Station 19: sezon 1, odcinek 1 i 2 – recenzja
Station 19, spin-off serialu Chirurdzy, debiutuje z dwugodzinną premierą. Czy nowy serial Shondalandu skupiający się wokół strażaków, ma szansę zyskać wiernych fanów?
Station 19, spin-off serialu Chirurdzy, debiutuje z dwugodzinną premierą. Czy nowy serial Shondalandu skupiający się wokół strażaków, ma szansę zyskać wiernych fanów?
Station 19 to najnowsze dziecko stacji ABC, które z założenia ma rozszerzyć uniwersum Chirurgów. Serial skupia się wokół prywatnego i zawodowego życia grupy strażaków w Seattle, którzy są przydzieleni do tytułowej remizy 19. Część z bohaterów spotkaliśmy już wcześniej. Ben Warren (Jason George) od lat był związany ze szpitalem Grey Sloan Memorial, a postać Andy Herrery (Jaina Lee Ortiz) poznaliśmy całkiem niedawno, ponieważ bardzo udanie wystąpiła gościnnie w Grey's Anatomy. Dwa pierwsze odcinki nie pozostawiają wątpliwości - podobnie jak w serialu o lekarzach, tak i w Station 19 wyraźnie widać, że to postać kobieca jest główną bohaterką serialu, a raczej jego najbardziej rozpoznawalną twarzą. Nie pozostaje nam nic innego, tylko zaprzyjaźnić się bliżej z Andy Herrerą, bo ewidentnie wokół niej będzie się rozgrywać większość wydarzeń.
A tych jest niemało i to oscylujących na różnym gruncie, czy to zawodowym, czy prywatnym. Nie wszystkie jednak są równie udane. Serial od samego początku stawia na akcję, wciągając widzów w samo epicentrum wydarzeń. Zwłaszcza pierwszy odcinek próbuje pozyskać uwagę widzów w dość specyficzny sposób: poprzez natychmiastowe skomplikowanie sytuacji życiowej bohaterów. I tu zaczyna się problem, bo tak na dobrą sprawę ani jeszcze ich nie znamy, ani też nie mamy jeszcze wyrobionych wobec nich sympatii i antypatii. Czy to są dość nieudane oświadczyny czy choroba szefa remizy, który jednocześnie jest ojcem Andy, czy zagrażające życiu krytyczne sytuacje w trakcie akcji ratowniczej - ich moc oddziaływania na emocje widza jest zaskakująco płytka. Dzieje się to za szybko i za powierzchownie i zdecydowanie nie na tym etapie serialu. I mimo, że pierwszy odcinek dość zgrabnie ustanowił fabułę na debiutancki sezon, to jednak nie do końca wydaje się być ona dobrze uzasadniona. Bez wątpienia serial jest bardzo dynamiczny, ale niestety, tak jak jest to chwytliwe, to tak samo stanowi jego przekleństwo.
Pierwszy odcinek daje jasno do zrozumienia, że serial chce pojechać choć trochę na sympatii wobec Chirurgów i boi się odejść od nich zarówno formą jak i fabułą. Między innymi dlatego część wydarzeń działa się w tak dobrze znanym nam szpitalu. Twórcy odnieśli się też do relacji, która wcześniej wytworzyła się pomiędzy dr Grey i Andy Herrera - scena płaczu pani strażak została pięknie zestawiona ze stoickim spokojem chirurga. I o ile dla mnie ta scena była naprawdę udanym elementem łączącym obie produkcję i stanowi kwintesencją postaci dr Grey, to dla osoby, która nigdy nie miała z styczności z Chirurgami, była po prostu wyrwana z kontekstu. Station 19 z Chirurgami łączy również bardzo podobny format, w ramach którego serial został stworzony. Nie jest to wielkim zaskoczeniem, skoro za sterami stoi Stacy McKee, od lat związana z Chirurgami. Podobieństw, wpływów, pomysłów i inspiracji Chirurgami nie ma końca. Station 19 ma być połączeniem dramatu, akcji i dużej dawki poczucia humoru. I to właśnie co do tego ostatniego mam najwięcej zastrzeżeń.
Warstwa komediowa serialu znajduje się przede wszystkim na poziomie żartów sytuacyjnych, rzadziej przejawia się w dobrze rozpisanych dialogach. Dotyczy w większości związków i romansów, które zaczynają się już w pierwszych minutach serialu i stają się nierozłącznym tłem dla kolejnych wydarzeń. Już na dzień dobry dostajemy trójkąt miłosny, który równie dobrze może pójść w każdą ze stron. Póki co, ani on nas ziębi, ani grzeje. Czy jest to wystarczającą emocjonalną odskocznią od zawodowych wydarzeń strażaków? Prawdopodobnie tak. Czy będzie w stanie utrzymać zainteresowanie widzów na wysokim poziomie? Mam co do tego wątpliwości.
Wewnętrzne reguły serialu, które pierwszy odcinek próbował ustanowić, rozbrzmiały bardzo zgrabnie w kolejnym epizodzie. Odcinek Invisible to me, z założenia jest mniej ekspozycyjny, a bardziej obfitujący pełnoprawne fabularnie wydarzenia. I to właśnie z łatwością daje się odczuć i wpływa to zdecydowanie lepiej na jakość serialu. Dostajemy zatem kilka ciekawych akcji ratowniczych, w których strażacy pokazują na czym polega ich zawód, z czym się zmagają i jakie niebezpieczeństwa na nich czyhają. Są to zarówno trzymające w napięciu wyjazdy do pożarów czy wypadków samochodowych, albo po prostu wezwanie do kobiety, która utknęła w ciasnej przestrzeni pomiędzy budynkami. Daje to ciekawy balans pomiędzy długimi i spektakularnymi wizualnie elementami akcji, a mniej ambitnymi przykładami pracy strażaków. Takie rozwiązanie może się jak najbardziej podobać, choć zdarza się, że punkt kulminacyjny rozwiązuje się szybko. Zbyt szybko, jak na mój gust. Mam wrażenie, że o wiele więcej nacisku kładzie się na budowanie konkretnego powodu, dla którego musi nastąpić akcja ratownicza, czy samej prezentacji zagrożenia, niż na właściwej interwencji strażaków.
Serial posiada kilka drobnostek, które już od drzwi zwracają na siebie uwagę. Jedną z nich jest przede wszystkim muzyka, która zbyt nachalnie narzuca widzom, co właściwie powinni czuć w danym momencie. Akcje ratownicze posiadają swój osobisty motyw muzyczny, który jest, jak na moje oko, zbyt radosny i pozytywny, odziera całość z pewnego rodzaju powagi. Zamiast przygotować mnie jako widza na nutkę grozy i kontrolowanego stresu, dostaję sygnał, że właściwie teraz zaczyna się cała zabawa, a bohaterom nic nie grozi. Słowo zabawa nie jest tutaj użyte bezpodstawnie. Bardzo podobnie jest również z przejściami i cięciami i pomiędzy scenami. Bywają nierówne i chaotyczne, co zaburza nie tylko śledzenie ciągłości wydarzeń, ale również rozprasza widza. Nie da się również uciec od porównań Station 19 z podobnym serialem, czyli Chicago Fire, który ma za sobą już kilka długich sezonów. Doskonale widać, że Station 19 próbuje być inną produkcją, bardziej lekką, korzystającą raczej z dobrodziejstwa marki Chirurgów niż tworzącą swoją własną. Niestety, znając nawet pobieżnie Chicago Fire, da się z łatwością zauważyć podobne schematy czy rozwiązania. To co przemawia na korzyść Station 19, to są akcje ratownicze, które bywają naprawdę mocne, zaskakujące i kreatywne. Nie jestem w stanie tylko ocenić, na ile prawdopodobne.
Serial nie jest też pozbawiony ważnych społecznie tematów. Jak na razie od samego początku duży nacisk położono na problem seksizmu w tak bardzo męskim zawodzie. Andy Herrera stara się zostać kapitanem swojej remizy, co niesie za sobą pewne komplikacje wynikające z samego faktu płci bohaterki. I jeśli istnieją jakiekolwiek popkulturowe tropy w pokazywaniu seksizmu, to Station 19 sięga po nie garściami. Jest tam wszystko, co można sobie wyobrazić, rozmawiając o trudnościach kobiet w zdobywaniu uznania i władzy. I to chyba najbardziej boli w tym serialu. Jest stereotypowy, choć próbuje nim nie być. Stara się być przełomowy, a sam siebie zamyka w tych samych, utartych od lat pomysłach. Trochę jednak szkoda oglądać, jak marnuje się taki potencjał.
Żeby nie było, że tylko ganię nową produkcję Shondalandu, to zwrócę uwagę na kilka elementów, które się tutaj bardzo dobrze udały. Przede wszystkim są to postaci serialu. Dostajemy różnorodną grupę strażaków, zarówno pod względem płci, jak i koloru skóry, orientacji seksualnej, aspiracji czy doświadczeń życiowych. Stanowi to ciekawy przekrój osobowości, i o ile w pilotażowym epizodzie dało się odczuć, że aktorzy jeszcze do końca nie czuli swoich postaci, tak drugi odcinek z łatwością pozwolił rozwinąć im aktorskie skrzydła. Na duże uznanie zasługuje również specyficzna relacja między Andy Herrerą a jej przyjaciółką z remizy - Mayą Bishop (Danielle Savre). Tak, bardzo przypomina tę pomiędzy dr Cristiną Yang i dr Grey w Chirurgach i jeśli ktoś tęsknił za zgryźliwą, ale bezpośrednią i bezwzględną lojalnością pomiędzy bohaterami serialu - to Station 19 taką właśnie dostarcza.
Serial mimo wszystko dobrze się ogląda, dość łatwo i szybko, choć na bok trzeba odłożyć wielkie marzenia o niepowtarzalnych wrażeniach. Station 19 jest takim telewizyjnym średniakiem, który sprawia przyjemność w trakcie oglądania, ale niekoniecznie będzie gościł w żywych dyskusjach i fanowskich teoriach. Potrafi jednak wzbudzić zainteresowanie na tyle, żeby być ciekawym jak potoczą się losy jego bohaterów. A to już bardzo dobry punkt wyjścia.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat