

Star Trek: Picard prezentuje nam bardzo wolny premierowy odcinek, który skupia się na ekspozycji bardziej, niż powinien. Twórcy podjęli decyzję o przeskoku w czasie, więc znaczna część odsłony ukazywała jedynie, co dzieje się obecnie z bohaterami. Są tu istotne rzeczy, ale dla ogółu historii niewiele z tego wynika, więc ten spokojny początek sprawia wrażenie zbyt monotonnego i mało angażującego.
Twórcy postanowili zagłębić się w przeszłość Picarda. Dowiadujemy się o jego inspiracjach z dzieciństwa, kontakcie z matką oraz - co też wydaje się ważne w kontekście rozwoju sezonu - braku romantycznych relacji. Ma przyjaciółkę, która pracuje u niego w winiarni, i widać, że jest tu budowany potencjał na więcej. Czy to poświęcenie gwiazdom to przyczyna braku bliskości? Biorąc pod uwagę różne wycinki z jego przeszłości, stawiam na jakąś traumę, która była motywatorem jego działań. Trudno na razie to ocenić, bo ledwie zarysowano powierzchnię i niewiele powiedziano.
Są w tym odcinku dobre wątki, jak choćby spotkanie Picarda z Guinan (Whoopi Goldberg). Nie mam z tą postacią żadnego emocjonalnego związku, jak z innymi bohaterami Następnych pokoleń, ale fajnie jest go zobaczyć po latach. Jednocześnie jednak odcinek staje się zagadką pod kątem ciągłości wydarzeń. W tym wszystkim świadomie przemilczano zmianę Picarda w androida z pierwszego sezonu. Gdyby odpaliło się nową serię bez znajomości poprzednich, ten fakt mógłby umknąć. Jest to decyzja dziwna, bo motyw wydawał się kluczowy w rozwoju postaci. Mam wrażenie, że chciano przemilczeć jakąś niewygodną prawdę.
Szkoda więc, że pierwszy odcinek podejmuje mało ciekawy temat. Ten motyw z dziurą, przez którą przechodzi tajemniczy statek, to zaledwie kilka minut. Jest ciekawie, fascynująco i tajemniczo. Gdyby na tym w pełni skupiała się premiera, ocena byłaby bardzo wysoka, a tak jest nierówno, a odczucia są co najmniej mieszane. Pojawienie się dziwnego przeciwnika na mostku ma najwyraźniej związek z Q. Świetnie znów widzieć tę postać na ekranie. Szkoda, że pojawia się w ostatnich sekundach, więc znów to, co najlepsze, jest zaledwie zarysowane w premierze.
Star Trek: Picard rozpoczyna się przeciętnie, bo zbyt dużo czasu poświęcono wątkom, które śmiało można nazwać zapychaczami. Najlepsze rzeczy, które mają potencjał, to zaledwie kilka minut odcinka, co nie jest najlepszą decyzją - nie zachęca to widzów do obejrzenia kolejnego epizodu. Jest poprawnie, ale więcej będę mógł napisać po drugiej odsłonie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/

