Supergirl: sezon 3, odcinek 8 (crossover, część 1) – recenzja
Crisis on Earth-X, Part 1 to dobre wprowadzenie do crossoveru seriali superbohaterskich stacji The CW. Naturalnie nie mamy tu do czynienia z typowym odcinkiem Supergirl - fabularne środki ciężkości w tym roku odnajdujemy zupełnie gdzie indziej.
Crisis on Earth-X, Part 1 to dobre wprowadzenie do crossoveru seriali superbohaterskich stacji The CW. Naturalnie nie mamy tu do czynienia z typowym odcinkiem Supergirl - fabularne środki ciężkości w tym roku odnajdujemy zupełnie gdzie indziej.
Uściślijmy fakty: to nie był po prostu kolejny odcinek Supergirl. Crisis on Earth-X, Part 1 pełnymi garściami czerpał ze wszystkich dobrodziejstw, jakie umożliwiał crossover seriali superbohaterskich stacji The CW i to właśnie w tych kategoriach powinniśmy go rozpatrywać. Problem polega na tym, że całe wydarzenie jest mocno dyskusyjne pod względem jakościowym i nie mam żadnych wątpliwości, że podzieli widzów. Najważniejsza w tej kwestii jest perspektywa, którą przyjmie odbiorca - albo uzna fabularną intrygę za li tylko dodatek do podrasowanych lukrem i wszędobylską miłością przygód herosów, albo zgodzi się na reguły gry zaproponowane przez twórców i da się po raz kolejny, może nieco naiwnie, ponieść walce Green Arrowa, Flasha, Dziewczyny ze Stali i spółki o uchronienie Ziemi przed nadchodzącą zagładą. Nawet jeśli opowieść przepełniona jest typowymi dla produkcji The CW wstawkami, relatywnie szybko zamieniającymi się w narracyjne mankamenty, to gdzieś na najgłębszym poziomie crossover dostarczy nam sporo radości, choćby miała być ona zaklęta w czymś na kształt guilty pleasure.
Nie ma żadnego przypadku w tym, że całe wydarzenie rozpoczyna się od ukazania czerwonego nieba nad Ziemią-X. Podobnie jak sam tytuł odcinka nawiązuje ono do jednego z najważniejszych komiksów w historii, Crisis on Infinite Earths. Taka barwa sklepienia w świecie DC najczęściej zwiastuje wielkie zdarzenia, swoją mocą sprawczą oddziałujące w kosmicznej skali. Już w tym momencie możemy odnieść wrażenie, że odpowiedzialni za crossover będą bawić się konwencją i puszczać oko w kierunku widza. Tego typu smaczków pojawi się więcej, np. wtedy, gdy Supergirl dająca łupnia Dominatorowi wspomni o "zeszłym roku" czy w trakcie dysputy Steina i Jaxa, w której pojawia się całkiem zabawne odniesienie do Spider-Mana. Twórcy chcą w nas wybudzić poczucie obcowania z fabularną lekkością i trzeba przyznać, że rozpisanie historii bez niepotrzebnego zadęcia na ekranie popłaca. Pomaga w tym warstwa muzyczna, która musiała pochłonąć istotną część crossoverowego budżetu. Słychać nowe takty, a Melissa Benoist, jak to zwykle przy okazji spotkań z Grant Gustin, zaczyna śpiewać. Narracyjnych landrynek jest co prawda sporo, ale w założeniu mają one rezonować w historii znacznie mroczniejszej.
Otwierająca crossover sekwencja walki złego Prometeusza z Guardianem uświadamia odbiorcę, że całe wydarzenie na symbolicznym poziomie ma stanowić swoistą metaforę współczesnych Stanów Zjednoczonych. Twórcy chcą pytać widzów o to, w jakiej kondycji znajduje się "najwspanialsze państwo na świecie", ze szczególnym uwzględnieniem rządzących nim praw i wartości, którymi w życiu kierują się obywatele. Ziemia-X to najprawdopodobniej osobliwe ostrzeżenie przed autorytarnymi zapędami polityków; kulminacją takiego podejścia ma być zapewne zamknięcie herosów w obozie koncentracyjnym w wersji mini w drugiej części crossoveru - zwróćcie uwagę, że niektórzy więźniowie pokazują się na ekranie w pasiakach. Sęk w tym, że odpowiedzialnym za serial brakuje odwagi w jednoznacznym określeniu o co, czy raczej o kogo w tego typu zabiegach im naprawdę chodzi. Metafora wybrzmiewa więc w imponderabiliach i niedopowiedzeniach, ewentualnie w nieco siermiężnym wywodzie o celowaniu do amerykańskiej flagi.
