Samotny ojciec
Biorąc pod uwagę pomysł wyjściowy, mogło być zabawnie. Ba, nawet przezabawnie. Niestety wyszło sztucznie, teatralnie i "tak sobie". Całą sytuację trochę ratuje Thomas Lennon, ale bądźmy szczerzy - jedna osoba nie pociągnie całości.
Biorąc pod uwagę pomysł wyjściowy, mogło być zabawnie. Ba, nawet przezabawnie. Niestety wyszło sztucznie, teatralnie i "tak sobie". Całą sytuację trochę ratuje Thomas Lennon, ale bądźmy szczerzy - jedna osoba nie pociągnie całości.
A jaka jest ta wyjściowa idea? Oto mamy Seana, samotnego ojca, który po wyjeździe żony (z którą notabene się rozwiódł) do pracy, opiekuje się nastoletnią córką. Jak na ironię, dziewczyna wchodzi w okres dojrzewania i młodzieńczego buntu, a twórcy poszli nawet o krok dalej - zrobili z Seana geja. Mało? Ok, dodajmy do tego bardzo trudnego i wymagającego oraz totalnie antypatycznego szefa, który nie rozumie, że ktoś może mieć życie prywatne. Wystarczy? No nie - pozostaje jeszcze niełatwa w codziennym współżyciu matka głównego bohatera.
Dochodząc do sedna, widzimy, że pomysł ma tak mocne podłoże humorystyczne, iż serial praktycznie nie może się nie udać (szczególnie że szefa gra rewelacyjny Thomas Lennon, który w komediach czuje się jak mało który aktor). Niestety coś po drodze nie wyszło, mimo że fabuła pierwszego odcinka jest typowo pilotażowa - poznajemy Seana (od razu dostajemy wytłumaczenie, że jest gejem), jego córkę, za chwilę dołącza matka, potem zaś szef i mamy wszystko wyłożone na tacy. Rodzinka jakoś sobie radzi, choć ma jeszcze przed sobą sporo roboty. W pracy wiemy, jak jest, ale Sean daje z siebie wszystko. Brak tu jednak humoru i pewnej autentyczności, a także niewymuszonych sytuacji.
[video-browser playlist="634687" suggest=""]
Pierwszy odcinek jest po prostu nieśmieszny. Aktorzy zachowują się teatralnie, a o ile w przypadku postaci Maxa (Lennon) przerysowanie ma sens i człowiek uśmiecha się na jego widok, tak cała reszta postaci jest bardzo sztuczna. Najsłabszy w tym wszystkim jest właśnie Sean Hayes. Brak mu charyzmy i nie radzi sobie, mimo że powinien pociągnąć cały serial. Trochę w nim z Alana z Dwóch i pół; trochę z paru innych postaci, które starają się z całych sił, ale zwykle im coś nie wychodzi. Dużo lepiej radzi sobie Linda Lavin jako męcząca matka.
Sean saves the world ma możliwości, serialowi brak jednak autentyczności i spontaniczności, które powinny cechować sitcomy. Ostatnio wiele z nich jest niezwykle sztucznych (prym wiedzie tutaj serial Dads), a aktorzy w nich grający chyba nie do końca wyczuwają konwencję i grają bardzo plastikowo. Z najnowszą komedią NBC jest bardzo podobnie - potencjał gdzieś tam drzemie, ale na razie nie zostaje wykorzystywany.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat