„Świat w opałach”: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
"Świat w opałach" ("The Brink") z tygodnia na tydzień kontynuuje swój osobliwy humor, czyniąc z serialu pozycję hermetyczną i strasznie nierówną. "Sticky Wicket" jest idealnym tego przykładem.
"Świat w opałach" ("The Brink") z tygodnia na tydzień kontynuuje swój osobliwy humor, czyniąc z serialu pozycję hermetyczną i strasznie nierówną. "Sticky Wicket" jest idealnym tego przykładem.
„The Brink” jest produkcją o trzech poziomach komedii. Pierwszym - najwyższym i najprzyjemniejszym w odbiorze - są polityczne gierki prowadzone przez Larsona. Mamy tu parodię klisz gatunku, znanych choćby z „Homeland” i farsę w nieudolnych poczynaniach rządu USA. Po raz kolejny błyszczy Tim Robbins, który wyraźnie bawi się rolą bezkompromisowego, lekkodusznego acz racjonalnego ministra. Ceremonialne oddawanie moczu przed pilotami, zbywanie szwajcarskiego dyplomaty, fizyczne starcie z Haroonem Rają i kolejny miłosny podbój to gagi, które potrafią rozbawić.
Pośrodku wewnętrznej hierarchii plasuje się typowo jajcarska historia Alexa Talbota - swojego chłopa, którego motywują pierwotne instynkty i dobrze nam znane bumelanctwo. Jest on jednocześnie fajtłapowaty i zaradny, jak pokazuje choćby w scenie odkrywania przed kolegą sekretnego tunelu. Potrafi też podjąć sprzeczną dla siebie decyzję o zatrzymaniu dziewczynek w ambasadzie, i to choćby sprawia, że w świetle jego przyziemnych ambicji bardzo łatwo mu kibicować. Jack Black robi tu to co potrafi najlepiej – jest typowym Jackiem Blackiem i jeśli tylko odpowiada Wam jego styl, to polubicie również tę historię.
[video-browser playlist="733109" suggest=""]
Najniższą formą komedii jest tymczasem slapstickowy wątek Zeke'a i Glenna, niemal wyrwany z przypadkowego kina klasy B i drastycznie obniżający poziom całości. Kopanie się po genitaliach, tragiczna para ekscentrycznych przemytników, czy krzyki i wrzaski w obcym języku to przykładowe sytuacje, które wypadają po prostu żenująco. Cierpią zresztą sami aktorzy, po minach których widać, że miejscami nie bardzo wiedzą co jest zabawnego w wygłaszanych przez nich kwestiach. Na dodatek, w całym tym ambarasie marnuje się jeszcze Jaimie Alexander i to jest coś co trudno wybaczyć.
Może więc „The Brink” to wypadek przy pracy dla HBO i wyjątek od reguły wysokiej jakości? Specyficzne poczucie humoru znajdzie swoich amatorów, ale totalny brak harmonii wyrzuca produkcję nie tylko z pierwszego, ale nawet drugiego szeregu letnich premier.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat