Star Wars Rebelianci: sezon 2, odcinek 7 i 8 – recenzja
Star Wars Rebelianci mają swoje momenty w 2. sezonie, wprowadzając coś, czego brakowało w poprzednim. Jest klimat, zabawa i dużo akcji, ale też małe niedociągnięcia.
Star Wars Rebelianci mają swoje momenty w 2. sezonie, wprowadzając coś, czego brakowało w poprzednim. Jest klimat, zabawa i dużo akcji, ale też małe niedociągnięcia.
Dwa najnowsze odcinki serialu Star Wars Rebels odgrywają ważną rolę w rozbudowie charakteru bohaterów i ich wzajemnej relacji. W siódmym w końcu lepiej poznajemy Sabine, która praktycznie przez półtora sezonu była tylko w tle i niewiele oferowała widzom. Osmy też robi rzecz potrzebną - pogłębia relację Kanana z Rexem, co biorąc pod uwagę kontekst i pierwsze odcinki sezonu, wygląda fajnie i pomysłowo. To są drobne, ale ważne detale potrzebne w rozwoju serialu.
Mimo ważnego rozwoju Sabine siódmy odcinek wywołuje mieszane odczucia, bo jakoś brak w tym ognia i werwy. Rywalizacja z Katsu jest trochę sztampowa, a dialogi niezbyt naturalnie się układają. To tyczy się też całego rozwoju relacji i budowania tła historycznego dla obu kobiet. Pomysł jak najbardziej fajny, ale nie przekonuje mnie jego wykonanie. Brak w tym klimatu - tak jakby zrobiono to po macoszemu. Jakoś nie mogę pozbyć się też wrażenia, że Katsu nie pojawiła się tutaj przypadkowo i jeszcze ją zobaczymy w kinie, komiksach lub książkach.
Lepiej wygląda ósmy odcinek, który w przyjemny sposób bierze schemat z filmu Star Wars: Episode IV - A New Hope i odpowiednio się nim bawi, opowiadając historię w ciekawy sposób. Rex i Kanan od początku się nie dogadywali, więc naturalnie ten odcinek miał poprawić ich relację - i robi to w sposób prosty, ale skuteczny. Ich perypetie na statku w strojach szturmowców mogą się podobać, bo są zabawne, ciekawe i nawet emocjonujące. Mamy tutaj różne smaczki nawiązujące do Nowej nadziei, które są wprowadzone naturalnie i pasują - jak choćby torturowanie Rexa czy pan kapitan statku, który wygląda jak żywcem wyjęty z pierwszego filmu.
Plus też za pierwsze kanoniczne pokazanie statku Imperium klasy Interdictor, znanego ze starego kanonu. Była o nim już mowa w książce Star Wars. Tarkin i nie zdziwię się, jeśli ten statek pojawi się w filmie Star Wars: The Force Awakens. Z nim też jest związana ładna dla oka scena, co mimo wszystko jest jeszcze rzadkie w tym serialu. Końcowy wybuch naprawdę zrealizowano ze smakiem.
Nie podoba mi się w ósmym odcinku Ezra i to, z jaką łatwością wydostaje się z łap szturmowców. To jedyny moment, gdzie razi naciąganie wydarzeń i upraszczanie niektórych aspektów. Twórcy pod tym względem czasem po prostu przesadzają, a przecież Wojny Klonów pokazały, że stać ich na wiarygodniejsze zagrywki.
Star Wars Rebels serwują odcinki niezłe, w których jest dobry klimat i sporo fajnych elementów. To są Gwiezdne Wojny i bawię się dobrze przy serialu, ale... nadal czegoś mi tutaj brak. Końcowe sezony Wojen Klonów miały to coś, co wywoływało duże emocje, a Rebelianci na razie jakoś nie są w stanie tego osiągnąć.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat