Teoria wielkiego podrywu: sezon 10, odcinek 11 – recenzja
Ostatni w tym roku odcinek Teorii wielkiego podrywu był przeciętny. Zabrakło w nim emocji, oryginalności czy żartów.
Ostatni w tym roku odcinek Teorii wielkiego podrywu był przeciętny. Zabrakło w nim emocji, oryginalności czy żartów.
Wydarzeniem epizodu był poród Bernadette. Nie było w tym wątku emocji, nie było niczego wyjątkowego, nie było nawet ciekawego bawienia się schematami (chyba że uznamy za bawienie się schematem odesłanie „służby” Wolowitzów na korytarz). Wszyscy bohaterowie – jak to zwykle bywa w sitcomach – wybierają się do szpitala, by wspierać parę spodziewającą się dziecka. Jako że nie mają tam zbyt wiele do roboty, zachwycają się tym, jak to ich życie zmieniło się na przestrzeni lat. Scenarzyści tą rozmową strzelają sobie w stopę, uwypuklając tylko fakt, że nie mieli (i ciągle nie mają) pomysłu na rozwój postaci Raja i Stuarta. Hindus na pocieszenie zostaje ojcem chrzestnym córki swojego najlepszego przyjaciela, a sprzedawca komiksów… cóż wciąż jest żałosny (co też punktują twórcy i też nie poprawiają tym swojej opinii).
Drugim wątkiem, zostającym nieco w cieniu ciąży, są próby celebrowania urodzin Amy poprzez seks z Sheldonem. Temu odgrzewanemu kotletowi sprzed roku brakuje jednej rzeczy, która stanowiła o wyjątkowości zeszłorocznego odcinka – Gwiezdnych wojen. Epizod pewnie był kręcony, gdy w kinach wyświetlano Fantastic Beasts and Where to Find Them więc nieogarnięci w popkulturze scenarzyści zaczerpnęli motyw na ostatni odcinek w roku z uniwersum Harry'ego Pottera, chociaż do kin wszedł właśnie Rogue One: A Star Wars Story. Rozumiem, że wtedy pewnie byłoby narzekanie o całkowitym odgrzewaniu kotleta, ale trzeba spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy. Sheldon to bohater wychowany na sadze Lucasa, a nie Rowling. Nawiązywanie do uniwersum czarodziejów, gdy jesteśmy w środku grudniowego bumu na nowe Gwiezdne wojny jest trafieniem kulą w płot. W całym wątku na plus zaliczyć można tylko celną uwagę Sheldona na temat kontynuacji The Pirates of the Caribbean: The Curse of the Black Pearl. Kiedyś takie teksty to był standard, teraz są one tak rzadkie, że aż warte odnotowania.
The Big Bang Theory kończy 2016 rok odcinkiem świetnie oddającym obecny stan serialu, czyli średnim. Najsmutniejsze jest to, że produkcja przez 12 miesięcy nie oddała hołdu Star Trek na pięćdziesięciolecie jego powstania. W 2017 będzie kolejna okazja by zawieść fanów popkultury – 40 urodziny Star Wars: Episode IV - A New Hope. Niech Moc będzie z twórcami, gdyż tylko ona może uratować ten tytuł.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat