Ród smoka: sezon 2, odcinek 7 - recenzja
Data premiery w Polsce: 29 lipca 2024To przedostatni odcinek 2. sezonu Rodu smoka. Czy serial nabrał rozpędu? Sprawdzam.
To przedostatni odcinek 2. sezonu Rodu smoka. Czy serial nabrał rozpędu? Sprawdzam.
2. sezon Rodu smoka wielkimi krokami zmierza do końca. Nie jest mi jednak przykro z tego powodu. Przeważa raczej poczucie zmarnowanego czasu – nawet nie mojego, a twórców. Każdy z nas spotkał się z odcinkami fillerowymi, czyli takimi, które miały pomóc scenarzystom wypełnić odgórnie narzucony czas trwania danej produkcji. Pierwszy raz jednak mam wrażenie, że fillerowy jest... cały sezon.
Gdybyśmy pominęli wydarzenia z Gawroniego Gniazda oraz ostatni odcinek, to okazałoby się, że akcja serialu stoi w tym samym miejscu, co na początku 2. sezonu. Postaci nie rozwinęły się w żaden ciekawy sposób! Nie przeszły żadnej interesującej drogi (poza Aegonem i Aemondem, ale jest to skutek jednego odcinka, a nie skrupulatnie zaplanowanych wydarzeń). Nie narzekam na brak akcji, ale na to, w jaki sposób zostali napisani ci bohaterowie. Trudno jest tu kogoś polubić. Młodsi są po prostu nijacy (Rhaena), pojawiają się rzadko (Baela) lub zmieniają co tydzień charaktery w zależności od potrzeb scenarzystów (Jace, ale do niego wrócę później). Nawet ci z wielką charyzmą, czyli Aegon i Aemond, nie mają w tym odcinku nic do roboty. Twórcy konsekwentnie odwlekają wprowadzanie postaci, które mogłyby wnieść powiew świeżości i jakąś inną dynamikę (Daeron Targaryen), albo po prostu je usuwają (Nettles, Alysanne Blackwood). W 2. sezonie bardziej niż kiedykolwiek odczuwamy brak Rhysa Ifansa w roli Otto Hightowera oraz Paddy'ego Considine'a jako króla Viserysa (choć warto nadmienić, że znów zaliczył małą scenkę w tym epizodzie).
Poświęciłem trochę miejsca młodym postaciom, bo w najnowszym odcinku zaprezentowano nam spektrum tego, jak można je pokazywać. Z jednej strony mamy Jace'a, który dopiero teraz przypomina sobie o tym, że jest bękartem po Harwinie Strongu. Jego obawy są racjonalne. Nawet jeśli matka wygra, a on zasiądzie po niej na tronie, to wiele osób będzie kwestionować jego dziedzictwo. Z tyloma nowymi smoczymi jeźdźcami utrzymanie pokoju nie będzie łatwe. Jednak podważanie słuszności wojny jest po prostu idiotyczne. Bohater liczy, że jeśli matka się podda, to Aemond (przypominam – ten sam, który zamordował jego brata) ich oszczędzi? Próbowałem nie patrzeć na serial przez pryzmat książki, ale muszę wspomnieć, że Jace na kartach powieści jawił się jako elokwentny i doskonały dyplomata, a w serialu jest rozwydrzonym, wiecznie niezadowolonym, kwestionującym wszystko bachorem.
W tym odcinku powrócił młody lord Tully. To był dopiero powiew świeżości! Bardzo podobała mi się jego dynamika z Daemonem i postawienie Księcia Łotrzyka do pionu. Mimo młodego wieku i braku doświadczenia nie pozwolił się zastraszyć. Dobrze, że aktor udźwignął na swoich barkach tę scenę – był charyzmatyczny, więc jego występ oglądało się z uśmiechem na ustach. Szkoda, że nie można tego samego powiedzieć o innych postaciach, które są teoretycznie istotniejsze.
Twórcy znów silą się na imitowanie Gry o tron i chcą pokazać zakulisowe gierki. Dało się to odczuć w scenie, w której Larys Strong rozmawiał z lordem z małej rady. Było to jednak pozbawione pazura i intrygi. O wiele ciekawiej wypadła sekwencja, w której Strong pomagał Aegonowi wrócić do łóżka. Okazuje się, że to Larys naciska na to, żeby król jak najszybciej wrócił do formy. Trudno przewidzieć prawdziwe intencje tak podstępnej postaci, ale sądzę, że faktycznie współczuje on młodemu Targaryenowi i chce dla niego jak najlepiej. Wątpię, że wynika to z sympatii. To raczej wynik obawy lub niechęci do Aemonda, który go poniżył.
Daemon zdobył armię kosztem własnych przekonań i ambicji. W końcu. Wątek Harrenhal to jedna z najbardziej przeciągniętych linii fabularnych w tym sezonie. Szkoda, że zmarnowano na to aż tyle czasu. Daemon nie przeszedł żadnej ciekawej drogi. Nie dowiedzieliśmy się o nim niczego nowego. Nadal usilnie stara się być królem. Może wizja z Viserysem w końcu go od tego odwiedzie? Tak czy siak, jest to marnowanie nie tylko czasu ekranowego – który przydałby się innym wątkom oraz postaciom – ale też talentu aktorskiego Matta Smitha. Artysta dwoił się i troił, żeby wyciągnąć coś z przygody w nawiedzonym zamku, przypominającej zmagania Scooby'ego-Doo. To niestety za mało, żeby oglądać ten wątek z zaangażowaniem. Podobne wrażenia towarzyszą mi, jeśli chodzi o Alicent. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że dostała całkiem ładnie nakręconą scenę w jeziorze, choć była ona bezcelowa.
Odcinek bez wątpienia ratuje ostatnia sekwencja. Plan zagwarantowania prostemu ludowi, bękartom Targaryenów, tytułu smoczego jeźdźca, to na papierze dobry pomysł. Cieszy, że Rhaenyra od kilku odcinków aktywnie przygotowuje się do wojny. Co prawda pierwsza scena z Vermithorem nie wypadła tak dobrze, jak ta ze Smoczym Dymem, bo można było się spodziewać, że na początku rezultat będzie podobny. To była zwyczajna powtórka z rozrywki. Jednak siejący później zniszczenie smok prezentował się bardzo dobrze. Wszystko śledziliśmy z perspektywy małych, bezbronnych ludzi, co tylko potęgowało poczucie terroru i beznadziei. Efekty i ujęcia były dopracowane. Chwilami przypominało mi to monumentalizm Godzilli z 2014 roku. Ta jedna sekwencja pokazała, jak potężną bestią jest Vermithor i jak cennym zasobem może być dla Czarnych. Hugh Młot czy Ulf Biały nie wzbudzają we mnie żadnych emocji, chociaż ten drugi miał względnie zabawną scenę w karczmie. Wielkie wrażenie w tej sekwencji zrobiło na mnie udźwiękowienie, które stało na naprawdę wysokim poziomie. Wszystkie dźwięki wydawane przez smoki budowały napięcie i wzmagały poczucie nieustannego zagrożenia. Ostatnia scena też była całkiem ciekawa. Rhaenyra ma obecnie przewagę, jeśli chodzi o smoki, chociaż do Aemonda i spółki ma lada moment (czyli w następnym sezonie) dołączyć jego brat ze swoją skrzydlatą bestią.
Obawiam się, że ten sezon prowadzi donikąd. Hucznie zapowiadano rozpoczęcie wojny i wybieranie stron, a tak naprawdę wciąż stoimy w miejscu. Nie sądzę, że wszystko zmieni się za sprawą ostatniego epizodu. Nie byłoby nic złego w tym, że twórcy poświęcili tak dużo czasu przygotowaniom do starcia. Problemem jest jednak to, że ukazywane przez nich wydarzenia były nieciekawe. Nowe postacie prowadzono po łebkach, a innych bohaterów potraktowano po macoszemu. Nawet zalety poprzedniego sezonu (np. taki Daemon) zostały sprowadzone do fanserwisu.
Zobacz także:
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1954, kończy 70 lat
ur. 1979, kończy 45 lat