Teoria wielkiego podrywu: sezon 10, odcinek 8 – recenzja
W tym tygodniu Teoria wielkiego podrywu znów prezentuje się przeciętnie. Głównym winowajcą takiego stanu rzeczy jest Sheldon, który po raz kolejny zatracił swój wyjątkowy urok.
W tym tygodniu Teoria wielkiego podrywu znów prezentuje się przeciętnie. Głównym winowajcą takiego stanu rzeczy jest Sheldon, który po raz kolejny zatracił swój wyjątkowy urok.
Pomysł na poprowadzenie The Brain Bowl Incubation był dobry. Tym razem widzowie dostali dwa wątki: Sheldona i Amy oraz Raja. W tle ich perypetii pojawiała się reszta postaci (Bernadette raptem na jedną scenę, za to Leonard i Penny zaliczyli zabawną pogawędkę z Amy na schodach). Na papierze pomysł wyglądał bardzo dobrze, ale w połowie odcinka scenarzyści postarali się, by ponownie zmarnować potencjał doktora Coopera – niegdyś największego atutu tej produkcji, dziś – jednego z jej największych minusów.
Pomysł na eksperyment z komórkami wydawał się ciekawy i nieźle poprowadzony, a na pewno miał potencjał na coś więcej niż to, czym się stał. A stał się pretekstem do wygłupów Sheldona. Cała akcja zaciągania dziewczyny do łóżka i chęć zrobienia dziecka była niepasująca do ponadprzeciętnie inteligentnej postaci. Zazwyczaj to Amy marzy o seksie ze swoim chłopakiem i odwrócenie ról nie wydawało się właściwe. Poza tym jak na takiego naukowca doktor Cooper nie wziął w ogóle pod uwagę, jak ciężko takie dziecko wychować, a przecież traumy dzieciństwa i złe rodzicielstwo są dość często poruszanym tematem w tej produkcji. Szczególnie śmieszne wydaje się to w kontekście któregoś z niedawnych epizodów, w którym Sheldon mówi Penny o swoich obawach co do zamiany w swojego ojca i nieszczęśliwym wspomnieniu z nim związanym. Dziecko zostało potraktowane jako pretekst do paru słabych żartów i doszczętnego niszczenia dobrego imienia postaci granej przez Jima Parsonsa. Zrozumiałbym jeszcze chęć wyhodowania sobie potomka za pomocą nauki, ale seks dla zwykłego rozmnażania się nie pasuje do charakteru doktora Coopera.
Raj znalazł za to kolejny obiekt uczuć. Parę gagów było całkiem udanych w tym wątku, ale cała historia została raczej rozpisana sztampowo. Oczywiście Hindus rozgaduje przyjaciołom, że znalazł dziewczynę, jeszcze zanim cokolwiek się między nimi wydarzyło oraz rzecz jasna wstydzi się tego, że owa wybranka jego serca jest z zawodu sprzątaczką i samotną matką. O zawodzie Kubanki dowiaduje się Howard, bo przypadkowo musi wpaść z wizytą w środku nocy do kolegi. Chociaż akurat w przypadku Raja scenarzyści nie popełnili jednego kardynalnego błędu – w ową historię można uwierzyć, bo całe wydarzenie pasuje do postaci Rajesha i jego charakteru. Ten miłosny wątek pewnie jeszcze powróci do The Big Bang Theory, ciekawe, czy Issabella stanie się kimś ważnym w życiu Hindusa.
A więc odcinek ósmy wraca na tory komedii o związkach. Co prawda znajduje się w niej miejsce dla nauki, lecz nie o to chodzi fanom. Odbiór tego epizodu prawdopodobnie byłby o wiele lepszy, gdyby nie podrywy Sheldona. To chyba jeden z nielicznych przypadków, w których bohater stojący mentalnie w miejscu byłby lepszym rozwiązaniem niż dorastający z czasem protagonista. Bo kto nie tęskni za starym, dobrym doktorem Cooperem?
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat