„Rush”: Popaprany doktorek – recenzja
Rush to pierwszy serial w karierze Jonathana Levine'a, reżysera takich filmów jak Wiecznie żywy i "Wackness". Opowiada on historię bardzo nietypowego lekarza.
Rush to pierwszy serial w karierze Jonathana Levine'a, reżysera takich filmów jak Wiecznie żywy i "Wackness". Opowiada on historię bardzo nietypowego lekarza.
Rush nie jest zwyczajnym lekkim serialem na lato, bo nie licząc pogody i krajobrazów, cała opowieść jest mroczniejsza i poważniejsza od wielu dostępnych w tym okresie historii. Widzowie dostają przede wszystkim interesującego głównego bohatera, dr. Williama P. Rusha (Tom Ellis). Nie jest to zwyczajny lekarz, a serial ten trudno zaliczyć do dramatów medycznych. Rush to jednostka bardzo specyficzna - ma wszystko w nosie (dosłownie i w przenośni), bez używek żyć nie może i jest amatorem pięknych kobiet. Postać to bardzo popaprana, z bogatą osobowością, nietypowymi metodami działania i ciekawą przeszłością. Bynajmniej nie jest to jakaś kopia dr. House'a, gdyż bardziej porównałbym go do bohatera serialu Ray Donovan. Rush pomimo swoich odpychających przywar momentalnie wzbudza sympatię widza. Jest jakaś metoda w tym szaleństwie. Cieszy też fakt, że jest on staromodny - niektóre sytuacje z uwagi na to wypadają komicznie.
Praca dr. Rusha także wydaje się wariacją na temat Raya Donovana. Tylko że Rush zajmuje się po cichu medycznymi problemami celebrytów - ktoś pobił żonę, penis się komuś połamał, kogoś postrzelono i tym podobnymi sprawami. Rush w serialu nie zajmuje się jakimiś poważnymi schorzeniami. Jest to lekarz doraźny, wkraczający do akcji, gdy coś się popsuło i trzeba to momentalnie naprawić. Dyskrecja, zapłata gotówką i tyle - następne zadanie. Dzięki temu Rush staje się serialem ciekawym, bo nawet nie ma co wpisywać go do gatunku dramatów medycznych - bohater nie pracuje w szpitalu, jego zadania są bardzo specyficzne, a fabularna różnorodność kieruje go na zupełnie inne tory.
[video-browser playlist="619213" suggest=""]
W pierwszych 2 odcinkach wyraźnie zaznaczono główne wątki, które będą kontynuowane w dalszej części sezonu, a na pierwszy plan wysuwa się miłość Rusha. Nie jest ona wyjęta z baśni i bynajmniej nie zapowiada się tutaj szczęśliwe zakończenie. Wszystko jednak wskazuje, że ten wątek będzie powracać i w jakimś stopniu lekarz będzie chciał naprawić tę relację - ale im bardziej się stara, tym gorzej to wychodzi.
Jonathan Levine zachowuje niezłą równowagę pod względem atmosfery. Są sceny luźniejsze, pełne humoru na dobrym poziomie, ale są też momenty mroczne, poważne i z dużą dawką napięcia. Udaje się wykreować to bardzo efektywnie poprzez różnorodne wątki poboczne. Pomysłowość Levine'a cieszy, bo nie powiela tutaj schematów z innych seriali, tylko prezentuje coś innego, ale zarazem szalenie rozrywkowego.
Czytaj również: "Rush" i "Complications" notują niską widownię
Rush zapowiada się na dobry serial, który częściowo wpisuje się w trend mroczniejszych produkcji kablówek (każdy bohater ma coś za uszami), jednocześnie oferując lekką rozrywkę, by poważniejsze elementy nie przytłaczały widza.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat