Tabu: sezon 1, odcinek 4 – recenzja
Najnowszy odcinek Tabu jest dużo bardziej gwałtowny i intensywny niż poprzedni. Bardzo dobrze, że tak się dzieje, bo ostatnio tempo w serialu zaczęło trochę spadać, przez co widzowi zdarzało się czasem ziewnąć podczas seansu. Tym razem monotonii nie ma. Serial nabiera rumieńców, a w samej końcówce wręcz eksploduje paletą barw.
Najnowszy odcinek Tabu jest dużo bardziej gwałtowny i intensywny niż poprzedni. Bardzo dobrze, że tak się dzieje, bo ostatnio tempo w serialu zaczęło trochę spadać, przez co widzowi zdarzało się czasem ziewnąć podczas seansu. Tym razem monotonii nie ma. Serial nabiera rumieńców, a w samej końcówce wręcz eksploduje paletą barw.
Mowa tu oczywiście o balu u hrabiny Musgrove, na który udaje się James Delaney razem ze swoją „macochą” Lorną Bow. Jest to bardzo ciekawy segment, choć nakręcony został na pewną psychodeliczną modłę, która może niektórych razić. Rozedrgana kamera, nieostry filtr, zbliżenia na pijane twarze balujących, erotyczne pozy. Wszystko po to, aby upewnić widza, że James trafił do istnej Sodomy i Gomory. Można było trochę złagodzić te środki i skupić się bardziej na opowieści, ale widocznie twórcy chcieli spotęgować efekt alienacji Delaneya pośród londyńskiej elity.
Nie forma jednak jest tu ważna, ale treść. Na przyjęciu miało miejsce kilka ważnych wydarzeń, które znacząco wpłynęły na fabułę Tabu. Amerykanie weszli na scenę z prawdziwym impetem, dzięki czemu główna intryga stała się jeszcze bardziej skomplikowana, ale też dużo bardziej interesująca. Pertraktacje na balu zostały pokazane w niezwykle barwny sposób. Szczególne uznanie należy się twórcom za pomysł na negocjacje Delaneya z hrabiną w trakcie pokazu magika. Prosty, świeży zabieg. Mała rzecz, a cieszy.
Warto też wspomnieć, że w omawianym odcinku dostaliśmy całkiem przyjemny (albo nieprzyjemny – zależy od punktu widzenia) cliffhanger. W ostatnich sekundach, James Delaney zostaje wyzwany na pojedynek przez swojego szwagra. Ta dwójka rywalizuje ze sobą praktycznie od początku serialu i jest między nimi taka chemia, że widz przebiera nogami w oczekiwaniu na kolejne konfrontacje. W ogóle trójkąt miłosny James – Zilpha – Thorne, to jeden z najmocniejszych motywów w serialu. Zazwyczaj w produkcjach telewizyjnych obszerne wątki miłosne stanowią zapychacze i nie grzeszą ciekawymi rozwiązaniami. Tym razem zostało to wszystko rozpisane właściwie. Postacie stanowią swoje przeciwieństwa, a dzikość Jamesa, skryta namiętność jego siostry i frustracje seksualne Thorne’a wprowadzają do opowieści dużo autentycznych emocji.
Czwarty odcinek Tabu stanowi kolejną cegiełkę w skrupulatnym budowaniu postaci głównego bohatera na prawdziwego dzikiego i nieokiełznanego twardziela. Twórcy serialu dobrze wiedzą, jakie cechy musi mieć protagonista, aby wpaść w oko widzom. Delaney ma to wszystko, a nawet więcej. Jego wielka ekranowa charyzma to w dużej mierze zasługa Tom Hardy. Trzeba jednak uważać, aby nie przedobrzyć i nie zepsuć tego bohatera. Jego tajemne umiejętności nadal są wielką niewiadomą. Trudno powiedzieć, w którą stronę pójdzie fabuła jeśli chodzi o te motywy. Miejmy nadzieję, że nie będzie to kierunek nadprzyrodzonych sił, które sprawią, że Delaney stanie się niezwyciężonym zakapiorem. Pasowałoby tutaj coś bardziej subtelnego. Pożyjemy zobaczymy.
Tabu nie jest serialem bogatym w motywy humorystyczne. Można powiedzieć, że jest to dość mroczna opowieść. Aby trochę rozjaśnić ten ton, twórcy wprowadzili kolejną postać do drużyny Delaneya. Chemik, specjalizujący się w gazie rozweselającym, to typowy bohater komiczny. Co prawda odgrywa dość istotną rolę w całej intrydze, jednak jego wstawki mają jak na razie za zadanie rozluźnić ciężką atmosferę. Można odnieść wrażenie, że twórcy przestraszyli się trochę ciemności, którą wygenerowali, i dlatego zdecydowali się wprowadzić tak przerysowaną postać. W omawianym odcinku niezdarne występy Cholmondeleya nie miały tak piorunującego efektu, jak jego gaz rozweselający. Dajmy mu jednak szansę. Tom Hollander to utalentowany aktor, więc możemy zostać zaskoczeni.
Czwarty odcinek serialu to dobry moment, aby wstępnie określić, czym właściwie jest Taboo. Być może część widzów czuje się lekko zawiedziona. Nie ma tutaj dużo scen akcji ani błyskotliwych i niespodziewanych zwrotów fabularnych. Twórcy nie próbują kokietować widza wizualnymi fajerwerkami. Seks i przemoc są oczywiście obecne, ale nie odgrywają tak kluczowej roli, jak na przykład w produkcjach HBO. Najłatwiej ten serial porównać do Peaky Blinders, gdzie wielowątkowa, skomplikowana fabuła jest mocno osadzona w realiach historycznych. Twórcy rezygnują z efekciarskich rozwiązań i zaskakiwania widza zagadkami i tajemnicami, na rzecz przedstawienia autentycznej i przemyślanej opowieści. Dodają oczywiście wiele od siebie, dzięki czemu Taboo jest tak klimatyczny. Dobrze, że ta nowa produkcja BBC/FX nie staje w konkury z Westworld czy Game of Thrones, a idzie własną drogą. Dzięki temu jest ona obecnie jedną z najbardziej oryginalnych propozycji serialowych.
Źródło: zdjęcie główne: BBC / FX
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat