Roseanne: sezon 10, odcinek 1 i 2 – recenzja
Roseanne to jeden z najlepszych seriali komediowych przełomu lat 80. i 90., który był zabawny, szczery i inteligentnie poruszał ważne społeczne kwestie. Czy powrót po 20 latach jest udany?
Roseanne to jeden z najlepszych seriali komediowych przełomu lat 80. i 90., który był zabawny, szczery i inteligentnie poruszał ważne społeczne kwestie. Czy powrót po 20 latach jest udany?
Minęło 20 lat. Dobrze jest zobaczyć bohaterów Roseanne, z którymi mimo wszystko dorastałem, podobnie jak wiele osób z mojego pokolenia. Takim sposobem zawsze będzie to inny odbiór nowych odcinków z uwagi na potężną dawkę nostalgii, która działa tutaj wyśmienicie. Nie tylko przez sam fakt, że można zobaczyć dalsze losy ulubionych bohaterów, ale przez to, że wiele najlepszych motywów się nie zmieniło. Zwłaszcza relacja Dana z Roseanne dalej jest najjaśniejszym punktem, który przypomina o tym, jak świetną są oni serialową parą (dobrze to wygląda w scenie dzielenia się lekami, która świetnie dopasowuje ich charakter do wieku). To sprawia, że spotkanie po latach jest bardziej skierowane do widzów zaznajomionych z serialem niż nowych. Im umknie mnóstwo smaczków, detali i nawiązań, bo kiedy serial zachowuje dystans do swojej starszej odsłony, staje się w tym momencie lepszy. Na przykład w kwestii śmiania się z codzienności czy śmierci Dana z 9. sezonu. Nowy widz może poczuć się zagubiony w tej rzeczywistości.
Ten serial zawsze wyróżniał się na tle innych komedii tym, że przedstawiał perypetie rodziny mocno osadzonej na fundamentach rzeczywistości. Nie są bogaci, często po prostu klepią biedę i szczerze mówią o tym, co ich boli. To współcześnie jest jeszcze ważniejsze, gdy serialowe rodziny to przeważnie klasa wyższa - dobry dom, kasa, inne wartości. Dlatego też powrót Roseanne jest w tym aspekcie odświeżający, bo widać, że rzeczywistość bohaterów się nie zmieniła. Nadal jest im ciężko, dom się rozlatuje, a codzienność ich nie rozpieszcza.
Problem mam z pierwszym odcinkiem, który musiał iść z telewizyjnym trendem poruszania politycznych preferencji bohaterów. Dlatego poświęcenie odcinka na dość powierzchownie potraktowaną debatę o Donaldzie Trumpie i innych politycznych rzeczach jest nudne, nieśmieszne i często przekombinowane, bez wykorzystania potencjału. Twórcy za bardzo chcą udowodnić, że ich komentarz polityczny może coś wnieść do dyskusji. Nie może. Ten odcinek to pokazuje - gdy tylko próbują dojść do konkluzji, która mogłaby powiedzieć coś ważnego i mądrego, wątek jest ucinany, a w kolejnym odcinku zapomniany. To nawet nie chodzi o to, że taka postępowa postać jak Roseanne głosuje na Trumpa. Być może jest to jakichś wyznacznik zmiany w pokoleniu w USA, która nastąpiła przez te 20 lat. Trudno powiedzieć, bo dla nas, niezaznajomionych z amerykańską codziennością i życiem politycznym, może to wydawać się niezrozumiałe. Koniec końców ten wątek wydaje się zbędny i niepotrzebny, bo tematy Trumpa i polityki są zbyt często wałkowane. A motyw z tego odcinka nie jest w stanie poruszyć niczego nowego, ani zaoferować czegoś zabawnego. Gdzieś zaniknęła w tym brutalna szczerość Roseanne, która w kwestii politycznej mogłaby mieć największe znaczenie.
Teoretycznie drugi odcinek jest bardziej w stylu tego serialu, bo porusza istotne współcześnie kwestie. Poruszenie problemu dzieciaka, który w odcięciu od orientacji seksualnej ma ochotę ubrać się w kolorowe damskie ciuchy, jest czymś interesującym i można uznać, że sensownym społecznie. Jak zareagować na coś takiego? Gdzie leży tolerancja i jak jej nauczyć w szkole? Solidny wątek, który pokazał etap rozwoju rodziny. Pokazał, że Roseanne nie straciła swojej otwartości i szczerości, a Dan pomimo niechęci nadal ma złote serce. Sama postać dzieciaka pozostawia wiele do życzenia, bo ani nie ma osobowości, a jego motywacje stojące za decyzją związaną z ciuchami są mało ciekawe. Jest to taki wątek dobry na początek, ale nie wykorzystujący potencjału całości.
Lepiej wygląda oparcie na relacjach bohaterów, gdzie w rozmowach są poruszane różne kwestie społeczne i problemy. To właśnie tutaj Roseanne bawi swoją szczerością i komentarzami. Jej rozmowy z siostrą mogą się podobać, a dogryzanie córkom (oraz także sama relacja dziewczyn) ma śmieszne momenty. Dobrze to wygląda w wątku surogatki, który humorystycznie jest w stanie wykorzystywać talent tej obsady. Sam motyw, że Sarah Chalke powraca w nowej roli - w relacji z Becky (Lecy Goranson) - jest niezłym żartem scenarzystów. Pamiętamy, że w poprzednich sezonach aktorki grały przecież tę samą postać. Chalke zastąpiła Goranson, gdy ta odeszła z serialu. Humor w poszczególnych wątkach jest głównie sytuacyjny, dobrze bawi w połączeniu z trafnie uderzającymi w punkt dialogami.
Jest to kolejny sitcom, który wraca po latach. W porównaniu do powrotów Will & Grace oraz Fuller House, przygody Roseanne i jej rodziny wypadają lepiej. Twórcy dokonali sensownego odświeżenia formy, zachowując jej zalety. Na razie humor jest średniej jakości i nie jest tak śmiesznie, jak oczekiwaliśmy. Czuję jednak, że w tych postaciach i ich zwyczajnej rzeczywistości drzemie potencjał na coś, co może odświeżyć format sitcomu i przypomnieć, że jest czymś więcej niż tylko przygodami bogatych i szczęśliwych, których życie nie za wiele ma wspólnego z rzeczywistością.
Źródło: zdjęcie główne: ABC/Adam Rose
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1974, kończy 50 lat