Teoria wielkiego podrywu: sezon 9, odcinki 14, 15 i 16 – recenzja
Wreszcie! Teoria wielkiego podrywu wraca do najwyższej formy. Nie brakuje niczego: humoru, nawiązań do popkultury i bieżących newsów naukowych, a wreszcie przełomowych wydarzeń z życia naszych bohaterów.
Wreszcie! Teoria wielkiego podrywu wraca do najwyższej formy. Nie brakuje niczego: humoru, nawiązań do popkultury i bieżących newsów naukowych, a wreszcie przełomowych wydarzeń z życia naszych bohaterów.
Za nami trzy ekscytujące odcinki The Big Bang Theory. Działo się wiele, bo w The Meemaw Materialization poznaliśmy wielokrotnie wspominaną babcię Sheldona, w The Valentino Submergence Raj miał naprawdę „wyjątkowe” Walentynki, a The Positive Negative Reaction przyniósł informacje, które na zawsze odmienią życie naszej grupki geeków i ich ukochanych. W skrócie: nie sposób narzekać na nudę (choć wątek babci mógłby być nieco ciekawiej poprowadzony).
Najbardziej cieszy jednak powrót do serca serialu, a więc bzika chłopaków na punkcie popkultury i nauki. Oto wreszcie nie tylko mamy więcej scen w sklepie komiksowym, ale też możemy odnieść wrażenie, że nasi bohaterowie znowu interesują się tym, co dzieje się na rynku – w końcu pojawia się nawiązanie choćby do głośnej Sagi. Do tego dorzućmy dyskusję o Krainie lodu czy świetną scenę, w której Leonard i Sheldon naśmiewają się z Raja, że to nie on odkrył słynną ostatnio nową planetę w Układzie Słonecznym (odkryli ją naukowcy z Caltechu, a więc uczelni Sheldona i spółki), a znowu poczujemy to, co towarzyszyło nam w pierwszych sezonach.
Zgadza się – w dziewiątej serii The Big Bang Theory wraca do formy, i to tej najwyższej.
Przede wszystkim jest zabawnie, w końcu jest naprawdę, naprawdę śmiesznie. Nawet Sheldon wrócił do bycia sobą, a nie karykaturą samego siebie, co od razu odbiło się na poziomie gagów z jego udziałem – bardzo dobre sceny z Walentynkowym odcinkiem Fun with Flags. Scenarzyści nie gnębią już na siłę Amy, a Bernie i Howard zyskują nowy powód, by być na świeczniku, co cieszy, bo w ostatnich odcinkach to chemia między tą para i ich małżeńskie perypetie stanowiły motor napędowy serialu. Można trochę narzekać na Penny i Leonarda, którzy od dłuższego czasu nie zaskakują i pod wieloma względami stanowią tło dla innych, ale z drugiej strony kolejne problemy w ich związku na pewno niczego by nie polepszyły – niech będą nieco nudni, ale szczęśliwi, a nie upierdliwie-marudzący i na siłę szukający w sobie nawzajem wad.
Na pewno nie wrócimy do The Big Bang Theory z pierwszych trzech sezonów, na to nie ma co liczyć – w końcu historia kilku geeków próbujących odnaleźć się w życiu i walczących o kobiety z definicji jest ciekawsza niż związkowe perypetie tych samych chłopaków. Dziewiąty sezon przygód Sheldona i spółki przywraca jednak nadzieję, że serial ten może wciąż bawić i znowu walczyć o miano jednej z najlepszych obecnie emitowanych komedii. W tej serii pozytywnym zaskoczeniom nie ma końca.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat