Teoria wielkiego podrywu: sezon 10, odcinek 1 – recenzja
Teoria wielkiego podrywu powróciła z 10. sezonem i trzyma poziom, nie oznacza to jednak, że jest to poziom wysoki. Znów brakuje tego, za co fani pokochali ten serial – nawiązań do popkultury.
Teoria wielkiego podrywu powróciła z 10. sezonem i trzyma poziom, nie oznacza to jednak, że jest to poziom wysoki. Znów brakuje tego, za co fani pokochali ten serial – nawiązań do popkultury.
The Conjugal Conjecture kontynuuje wydarzenia z finału poprzedniej serii. Bohaterowie przeżywają wspólny powrót do hotelu ojca Leonarda oraz matki Sheldona. Zebranie Mary, Beverly i Alfreda w jednym miejscu prowadzi do niezręcznych sytuacji, w dodatku niezbyt śmiesznych. Najbardziej żenująca jest scena, gdy Penny mówi do chłopaków, by nie wspominać przy pani Hofstadter o wydarzeniach z poprzedniego wieczoru. Miałem wtedy wrażenie, że oglądam podrzędny sitcom (ale może właśnie taką produkcją stała się The Big Bang Theory?).
W premierze najnowszego sezonu fani w końcu poznali rodzinę Penny. O ile ojciec, który jest już znany widzom, wzbudza sympatię, to zarówno matka, jak i brat wypadają gorzej. Myślę, że za ten stan rzeczy największą winę ponoszą scenarzyści. Jeżeli Katey Sagal nie potrafi wzbudzić choćby uśmiechu na mojej twarzy, to chyba przez mało zabawny scenariusz. Nie winiłbym aktorki, gdyż ta nieraz udowodniła swoje komediowe zdolności. Ona po prostu nie miała czego zagrać; rodzicielka Penny jest właściwie nijaka. Z bratem jest jeszcze gorzej - tak denerwującej i beznadziejnie napisanej postaci ten serial chyba jeszcze nie miał. Każda scena z nim to bolesne przeżycie. Mam nadzieję, że już nigdy nie powróci do The Big Bang Theory.
W wątku Howarda jest najśmieszniej. W końcu powinna skończyć się ta jego paranoja (jest z nią związanych parę zabawnych żartów, ale co za dużo, to niezdrowo). I tak raczej spotka go coś naprawdę dobrego (w każdym razie będę zaskoczony, jeżeli tak się nie stanie). Przyjemnie było zobaczyć znanego z Breaking Bad Deana Norrisa, ale na razie niewiele można powiedzieć o jego postaci. Zagrał jedną całkowicie niezabawną scenę (co było winą Rajesha), ale pewnie jeszcze powróci.
Kulminacyjnym punktem premiery 10. sezonu był ślub Leonarda i Penny. Wyszedł on średnio. Co prawda niektóre żarty były śmieszne, ale znalazły się też suchary (Bernadette upominająca Howarda). W pewnym momencie cała scena zrobiła się zbyt podniosła i trudno się ją oglądało. Naprawdę przemowę Sheldona można było sobie odpuścić. Takie zachowanie niegdyś największej gwiazdy tej produkcji się nie sprawdza - kiedy scenarzyści to zrozumieją?
Pierwszy odcinek 10. serii The Big Bang Theory nie zachwycił, ale czy rozczarował? Trudno powiedzieć, fani tego serialu powinni już być przyzwyczajeni do obecnego stanu rzeczy. Jeżeli ktoś dotrwał do tego momentu – pewnie będzie oglądać dalej z przyzwyczajenia; jeżeli ktoś sobie odpuścił – na razie nie ma powodów, by wracać.
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat