Stranger Things - sezon 5, odcinki 1-4 - recenzja
Data premiery w Polsce: 27 listopada 2025Na finałowy sezon Stranger Things czekały miliony fanów na całym świecie. Czy pierwsza partia odcinków, które spowodowały awarię Netflixa, dorównały niezwykle wysokiemu poziomowi poprzedniej serii?
fot. Netflix // Empire
W 5. sezonie Hawkins zostało objęte kwarantanną po tym, jak Vecna rozdarł miasto na pół. Życie wydaje się toczyć normalnie - drogi zostały załatane, a dzieci chodzą do szkół. Jednak nasi bohaterowie - młodsi i starsi - nie zakończyli walki z Vecną. Współpracując, przeszukują Drugą Stronę w poszukiwaniu złoczyńcy, aby pokonać go raz na zawsze, do czego z dużą determinacją przygotowuje się Jedenastka. Jednak to Vecna wykonuje pierwszy ruch, realizując swój plan, co zmusza ich do działania. Stawką jest życie najbliższych oraz mieszkańców Hawkins.
Tym razem twórcy zrezygnowali z powolnego rozwijania fabuły, budowania napięcia, wprowadzania nowych tajemnic czy potworów. Od razu wskakujemy do historii jak do pędzącego wagonika na rollercoasterze - wiemy, kto jest arcywrogiem, którego trzeba dopaść, dlatego nie potrzebujemy żadnych wstępów poza ogólnym nakreśleniem sytuacji. Po raz pierwszy oglądamy głównych bohaterów niemal w pełni doinformowanych i działających razem we wspólnym celu. Taka odmiana nie trwa długo, bo nowe starcie znowu dzieli ich na mniejsze grupki. Akcja rozgrywa się na wielu polach, choć w tym samym miejscu: w Hawkins i po Drugiej Stronie, ale nie tylko.
fot. NetflixTwórcy przed premierą wspominali o rosnącej stawce z każdym odcinkiem. Trudno się z nimi nie zgodzić, a dobrym punktem wyjścia do tego okazał się atak na dom Wheelerów, gdzie emocje sięgają zenitu. To motywuje postacie do działania i podejmowania ryzykownych decyzji wbrew ustalonym zasadom. A to zapewnia dynamikę wydarzeniom, bo bohaterowie walczą z czasem, aby powstrzymać potwory Vecny.
Po czterech sezonach w końcu więcej czasu ekranowego dostaje Holly (w tej roli w tym sezonie Nell Fisher), siostra Mike’a i Nancy. Do tej pory stanowiła tło dla wszystkich, ale tym razem jest ważnym ogniwem historii. Podrosła, więc był to idealny moment, aby wykorzystać tę postać, przy okazji nawiązując wyraźniej do pierwszego sezonu.
Zresztą tych nawiązań w pierwszych czterech odcinkach odnajdziemy wiele. Nie brakuje znajomych motywów, jak migające światła, przejścia na Drugą Stronę, rozmowy przez walkie-talkie, krwawiące nosy czy charakterystycznych potworów, jak grasujące demogorgony i duszące pnącza. Jest to finałowy sezon, więc nie ma w tym nic złego - szczególnie że wszystkiego jest po prostu więcej, bo Netflix sypnął porządnie groszem. Wzbudza to nostalgię, szczególnie w widzach, którzy oglądają serial od samego początku, czyli od 9 lat (!). Natomiast niektórzy mogą też odczuć tzw. powtórkę z rozrywki, bo twórcy operują sprawdzonymi pomysłami, które nieco rozwinęli.
fot. NetflixMożemy też mówić o pewnej stabilizacji Stranger Things, dzięki czemu bohaterowie mogą wykorzystać swoje doświadczenie, aby nie popełniać tych samych błędów. Analizują i starają się wyciągać wnioski z walk z nadnaturalnymi zjawiskami i istotami z przeszłości. Rezultaty oglądamy we wciskającym w fotel kulminacyjnym punkcie tej partii odcinków. Odważna końcówka, wiele zmieniająca w perspektywie dalszego ciągu historii, zaskakuje, ale też imponuje.
Nawiązań nie brakuje również do innych kultowych filmów, co jest znakiem rozpoznawczym braci Duffer. Odnajdziemy tu motywy z Kevina samego w domu, Powrotu do przyszłości, Wielkiej ucieczki czy innych znanych produkcji, co sprawia sporo frajdy w ich wyłapywaniu. Do tego gościnnie wystąpiła Linda Hamilton, ikona kina akcji lat 80. i 90., która, jakżeby inaczej, gra tu twardą babkę, a mianowicie generała. Jak na razie stanowi po prostu miły dodatek do historii albo wręcz easter egg. Natomiast samo wojsko, któremu dowodzi, odgrywa w fabule dużą rolę - polują na Jedenastkę i nawet znaleźli sposób, aby stłamsić jej moce. Również dzięki nim krew leje się strumieniami z różnych powodów, a dzięki militarnej placówce dostajemy niesamowicie efektowną scenę kręconą na jednym ujęciu, którą z entuzjazmem reklamowali twórcy. Naprawdę się przy niej postarali.
fot. NetflixPrzez to, że Vecna szybko przystąpił do działania, poświęca się mniej czasu na rozwój postaci. Natłok wydarzeń pozwala tylko na nakreślenie ogólnych problemów bohaterów. Niektórzy mierzą się z żałobą, jak Dustin, a inni walczą między sobą, jak Steve i Jonathan o względy Nancy. Nie zagłębiamy się w to zanadto, ale aktorzy, znający swoich bohaterów na wskroś, sprawiają, że rosnące napięcia między postaciami są wiarygodne, a zmiana w relacjach tchnęła nieco świeżości do historii. Twórcy najbardziej skupili się na Willu, który wychodzi na pierwszy plan i to nie tylko ze względu na to, że jest bombardowany wizjami Vecny. Podejmują ważny wątek akceptacji siebie jako osoby LGBT - wybrzmiewa on najlepiej, ponieważ znamy jego dramatyczną przeszłość oraz wrażliwość. Dużą rolę odgrywa tu sympatyczna Robin, w którą jak zwykle znakomicie wciela się Maya Hawke. Nie zaniedbują też jego relacji z nadopiekuńczą matką - Will w końcu pokazuje, że nie jest już małym, wystraszonym dzieckiem ani piątym kołem u wozu snującym się z boku. Z kolei najsłabiej wypada wątek Hoppera i Jedenastki, bo powtarza ograne schematy z poprzednich sezonów i brak wzajemnego zaufania. Końcówka ich historii powinna wywoływać wielkie emocje i wzruszenie, a jedynie zaskakuje. O ile w ogóle.
Z nowych postaci, nie licząc Holly, wyróżnia się Derek. Jake Connelly w tej roli nie miał łatwego zadania, aby się wybić przy tej utalentowanej obsadzie. Jednak chłopak robi swoje - jest pyskaty i zapewnia nieco humoru. Zresztą w 5. sezonie znajdzie się kilka zabawniejszych momentów rozluźniających atmosferę. Pojawiają się też słowne żarty, ale wymagają znajomości angielskiego, bo w polskim tłumaczeniu nie znajdziemy dwuznacznych aluzji.
Ten sezon jest też nieco mniej mroczny. Postawiono bardziej na akcję niż budowanie klimatu, jakby twórcy zdawali sobie sprawę, że nic lepszego niż w poprzedniej, upiornej odsłonie już nie wymyślą. Straszą potwory, "ulepszony" Vecna oraz bezwzględne wojsko. Ale zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić, dlatego serial nie wywołuje pamiętnego dreszczyku emocji. Motywy rodem z horroru nie są aż tak przerażające i nie siedzimy na skraju fotela, obgryzając paznokcie z nerwów. To mnie trochę rozczarowało.
Stranger Things postawiło sobie bardzo wysoko poprzeczkę poprzednim sezonem. Jednak te pierwsze cztery odcinki finałowej serii spełniają wygórowane oczekiwania. Wydarzenia rozgrywają się na kilku frontach, co pozwala zachować dobre tempo akcji. Nie ma mowy o dłużyznach, ale teraz bardziej niż kiedykolwiek dostrzega się, jak niektóre wątki są naciągane, aby fabuła parła sprawnie naprzód. Twórcy zdają sobie z tego sprawę, że pewne działania bohaterów są wątpliwe moralnie – te absurdy komentują same postacie, więc bywa komicznie.
Ważne, że wciąż w tym nowym sezonie panuje poczucie, że nikt nie jest bezpieczny i każdy może zginąć. Na to zapracowała 4. seria. To skutecznie podniosło poziom emocji – chwilami było ich naprawdę dużo. Pod względem realizacji serial znowu prezentuje się olśniewająco. Rozmach odcinków robi wrażenie, podobnie jak efekty specjalne i wizualne. Można powiedzieć, że te pierwsze cztery odcinki stanowią świetną rozgrzewkę przed dalszym ciągiem historii. Podsyciły apetyty, a w szczególności przełomowa końcówka. Już zacieram ręce na kolejną partię epizodów, które będziemy celebrować w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Niech okażą się trafionym prezentem pod choinkę!
Poznaj recenzenta
Magda Muszyńska
naEKRANIE Poleca
ReklamaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1987, kończy 38 lat
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
Lekkie TOP 10