Sleeping Dogs – [PS3]
Połączenie gry akcji z otwartym światem to rzadkość na rynku gier. W oczekiwaniu na "GTA V" przyglądamy się nowej produkcji wydanej przez Square Enix pod tytułem "Sleeping Dogs", która spełnia pokładane w niej oczekiwania.
Połączenie gry akcji z otwartym światem to rzadkość na rynku gier. W oczekiwaniu na "GTA V" przyglądamy się nowej produkcji wydanej przez Square Enix pod tytułem "Sleeping Dogs", która spełnia pokładane w niej oczekiwania.
Jeszcze na początku 2012 roku byłem przekonany, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy na rynku gier pojawi się tylko jeden wyjątkowy sandbox, który zachwyci graczy – „GTA V”. Niestety, kolejna odsłona gry Rockstar Games nadal nie ma ustalonej daty premiery, ale tym nie wypada się przejmować. Na horyzoncie pojawiło się właśnie nowe dzieło Square Enix (twórcy „Deux Ex: Human Revolution”) – „Sleeping Dogs”, które zabiera nas do Hongkongu i zapewnia kilkanaście godzin świetnej zabawy. Mimo, że SE jest tylko wydawcą, od początku gry czuć, że nadali produkcji ostateczny szlif. Pół roku temu wielki koncern Activision podjął decyzję o rezygnacji z produkcji trzeciej części gry „True Crime” o podtytule „Hongkong”, tłumacząc, że nie potrafi ona wnieść na rynek gier nic nowego. Innego zdania było Square Enix, które błyskawicznie zakupiło projekt, zmieniło jego nazwę i ustaliło datę premiery na połowę sierpnia 2012 roku. Dzięki temu oficjalnie możemy ogłosić koniec sezonu ogórkowego, bo pojawiające się na półkach „Sleeping Dogs” to produkcja, w którą każdy fan „Grand Theft Auto” powinien zagrać.
Czekanie na piątą odsłonę produkcji Rockstar Games może przeciągać się w nieskończoność, dlatego też „Sleeping Dogs” pojawiło się w idealnym momencie. W moim odczuciu jest to produkcja o klasę lepsza od wydanego pod koniec zeszłego roku „Saints Row 3”, skutecznie wypełniająca lukę na rynku gier, w których liczy się widowiskowa akcja połączona ze swobodnym poruszaniem się gracza po mieście.
[image-browser playlist="600053" suggest=""]
Główną metropolią w „Sleeping Dogs” jest Hongkong. Miasto (a właściwie wyspa) wydaje się wiernie odwzorowane, choć z racji tego, że nigdy nie byłem w Chinach, trudno mi to ocenić z całkowitą pewnością. Wyspa nie jest imponujących rozmiarów – udało mi się objechać ją ścigaczem w ciągu 5-7 minut. Podzielona została na trzy mniejsze dzielnice, połączone niewielką siecią autostrad. W samym środku mapy znajduje się sporych rozmiarów Wzgórze Wiktorii – idealne miejsce na randkę, co z resztą główny bohater wykorzystuje w grze przynajmniej raz. O ile za dnia miejsce akcji „Sleeping Dogs” szczególnie się nie wyróżnia, tak nocą robi imponujące wrażenie. Niemal każda ulica przystrojona jest w charakterystyczne dla dzielnic Chinatown świecidełka, podświetlane napisy i neony, budujące typowy dla wschodniej kultury klimat. Dodajmy do tego piękne wschody i zachody słońca oraz zmienne warunki atmosferyczne (dosyć często w Hongkongu leje… i to mocno). To wszystko sprawia, że miasto zwiedza się w naprawdę przyjemnie. A składa się na to też kilka innych aspektów. O tym jednak później.
Trudno zachwycać się fabularną stroną „Sleeping Dogs”, ponieważ nie jest to historia pokroju „GTA IV”, czy „L.A. Noire”. Temat jest tutaj trochę bardziej oklepany, ale to nie znaczy, że nudzi. Gracz wciela się w policjanta pracującego pod przykrywką – Wei Shena. Bohater wychował się w Hongkongu, ale później wyjechał do USA. Do swojej ojczyzny powrócił niedawno, a jego głównym jego zadaniem jest rozpracowanie lokalnej Triady, która działa w Hongkongu. Do rozwiązania sprawy przyjdzie mu wykorzystać swoje kontakty z lat młodzieńczych. To jednak niejedyna ścieżka fabularna w „Sleeping Dogs”. Pojawiają się również wątki osobiste, które po kilkunastu godzinach spędzonych przed monitorem / konsolą prowadzą do ciekawych zwrotów akcji. Motyw z bohaterem pracującym pod przykrywką daje możliwość oceniania misji z perspektywy korzyści zarówno dla policji, jak i Triady. Shen musi zdobywać coraz większą przychylność swoich przełożonych i jednocześnie piąć się w hierarchii chińskiego gangu i nie zostać zdemaskowanym.
[image-browser playlist="600054" suggest=""]
Jednym z głównych atutów „Sleeping Dogs” według zapowiedzi twórców miał być system walki. Przyznaję, że jest on niezbędny przy wykonywaniu każdej misji, ponieważ tutaj w pierwszej kolejności liczą się umiejętności walki wręcz głównego bohatera, a dopiero później strzelaniny. Kolejne godziny ze „Sleeping Dogs” mijały mi błyskawicznie, a ja wciąż zastanawiałem się, dlaczego policjant pracujący pod przykrywką nie nosi ze sobą pistoletu. Zupełnie przypadkowo jedną z pukawek udało mi się znaleźć na wspomnianym Wzgórzu Wiktorii, ale przez długi czas nie była mi ona zupełnie potrzebna. Przez pierwsze kilka, a nawet kilkanaście misji głównych liczy się walka na gołe pięści. A ta wykonana została w dobrym, aczkolwiek nie rewelacyjnym stylu. Kółko na padzie do PS3 odpowiada za uderzenie (zarówno pięści jak i kopniaki), trójkąt za kontrę, a kwadrat za chwycenie. I to by było na tyle. Teoretycznie jest to bardzo proste i podobne do stylu walki Batmana z „Arkham City”. Niestety nasz bohater w starciu z kilkoma przeciwnikami niezbyt płynnie wykonuje sekwencje swoich ciosów i niektóre walki potrafią irytować. Głównie dlatego, że Wong (w przeciwieństwie do swoich przeciwników) nie potrafi blokować ciosów. Jeśli nie uda nam się wykonać kontry, natychmiast zostajemy trafieni, bądź powaleni na ziemię. Największym atutem, który możemy wykorzystywać w walce jest otoczenie. Po chwyceniu przeciwnika, możemy uderzyć nim o ścianę, wrzucić do kosza na śmieci bądź wsadzić jego głowę w wentylację. Niektóre finishery są dosyć brutalne i przywołują na myśl kultowego Punishera, jednocześnie dając graczowi sporo frajdy.
[image-browser playlist="600055" suggest=""]
Jak na grę akcji, częstym obrazkiem przewijającym się w większości misji są pościgi. Dodatkowo zostały one uzupełnione o ciekawy sposób taranowania przeciwników podczas jazdy (poprzez wciśnięcie kwadratu na padzie). W ten sposób łatwiej uszkodzić inne samochody i pozbyć się goniących nas wrogów. Model jazdy jest oczywiście zręcznościowy i dosyć przyjemny. Wypada znacznie lepiej niż we wspomnianym już wcześniej „Saints Row 3”, ale słabo w porównaniu do „GTA IV”. Zachwycają motocykle, które prowadzi się świetnie (ciekawostka – główny bohater zawsze zakłada kask, kiedy tylko zasiada na ścigaczu) i w zatłoczonym Hongkongu są dużym atutem dla gracza, gdy ten musi ominąć zakorkowane ulice, czy też szybko przejechać przez wąskie uliczki, uciekając przed policją. Warto dodać, że w Hongkongu obowiązuje ruch lewostronny, do którego będziecie przyzwyczajać się przynamniej przez kilka godzin gry w „Sleeping Dogs”.
Poza głównym wątkiem Wong może zając się też wykonywaniem misji pobocznych, jednak nie są one aż tak wciągające jak główna linia fabularna. Misje zwykle polegają na wyeliminowaniu grupki przeciwników czy też zebraniu haraczu z pobliskich sklepów. Ważnym elementem rozgrywki jest telefon komórkowy, a właściwie smartfon, za pomocą którego szybko możemy uzyskać dostęp do bazy danych policji. Przydaje się on również do hackowania kamer i łamania kodów (w postaci minigierek). Za pomocą smartfona możemy również robić zdjęcia i szybko przesyłać je na policyjny serwer. Ależ ten czas leci – pamiętacie, jaki telefon komórkowy nosił przy sobie Niko Belic?
[image-browser playlist="600056" suggest=""]
Gra wyposażona jest w system checkpointów, ale jednocześnie stan rozgrywki możemy w każdym momencie zapisać na jednym z pięciu wolnych slotów. Dzięki temu nie musimy za każdym razem wracać do naszego mieszkania. W nim za to zawsze rozpoczynamy grę (o ile nie wykonaliśmy save’a w trakcie misji). W Hongkongu znajduje się całkiem sporo płatnych parkingów dla samochodów. Znajdują się również salony samochodowe, w których możemy zakupić nasze własne, unikalne fury, które później znajdą się w naszym garażu. Na samym początku gry dostępny jest w nim tylko motocykl. Naszemu bohaterowi możemy zmieniać ubranie, a po mieście rozrzuconych jest kilka sklepów odzieżowych. Znajdują się w nim również sklepy spożywcze, w których możemy zakupić napój energetyczny lub batonik. Dzięki temu zwiększa się siła naszych uderzeń podczas walki lub mamy większą wytrzymałość na ciosy.
Naszego bohatera rozwijamy za punkty doświadczenia, które zdobywamy za wykonywanie zadań. Główne drzewka są dwa i rozwijają przede wszystkim naszą umiejętność walki wręcz (nowe kombosy), jak i celowanie / strzelanie. „Sleeping Dogs” nie posiada trybu multiplayer, a jedyna interakcja z innymi graczami polega na porównywaniu wyników w specjalnym Social Hub. Chodzi tutaj głównie o różnego rodzaju wyzwania typu najdłuższy skok czy bezbłędna jazda (bez stłuczek).
Wzorem innych sandboxów, w samochodach przygrywają stacje radiowe. Nie są może tak zróżnicowane, bogate w audycje i znane utwory, jak te z „GTA IV”, ale świetnie budują klimat miejsca, w jakim się poruszamy. Szczególnie spodobała mi się stacja Sotfly FM, grająca spokojne melodie charakterystyczne dla chińskiej kultury.
[image-browser playlist="600057" suggest=""]
Największą gwiazdą, która podkłada głosy pod bohaterów „Sleeping Dogs”, jest Emma Stone. Wciela się ona w Amandę Cartwright, z którą główny bohater nawiązuje romantyczną znajomość. Zdecydowana większość aktorów podkładających głosy pod postacie pochodzi z Chin. W głównego bohatera wciela się Will Yun Lee, którego fani seriali świetnie powinni znać z roli Sang Mina w Hawaii 5.0. Inspektor Jane Teng mówi głosem Kelly Hu (Pamiętniki wampirów. W obsadzie znajdziemy również takie nazwiska jak: Lindsay Price (Eastwick, "Lipstick Jungle"), Tzi Ma (24), Tom Wilkinson („The Kennedys”), Yunjin Kim (Lost) i James Hong. Nie jest to może obsada porównywalna do „GTA IV”, ale widać, że Square Enix nie oszczędzało pieniędzy na zatrudnienie znanych aktorów, którzy swoją rolę odgrywają perfekcyjnie. Postacie (a przynajmniej te z głównego wątku) są wyraziste, charyzmatyczne i każda ma swoje tajemnice. Warto dodać, że sporo bohaterów mówi w chińskim języku, a tylko część w angielskim.
W oczekiwaniu na „GTA V” każdy dobry sandbox wypada przyjmować z otwartymi rękoma. „Sleeping Dogs” to udana produkcja, która czerpie wzorce z wielu innych gier akcji (jak choćby system walki z „Arkham City”). Jedynym, czego mi w niej brakuje, jest unikalność. Cieszy miejsce akcji, bo Hongkong ze swoim specyficznym klimatem i ruchem lewostronnym to rzadkość w dzisiejszych grach. Wydaje mi się jednak, że można było pójść dalej i specyficzną wschodnią kulturę wykorzystać jeszcze bardziej. Dzięki temu „Sleeping Dogs” nabrałby własnego charakteru, którego niestety trochę tej grze brakuje. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to produkcja warta zagrania, zapewniająca sporo zabawy na przynajmniej kilkanaście godzin.
Ocena: +8/10
PLUSY:
+ główny wątek fabularny (policjat działający pod przykrywką)
+ ciekawe zwroty akcji
+ klimatyczny Hongkong (szczególnie nocą)
+ system walki
+ oprawa dźwiękowa
MINUSY:
- niedostateczne wykorzystanie atmosfery wschodniej kultury
- brak innowacji, które wyróżniłyby „Sleeping Dogs” z gier sandboxowych
- brak multiplayera i średnio udany Social Hub
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat