryzowane współczesne społeczeństwo nie pozwala na porozumienie? Ten film udowadnia dobitnie, jak ten problem może popaść w jeszcze większe i gorsze skrajności. Dlatego obserwowanie degradacji tych relacji na przestrzeni czasu jest mocną i emocjonalnie ważną częścią filmu. To przez pryzmat tak opowiadanej historii budowane są emocje i relacje widza z bohaterami, co procentuje w finale, który chwyta za gardło i pozostawia widza w dużych emocjach po zakończeniu seansu. W takim wymiarze trochę przestaje mieć znaczenie ta łopatologia, czasem jakieś banały scenariuszowe, bo wydźwięk emocji i bolesnej natury tej fabuły działa i pozwala docenić, co Jan Komasa tutaj zrobił.
Rocznica to mocny polityczny thriller o czymś, co jest straszne, a jak pokazała historia świata, bardzo wiarygodnie realistyczne i możliwe. Poprzez jedną rodzinę obserwujemy zniszczenie demokratycznego społeczeństwa i przekształcenie go w dystopijny reżim, który zabiera wolność, swobodę i – zasadniczo rzecz biorąc – powietrze, bo czuć, jak to dusi człowieka. Przede wszystkim dobrze się to ogląda, a hollywoodzcy aktorzy prowadzeni przez reżysera nadają temu wszystkiemu wagi i wiarygodności.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/