Supergirl: sezon 4, odcinek 9 (crossover) – recenzja
Zakończył się crossover Arrowverse. Ostatni odcinek serialu Supergirl, choć nieco słabszy od poprzednich odsłon wydarzenia, i tak będzie dla fanów trykociarzy nie lada gratką - absurd miesza się tu z powagą, a ekranowe żarty wybrzmiewają w sprawnie poprowadzonej narracji.
Zakończył się crossover Arrowverse. Ostatni odcinek serialu Supergirl, choć nieco słabszy od poprzednich odsłon wydarzenia, i tak będzie dla fanów trykociarzy nie lada gratką - absurd miesza się tu z powagą, a ekranowe żarty wybrzmiewają w sprawnie poprowadzonej narracji.
Tegoroczny crossover Arrowverse już za nami. O ile jednak w ostatnich odcinkach seriali The Flash i Arrow festiwal easter eggów i wzajemnego przekomarzania się Olivera i Barry'ego trwał w najlepsze, o tyle w Supergirl siłą rzeczy cała ta opowieść musiała znaleźć swoje rozwiązanie - nawet jeśli momentami działo się to zbyt pospiesznie, to wydarzenie i tak prezentuje się nadspodziewanie dobrze na tle mocno niemrawej i zero-jedynkowej codzienności trykociarzy ze stacji The CW. Odpowiedzialni za crossover popuścili wodze fantazji, dając się ponieść twórczemu szaleństwu: tu Superman okłada się z Supermanem, tam kogucik Cisco mówi coś o "Superdicku" i jeszcze instruuje Jamesa Olsena, gdzie zrobić jatkę, aby Gary znów nie musiał się napracować przy doczyszczaniu krwi mopem. Jest tego znacznie więcej, a w zasadzie jedyną pomrocznością niejasną przeniesioną z Supergirl do tej historii staje się rozciągnięta w nieskończoność dysputa Kary i Alex o wartościach rodzinnych. Jeśli przymkniecie na nią oko, Arrowverse znów może wydać się Wam magiczne - takich czarów nie widzieliśmy w tym projekcie od dawna.
Twórcy przeżywali dzień konia w trakcie budowania pomysłów na odwracanie perspektyw w Elseworlds - tym razem zawadiacy Barry i Oliver zakładają skórzane kurteczki i hasają po mieście jako bliźniacy Trigger. Pal już licho, że ich bromans to w Arrowverse prawdopodobnie najlepszy koncept od czasu wprowadzenia na ekran Deatstroke'a; śmieją się z samych siebie, my razem z nimi, raz uraczą nas poważną miną, potem zaprezentują jakąś wariację na temat wypisanego na twarzy "WTF?!". W finale crossoveru dostają oni jeszcze do pomocy całą gromadkę rozradowanych swoim nowym położeniem bohaterów. Bryluje zwłaszcza podskakujący na prawo i lewo Ramon, choć to Diggle i Killer Frost w roli siepaczy Deegana-Supermana kradną drugi plan - widać tu w pełni świadome przerysowanie, momentami ocierające się o karykaturę. Ta autoironiczna karuzela nie działałaby jednak tak dobrze, gdyby nie rezonowała w kapitalnie poprowadzonej w crossoverze narracji. Flash z lat 90. wyłazi więc z wyłomu, coś pokrzyczy, gestykuluje - ubaw po pachy? A i owszem, choć nad naszymi głowami dzieje się przecież coś większego, a zawieszony tam na swojej platformie kosmiczny DJ Monitor będzie nam o tym przypominał. Romans humoru z fabułą już dawno w Arrowverse nie wyglądał tak dobrze.
Jest coś niewypowiedzianie kuriozalnego w scenach, w których Deegan i Superman za pomocą Księgi Przeznaczenia nadpisują otaczającą nas rzeczywistość - teoretycznie te sekwencje mają trafiać do nas z pełną powagą, jednak zawarty w nich absurd jest w pełni kontrolowany. Zanim więc w blasku niebieskiego światełka zaczną czytać grubą książkę i zmieniać w niej coś mocą umysłu, Cisco da nogi za pas, a Ludzie ze Stali urządzą sobie sparing nad Central City. Bawiłem się setnie, gdy podróbka Kryptończyka chciała udusić Allena - Oliver rusza na odsiecz ze strzałą z kryptonitem, Kara zaraz zejdzie na zawał, a co robi wtedy prawdziwy Człowiek Jutra? Tak, czyta. Chwilę później Green Arrow pokaże jeszcze Supermanowi, kto jest największym kozakiem w tym multiwersum, udając się na spotkanie z Monitorem. Jeśli więc humor, to tylko tak, by rezonował on w ciągłości fabularnej - ta z kolei zaskakująco sprawnie położyła już fundamenty pod przyszłoroczny crossover. Jest tu swojsko, niekiedy nawet anielsko; scenarzyści nieustannie puszczają do nas oko - ciężarna już Lois na spotkaniu z Deeganem robi za Thora, na farmie w Smallville przeszkadza snopek, a przecież trzeba się jeszcze oświadczyć. Na poziomie symbolicznym całą tę kumplowską aurę doskonale podsumuje ostatnia scena, w której druhowie Oliver i Barry wypiją piwko, poklepią się po plecach i wspomną o przytulaniu siebie nawzajem.
Zaryzykuję opinię, że Elseworlds to najlepszy z dotychczasowych crossoverów seriali superbohaterskich The CW. Niekończąca się taśma produkcyjna easter eggów, nienachalny, choć zanurzony w sporej dawce absurdu humor, działająca na dwóch czy trzech polach jednocześnie, sprawnie poprowadzona narracja i inteligentne rozpisanie nieoczywistych relacji między postaciami mówią same za siebie. W finale wydarzenia nawet próbujący spowolnić Ziemię Barry i Kara prezentują nam takie oblicza, jakby udawali się właśnie na burrito, a nie ratowali naszą planetę przed wariatem, który najchętniej pozmieniałby na tym łez padole ludzi z żyrafami. Jeszcze lepiej, że domknięcie tej historii zostawia nas z pytaniami - co Oliver ofiarował Monitorowi za pomoc? Jak rozwinie się relacja Deegana i siedzącego w celi obok Psycho-Pirate'a? Odpowiedzi nadejdą, jednak zanim do nich dotrzemy, od stycznia znów będziemy musieli radzić sobie z cotygodniowym bólem głowy po seansach kolejnych odcinków Supergirl. Dziewczyna ze Stali tym razem wypadła dużo słabiej na tle swoich kolegów po fachu, co w jakimś stopniu może potwierdzać, że przeżywa ona kryzys - może nie ten na nieskończonych Ziemiach, ale twórczy już z pewnością.
Źródło: Zdjęcie główne: The CW
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat