Sherlock Holmes: The Awakened – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 11 kwietnia 2023Ukraińskie studio Frogwares dostarczyło kolejną produkcję o słynnym detektywie. W Sherlock Holmes: The Awakened zdecydowano się połączyć jego przygodę z mrocznymi elementami rodem z mitologii Cthulhu.
Ukraińskie studio Frogwares dostarczyło kolejną produkcję o słynnym detektywie. W Sherlock Holmes: The Awakened zdecydowano się połączyć jego przygodę z mrocznymi elementami rodem z mitologii Cthulhu.
Z radością wskoczyłem w zakręcony umysł Sherlocka w grze Sherlock Holmes: The Awakened, bowiem uważam się za fana twórczości ukraińskiego studia Frogwares. Ich gry, choć często mają bardzo ponury klimat, są miłą odskocznią od typowych akcyjniaków, bo stawiają na spokój i rozwagę. Taka jest też i ta produkcja, której oryginalną wersję pamiętam jak przez mgłę. Tak, nowe wydanie to remake gry o tym samym tytule z 2006 roku, czyli pierwszej przygody słynnych detektywów, która oferowała grafikę 3D. I chociaż z oryginału pamiętam niewiele, to remake mi co nieco przybliżył, a dalszy research uświadomił, jakich zmian dokonano w fabule.
Ciekawa opowieść najmocniejszą stroną gry
Tym razem na bok odstawiamy demaskację mordercy, który zostawia po sobie ślady. W Przebudzeniu mierzymy się z siłami znacznie potężniejszymi, które nawiązują do mitologii Cthulhu. Pomysł nie jest nowy ani też oryginalny, ale to całkiem przyjemna odskocznia od śródziemnomorskich klimatów wyspy Cordona z poprzedniej gry ukraińskiego studia.
Główny wątek The Awakened zaczyna się na Baker Street 221b, ale londyńskie mieszkanie Holmesa to tylko jedna z lokacji, w której znajdziemy się na przestrzeni siedmiu rozdziałów. Londyn to zaledwie początek, w którym Holmes, za namową swego przyjaciela doktora Watsona przyjmie sprawę zaginięcia służącego pewnego jegomościa. Sprawa okazała się na tyle rozległa, że zabrała duet poszukiwaczy przygód do odległej Luizjany czy urokliwej Szwajcarii. Jeśli chodzi o ten drugi kraj – nie chcielibyście trafić w to konkretne miejsce, gdzie udali się bohaterowie gry. Badając zniknięcie służącego, odkrywamy kolejne karty istnienia tajemniczego kultu, który szykuje niebezpieczny rytuał z udziałem poszukiwanego jegomościa oraz innych osób, również zaginionych w tajemniczych okolicznościach.
Frogwares nie zaoferowało bardzo długiej fabuły, ale nie jest to problem, bowiem w każdym z rozdziałów znajdziemy kilka misji pobocznych, znacznie przedłużających czas zabawy. Tradycyjnie misje poboczne pojawiają się dopiero wtedy, gdy na nie natrafimy. Warto zatem eksplorować świat, by nic nam nie umknęło.
Znane i lubiane
Kto grał w ostatnie gry Frogwares, ten doskonale zna mechanikę najnowszego Sherlocka. Deweloperzy postawili na sprawdzone rozwiązania. Jeśli więc oczekiwaliście jakiejś rewolucji, to możecie się nieco rozczarować. W rozgrywce nie ma zbyt wielu zmian, choć odniosłem wrażenie, że pokuszono się o pewne ułatwienia w przypadku dedukcji właściwej kolejności wydarzeń.
Każde śledztwo skupia się na badaniu miejsca zbrodni, wypytywaniu świadków, sprawdzaniu archiwów czy łączeniu wątków, które następnie stworzą spójną całość. Retrospekcje tym razem ukazują nam wybrany przez nas wariant przebiegu wydarzenia, co wydaje się być ułatwieniem w rozgrywce. Gra nie prowadzi nas za rączkę i trzeba bacznie czytać wszystkie świstki oraz znalezione dokumenty, a także przeglądać dziennik Sherlocka. Może być to ukłon w kierunku tych graczy, którzy nie chcą spędzać kilku godzin nad sprawą, tylko w łatwiejszy sposób dojść do jej sedna.
Nasze postacie możemy ubrać w stroje inne niż podstawowy, ale zabrakło elementu znanego z Chapter One. Tym razem nie musimy upodabniać się do danej klasy społecznej, by wyciągnąć od nich informacje potrzebne do popchnięcia śledztwa. Biedota rozmawia zarówno z klasą robotniczą, jak i z funkcjonariuszem policji. Tutaj również widać ułatwienie w rozgrywce.
Jedyną mechaniką, która tak naprawdę mi przeszkadza, jest strzelanie. Ten element sam w sobie jest tak fatalnie zaprojektowany, że chyba sami twórcy o tym wiedzą, dlatego jego obecność jest w zasadzie marginalna. W poprzednich grach wyglądało to nie o klasę, ale o kilka klas lepiej.
Stutteringu brak, ale nie jest to graficzny majstersztyk
W swoim tekście odnoszę się często do wcześniejszego projektu studia – Sherlock Holmes: Chapter One. Nie bez powodu: obie gry powstały na tym samym silniku i korzystają z tych samych rozwiązań. Poprzednia gra bardzo cierpiała na tzw. stuttering, czyli rwanie obrazu przy obracaniu kamery. Zauważyłem, że ten problem został w znacznym stopniu wyeliminowany w The Awakened. Obraz już tak nie rwie, jak w wydanej przed kilkoma laty produkcji. Ale z drugiej strony przez te dwa lata grafika nie doczekała się poprawy. Niedoróbki nie są tak widoczne podczas nocnej rozgrywki, jednak za dnia widać sporo niedociągnięć.
Jeśli grafika miałaby odzwierciedlać poziom gry, to byłaby to co najwyżej klasa średnia – dość uboga w detale w szerokim kadrze, ale znacznie bogatsza w bliskich spotkaniach, np. podczas profilowania osób w kręgu zainteresowania detektywa lub rozmów.
Sherlock Holmes: The Awakened to krok we właściwym kierunku. Gra co prawda ma pewne wady, które ciągną się za serią od wielu odsłon, ale z każdą kolejną jest ich coraz mniej. Widać, że studio wyciąga wnioski z opinii graczy i stara się dostarczyć im produkt, który im się spodoba i będzie trampoliną od codziennego życia. The Awakened nie jest grą idealną. Ba! Nawet nie jest grą bardzo dobrą. To średnia produkcja ze średnim budżetem, przy której można przyjemnie spędzić kilkanaście godzin. To produkt niedopracowany, ale nie w takim zakresie, by się nie zastanowić nad tym, czy po niego sięgnąć.
Plusy:
+ wątek fabularny;
+ mechanika;
+ uwspółcześniona rozgrywka.
Minusy:
- grafika;
- mało różnorodności.
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat