Teoria wielkiego podrywu: sezon 10, odcinek 15 – recenzja
Piętnasty odcinek Teorii wielkiego podrywu udowadnia jedną ważną rzecz – skupienie się na nauce i popkulturze nie gwarantuje udanego odcinka.
Piętnasty odcinek Teorii wielkiego podrywu udowadnia jedną ważną rzecz – skupienie się na nauce i popkulturze nie gwarantuje udanego odcinka.
Do tej pory w 10. sezonie lepiej wychodziły twórcom epizody, w których bohaterów nie dzielili na grupy Leonarda i Sheldona oraz Howarda. W The Locomotion Reverberation fabuła jest rozbita nawet na trzy zespoły, ale tym razem to nie pomaga.
Za najbardziej udaną linię fabularną (chociaż i tak w najlepszym przypadku można ją nazwać średnią) uznaję tę dotyczącą Leonarda, Howarda i Sheldona. Mogę sobie wyobrazić, że komuś spodobał się któryś z dialogów przeprowadzonych między Hofstadterem i Wolowitzem w tym epizodzie. Wiele z nich opierało się na naśmiewaniu z Sheldona, co wiele razy wykonywano zabawniej. Nawet pojawienie się porucznika Williamsa nie podniosło poziomu, gdyż sekwencja z jego udziałem była pokazem żartów typowych dla sitcomów średniej klasy. Najgorzej został jednak potraktowany Sheldon. Scena wdzięczności z prezentu Leonarda to najgorzej odegrany moment piętnastego odcinka. Nie spodobało mi się również ukazanie (braku) wiedzy dr. Coopera na temat budowy silnika lokomotywy. Przecież w którymś z poprzednich sezonów Sheldon udowodnił, że o inżynierii wie równie dużo co Howard, więc nagły brak podstawowej znajomości budowy silnika – bo tak nazwał wymienione części Wolowitz – to dość spora niekonsekwencja. Można bronić produkcji, mówiąc, że w sitcomach nie z takimi dziurami fabularnymi mogliśmy się zetknąć, ale to raczej naciągane usprawiedliwienie, gdyż poziom żartów nie wynagrodził tej wpadki.
Gorzej wypadła za to noc dziewczyn i ich wyjście do klubu. Tylko przez pierwszą połowę tego wątku scenarzyści starali się wprowadzać żarty, ale i tak zapamiętam najlepiej płaczliwą rozmowę z kulminacji wątku. W każdym razie dziewczyny nie posiadają obecnie żadnego potencjału komediowego, gdy połączy się je razem, i lepiej, aby twórcy oszczędzili nam takich scen w przyszłości (chociaż to nierealne). Żeby tego było mało, co jakiś czas do wspomnianej trójki wydzwania Raj i Stuart, a widz zadaje sobie pytanie: dlaczego ci goście potrzebują pomocy Bernadette? Przecież nie tak dawno byli ukazani jako superbohaterowie do zajmowania się dzieckiem. Parę odcinków temu żona Howarda użalała się nad sobą, jak to nie potrafi zajmować się własną córką, a teraz bez niej męskie nianie są bezradne. O ile niekonsekwencję z Sheldonem potrafię jeszcze zrozumieć, tak wątek z opieką nad dzieckiem to całkiem świeży pomysł 10. sezonu, a twórcy mimo to wykazują nieudolny rozwój postaci.
The Locomotion Reverberation jest odcinkiem fabularnie niekonsekwentnym, w którym żarty mające potencjał nie zostają należycie wykorzystane. Po raz kolejny też nie udaje się twórcom odpowiednio spuentować historii przez słabo wykonaną, poważną rozmowę o dorosłości oraz kolejną fantazję erotyczną Amy.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat