Sandman: sezon 2, odcinki 7-11 - recenzja
Data premiery w Polsce: 5 sierpnia 2022To koniec serialu Sandman, którego drugi sezon będzie zarazem ostatnim. Finałowe odcinki pozostawiają widzów z pytaniem: czy wszystko rzeczywiście zostało domknięte zgodnie z oczekiwaniami? Przed nami jeszcze tylko bonusowy epizod, który raczej wiele nie zmieni.
To koniec serialu Sandman, którego drugi sezon będzie zarazem ostatnim. Finałowe odcinki pozostawiają widzów z pytaniem: czy wszystko rzeczywiście zostało domknięte zgodnie z oczekiwaniami? Przed nami jeszcze tylko bonusowy epizod, który raczej wiele nie zmieni.

Dzielenie seriali na dwie lub więcej części to coraz częstsza praktyka stosowana przez platformę streamingową Netflix. Widzowie zwykle oczekują, że taki podział będzie przemyślany, a każda część wniesie coś nowego. Tak właśnie jest w przypadku Sandmana. Pierwsza połowa była narracyjnie intensywna, wizualnie dopracowana i pełna filozoficznych tonów. Przedstawiono kilka historii, poświęcając cały dostępny czas na rozwijanie fabuły. Można odnieść wrażenie, że była to forma przygotowania gruntu pod wydarzenia z drugiej części sezonu. To właśnie odcinki 7–11 tworzą rdzeń tej opowieści, prowadząc do emocjonalnej kulminacji, która przypomina, czym naprawdę jest to uniwersum. Serial nie błądzi już między różnymi wątkami, tylko skupia się na jednym celu, wykorzystując wcześniej zarysowane elementy.
Druga połowa sezonu Sandmana porzuca tempo i strukturę opartą na osobnych historiach, przechodząc w tryb opowieści ciągłej. W zamian otrzymujemy dramat egzystencjalny. Twórcy stawiają tu na intymne podejście oparte na mniejszej ilości akcji, skupiają się na emocjach i postaciach. To też moment, w którym świat snów zaczyna się zmieniać − dosłownie i metaforycznie. To już nie tylko opowieść o Morfeuszu, którego poznaliśmy na początku, ale o całym Śnie, który dojrzewa do zmiany. Jednocześnie aura głównego bohatera nadal pozostaje charakterystyczna. W tej części jest jeszcze bardziej zamyślony i tragiczny. Nie każdemu odpowiada jego kamienna mimika, ale jeśli zrozumie się, czym dla tej postaci jest ból istnienia, łatwiej przyjąć tę kreację jako świadomy wybór, a nie ograniczenie. W tych odcinkach jednak pozwolono Morfeuszowi na większą ekspresję i przejaw emocji. Pojawia się szczęście, wdzięczność, a nawet strach oraz inne uczucia, które wcześniej były tłumione.
Dobrze wypadają też aktorzy drugiego planu. Niektóre duetowe wątki zaskakują świeżością i emocjonalną szczerością, inne budzą mieszane odczucia, ale trudno im odmówić chemii. Szczególnie nowi bohaterowie wprowadzeni w drugiej połowie sezonu dodają potrzebnego napięcia i autentyczności. Ostatecznie jednak to nie samo aktorstwo, ale relacje między postaciami są tu najważniejsze. Serce tej opowieści bije w rozmowach, spojrzeniach i niedopowiedzeniach, ale to właśnie ją wyróżnia. Sandman także wizualnie pozostaje jednym z najciekawszych seriali fantasy. Twórcy unikają przesytu efektami CGI, stawiając na zbudowany klimat oparty na ciemnych tonacjach, teatralnych kadrach i ekspresyjnych kostiumach. Więcej miejsca poświęcono też fantastycznym postaciom (jak strażnicy zamku), które wcześniej były jedynie tłem.
Z drugiej strony, nie wszystkie wątki poboczne wybrzmiewają równie mocno. Momentami historia się rozprasza, gubi we własnym labiryncie. Niektóre postaci pojawiają się i znikają, zostawiając po sobie niedosyt. Nie jest to problem, który psuje cały sezon, ale widać, że największa siła serialu leży w głównej osi narracyjnej, a każde odejście od niej jest ryzykowne. Odcinki 7 i 8 na tym tracą, o wiele mniej w nich magii, więcej polityki i uproszczonych dramatów, które szybko się kończą, by powrócić do głównego wątku. Mimo że ma się ochotę przejść dalej, historia kręci się wokół tego, co już zostało opowiedziane. Dopiero odcinki 9−11 wyraźnie zmieniają ton: pojawiają się tragedia i poświęcenie. Napięcie rośnie powoli, by eksplodować w finałowym monologu i akcie dziedziczenia.
Końcówka sezonu niesie dużo niepokoju, trudno przewidzieć, czy wydarzenia potoczą się po naszej myśli. Samo zakończenie pozostawia sporo wątpliwości. Choć przez cały sezon potencjalnie wiadomo, dokąd zmierzają losy Morfeusza, ostatnie sceny potrafią zaskoczyć. Trudno ocenić, czy na plus. Finałowy odcinek jest pełen wzruszeń i powrotów do wszystkich wcześniejszych motywów, co wprowadza elementy nostalgii. Ta połowa tego sezonu Sandmana nie jest dla każdego. Wymaga skupienia, cierpliwości i otwartości na opowieść pełną niedopowiedzeń. To nie serial do oglądania jednym okiem przy kolacji, ale pozwala zanurzyć się w świecie, gdzie sny mają swoje prawa, a każda decyzja niesie konsekwencje.
Jednym z elementów, które odróżniają Sandmana od innych produkcji fantasy, jest jego silne zakorzenienie w refleksji egzystencjalnej. Druga połowa sezonu nie ucieka od tych tematów, a wręcz przeciwnie, pogłębia je. To opowieść o przemijaniu, odpowiedzialności, relacjach rodzinnych (choć bardzo nietypowych) i trudzie bycia sobą, nawet jeśli jest się bytem nieskończonym. Twórcy prowadzą widza przez te filozoficzne rozważania bez popadania w banał. Nie ma tu prostych wykładów, ale są symbole, metafory, niedopowiedzenia. Dla jednych będzie to mistyczna podróż, dla innych nieznośna poetyka. Ale to właśnie ten balans sprawia, że Sandman pozostaje serialem wyróżniającym się na tle innych.
Pytanie tylko, czy to wciąż ten sam serial, którego pokochali widzowie. Druga połowa sezonu nie przypomina lekkiej, baśniowej części pierwszej serii. Jest mroczniejsza, wolniejsza i cięższa. Ta odsłona stawia na dojrzalszą narrację, czasem ryzykuje i nie zawsze trafia w punkt. Ale kiedy już to robi, to z siłą, która potrafi poruszyć. Szczególnie w końcówce, gdy tempo, klimat i symbolika składają się na wielowarstwową całość. Był to seans poruszający, chwilami trudny, ale ostatecznie spełniający i wartościowy. Bo Sandman nie opowiada tylko o marzeniach, ale również o lękach, pragnieniach i tęsknotach. Mimo słabszych momentów, początkowej monotonii i kilku niewykorzystanych postaci twórcy podołali domknięciu historii Morfeusza. Zakończenie może wywoływać mieszane uczucia, ale ostatni odcinek daje wyraźne uzasadnienie tego, co oglądaliśmy. I to wydaje się najlepszym możliwym rozwiązaniem.
Jeśli pierwszy sezon zachwycał aurą i narracyjną śmiałością, druga połowa sezonu może nie wciągać od razu w ten sam sposób, ale w pełni domyka całą historię Snu, nie pozostawiając widza z żadnymi wątpliwościami. Można zastanawiać się nad słusznością takiego zwieńczenia, ale trudno odmówić mu silnego oddziaływania na emocje.
Poznaj recenzenta
Paulina Mika



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 55 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1961, kończy 64 lat
ur. 1999, kończy 26 lat