Intrygę fabularną ma zawiązać ślub Iris i Barry'ego. Podejrzewam, że niektórzy z nas chowali twarz w dłoniach, gdy (wciąż) panna West malowała paznokcie ze swoimi przyjaciółkami. Równie cukierkowo jest na przyjęciu zorganizowanym w przeddzień wesela - Oliver z uporem maniaka prosi o rękę Felicity, Jax obraża się na Steina, gdyż przecież lada moment straci swoje moce, a Rory dwoi się i troi, by w to towarzystwo wnieść jak najwięcej absurdu. Tylko od widza zależy, w jaki sposób oceni tego typu zabiegi fabularne. Zwróćmy jednak uwagę, że nie rażą one w skali, do której już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Dzieje się tak głównie dlatego, że poświęca się im mniej czasu ekranowego, a narracyjne czkawki kontrastują z całkiem umiejętnym budowaniem w opowieści kolejnych konfiguracji między postaciami. Widać to bodajże najlepiej na przykładzie seksualnej przygody Sary i Alex - choć koniec końców sytuacja przybije siostrę Kary, to jednak sporo jest w tym zdarzeniu z sytuacyjnego humoru i nieskrywanej radości, jaką twórcom sprawia żonglowanie wątkami tak wielu postaci.
Znacznie lepiej jest w ostatnim akcie odcinka, gdy herosi mierzą się w kościele z Prometeuszem z Ziemi-X, Overgirl i ich pomagierami. Pachnie tu doskonale nam znaną sekwencją z filmu Kingsman: The Secret Service, choć zawsze pamiętajmy, gdzie Rzym, a gdzie Krym. Należy pochwalić naprawdę dobrą pracę kamery, która zabiera nas w kolejne rejony placu boju. Widać tu dozę narracyjnego szaleństwa, która tak często na ekranie się sprawdza, jak i chce wymknąć się spod kontroli. Mam w tym aspekcie kilka zastrzeżeń do scenarzystów; w pewien sposób marnują oni potencjał historii, gdyż miast nazywać rzeczy po imieniu i wyjawić motywacje złoczyńców, woleli sporą część pierwszej odsłony cyklu poświęcić na dysputy bohaterów o życiu, miłości i całej reszcie. Z drugiej strony nie ma się jednak czemu dziwić, skoro crossover to swoista wizytówka stacji The CW i w zamierzeniu ma trafić do możliwie najszerszego spektrum odbiorców.
Crisis on Earth-X, Part 1 to całkiem udane wprowadzenie do najważniejszego tegorocznego wydarzenia w serialach superbohaterskich DC. Nawet jeśli twórcy serwują nam na ekranie odgrzewane kotlety i korzystają z do bólu wyświechtanych schematów, to narracyjna lekkość i sugerowanie większej tajemnicy wokół fabularnej intrygi sprawdza się całkiem dobrze. Raz jeszcze podkreślę jednak, że wszystko rozbija się o perspektywę, jaką w ocenie crossoveru przyjmie odbiorca - niektórzy z widzów mogą uznać, że cała historia z przybyszami z Ziemi-X to ledwie uzupełnienie cotygodniowego rozprawiania herosów o uczuciach. Miejmy jednak nadzieję, że tę kwestię ostatecznie przesądzą dwie ostatnie odsłony wydarzenia i oby dostarczyły nam one jak najwięcej radości, nawet jeśli z tej frajdy za niedługi czas niewiele będziemy pamiętać.
Źródło: Zdjęcie główne: Robert Falconer/The CW
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat