Samarytanin - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 26 sierpnia 2022Sylvester Stallone powraca jako zapomniany superbohater w filmie reżysera Operacji Overlord. Czy takie połączenie ma sens? Sprawdzamy.
Sylvester Stallone powraca jako zapomniany superbohater w filmie reżysera Operacji Overlord. Czy takie połączenie ma sens? Sprawdzamy.
Dwadzieścia lat temu w Granite City doszło do starcia superbohatera zwanego Samarytaninem z jego złym bratem o ksywie Nemessis. Z tej potyczki żywo wyszedł tylko jeden z nich. Jak mówi legenda, po pokonaniu swojego brata Samarytanin porzucił życie herosa i gdzieś się zaszył. Gdzie? Tego nikt nie wie. Wiele osób go szukało, ale bezskutecznie. Obsesję na jego punkcie ma trzynastoletni Sam Cleary (Javon 'Wanna' Walton). Chłopak pochodzi z biednej rodziny – mieszka razem z matką, która z całych sił stara się utrzymać dom. Jednak sytuacja w mieście stale się pogarsza i coraz więcej osób ląduje na bruku. Dlatego Sam kombinuje, skąd szybko zdobyć pieniądze, by pomóc matce. Zaczyna razem z kolegą od drobnych kradzieży miedzianych kabli w opuszczonych mieszkaniach. Podczas jednej z takich akcji wchodzi w konflikt z lokalnym pseudogangsterem, który chce się wykazać przed kuzynem i jego szefem Cyrusem. Gdy plan przestępcy okazuje się niewypałem, odgrywa się na Samie. W obronie dzieciaka staje sąsiad Joe Smith (Sylvester Stallone), gość o nadludzkiej sile. Chłopak podejrzewa, że jest on dawno niewidzianym Samarytaninem.
Na pierwszy rzut oka scenariusz napisany przez Braga F. Schuta (twórcę Escape Room i Polowania na czarownicę) nie różni się niczym od dobrze nam już znanych historii. Superbohater pod wpływem jakiegoś traumatycznego wydarzenia porzuca swój dotychczasowy styl życia i staje się szarym człowiekiem. Nie rusza go to, że świat powoli pogrąża się w chaosie. Chce, by wszyscy zostawili go w spokoju. I pewnie by tak dożył końca swoich dni, gdyby nie dziecko, które staje na jego drodze i przypomina mu, czemu superbohaterzy są tak potrzebni. Nie chodzi nawet o to, co robią na co dzień, ale o nadzieję, jaką ze sobą niosą. Ludzie czują się lepiej i bezpieczniej, wiedząc, że istnieje jakaś istota, która zawsze może przyjść im z pomocą. Tekst Schuta, pomimo pewnego ogranego schematu, zaskakuje w drugiej połowie filmu, gdy wprowadza pewien twist. Dzięki niemu Samarytanin zapada w pamięć. A w dobie natłoku produkcji o trykociarzach to ważna cecha.
Sylvester Stallone świetnie sprawdza się w roli zgorzkniałego samotnika, który codziennie bije się z myślami, czy dobrze zrobił, że porzucił superbohaterskie życie. Widać, że jest coraz bliżej tego, by wybuchnąć i pokazać rzezimieszkom, gdzie jest ich miejsce, ale zawsze w ostatniej chwili się hamuje. Widz wie, że facet się złamie – wystarczy tylko poczekać. Same sceny walki z jego udziałem nie są jakieś spektakularne. 76-letni Stallone dostaje więc supermoce i w starcu z nim zwykli śmiertelnicy nie mają szans. Dzięki temu zabiegowi Sly nie musi się przemęczać, a widz nie ma uczucia zażenowania jak w scenach akcji z nowych filmów Bruce’a Willisa.
Ciężar całego filmu spada na barki młodego Javona "Wanna" Waltona, który spodobał mi się już w The Umbrella Academy. Jest charyzmatyczny i zadziorny. Z miejsca kupujemy to, że jest młodym buntownikiem, który nie ma zamiaru dawać sobą pomiatać. Nie ma znaczenia, kto staje mu na drodze. Bardzo często takie nastawienie powoduje, że chłopak wraca do domu z podbitym okiem czy krwawiącym nosem. Wie, że o respekt trzeba walczyć, bez niego w tym świecie ludzie są zgubieni.
Na uwagę zasługuje duński aktor Pilou Asbæk, którego możecie znać z Gry o tron. Jego Cyrus jest jednym z tych zwariowanych przeciwników, którego już samo pojawienie się wywołuje u widza gęsią skórkę. To socjopata najgorszego typu. Świr, który udaje miłego człowieka, by w jednej sekundzie zamienić się w bezwzględnego mordercę. Niby zależy mu na pokoju w mieście i równości społecznej, ale tak naprawdę śni o władzy i chaosie. Asbæk świetnie portretuje tego bohatera, dzięki czemu jego spotkanie z tytułowym Samarytaninem jest tak ciekawe.
Samarytanin nie jest filmem naszpikowanym efektami specjalnymi czy walkami. Może dlatego tytuł ten trafił na platformę Amazon – jako domowe kino akcji sprawdza się bardzo dobrze. Wydźwięk produkcji byłby dużo słabszy na dużym ekranie.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat