Teoria wielkiego podrywu: sezon 9, odcinek 9 – recenzja
Wciąż czekamy na powrót najlepszego współczesnego serialu komediowego, niemniej trzeba przyznać, że Teoria wielkiego podrywu w 9. sezonie radzi sobie całkiem nieźle i dostarcza odcinki jeżeli nie dobre, to przynajmniej przyzwoite i ciekawe.
Wciąż czekamy na powrót najlepszego współczesnego serialu komediowego, niemniej trzeba przyznać, że Teoria wielkiego podrywu w 9. sezonie radzi sobie całkiem nieźle i dostarcza odcinki jeżeli nie dobre, to przynajmniej przyzwoite i ciekawe.
Zdawać by się mogło, że ciągłe pisanie o nowych odcinkach The Big Bang Theory jako o „dobrych”, „przyzwoitych” czy „solidnych” może nużyć. Jest inaczej – cieszy. Bo po dziewięciu epizodach dziewiątego sezonu chyba możemy potwierdzić, że serial podniósł się z kolan, na które padł w poprzedniej serii.
Co się zmieniło? Z żartami bywa różnie, bo raz są udane, raz nie, sporo z nich uderza też w stare nuty. Teraz jednak nie odczuwa się lenistwa na poziomie kreacji, nie czuć wtórności i gonienia własnego ogona tudzież kroczenia łatwymi ścieżkami, jak naśmiewanie się z Amy, powtarzanie gagów z Sheldonem czy wieczne komplikowanie związku Penny i Leonarda. Ci ostatni – czego przykładem właśnie nowy odcinek – nawet jeżeli wpadają na minę, obecnie szybko (i zabawnie) wracają do stanu normalności, zamiast ciągnąć pretensje i wątpliwości do znudzenia.
Również Howard i Bernadette znaleźli jakąś równowagę, a ich małżeńskie zmagania naprawdę bawią. Tylko Amy i Sheldon ciągną swoje problemy, a tu przeszkadza głównie fakt, iż chyba przyzwyczajeni do komedii aktorzy naprawdę źle wypadają w poważniejszych scenach. Choć, co widzimy w nowym odcinku, również w tym wątku zaczynamy powolutku wychodzić na prostą.
Pozostaje żałować tylko, że The Big Bang Theory przeszła trwałą zmianę i obecnie nawet Elon Musk zdaje się być ledwie dodatkiem do odcinka, w którym tak naprawdę chodzi o to, czy Penny pamięta datę urodzin Leonarda, czy Bernadette namówi Howarda do wolontariatu oraz czy Amy i Sheldon się zejdą. Cieszy, że ktoś tam wciąż pamięta o gościach pokroju Muska, jeszcze kilka sezonów temu jednak choćby wizyta Stephena Hawkinga wypadała dużo lepiej, czuło się, że jest ważniejsza, więc działo się wokół tego wydarzenia. Tak samo było i ze Stanem Lee.
Podkreślę jednak - i będę podkreślał do znudzenia: dobrze, że już nie irytują; świetnie, że potrafią rozbawić (nawet jeżeli w tak żenujący sposób jak przebranie jednego z chłopaków w damską bieliznę); super, że trzymają dobry poziom.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat