Thanos powstaje: Geneza Szalonego Tytana – recenzja
Data premiery w Polsce: 17 sierpnia 2016Zaczynająca się przeciętnie opowieść o narodzinach, dorastaniu i dojściu do potęgi Thanosa, czyli jednego z najważniejszych czarnych charakterów uniwersum Marvela, z czasem ewoluuje w coś ciekawego i nawet zaskakującego.
Zaczynająca się przeciętnie opowieść o narodzinach, dorastaniu i dojściu do potęgi Thanosa, czyli jednego z najważniejszych czarnych charakterów uniwersum Marvela, z czasem ewoluuje w coś ciekawego i nawet zaskakującego.
Thanosa obecnie kojarzy się głównie z Kinowym Uniwersum Marvela, gdzie to on jest architektem większości złych rzeczy przytrafiających się herosom, jako że poszukuje Kamieni Nieskończoności, które dałyby mu władzę nad wszystkim, co istnieje. Finał tej historii obejrzymy w Avengers: Infinity War, które w jakimś stopniu czerpać będzie z głośnego komiksu The Infinity Gauntlet z początku lat 90. ubiegłego wieku, w którym to uzbrojony w tytułową Rękawicę Nieskończoności Thanos najpierw unicestwił połowę żywych istot we wszechświecie, a potem stanął naprzeciw armii herosów i kosmicznych bytów.
W ramach Marvel NOW Thanos powrócił w bardzo udanym evencie Nieskończoność (u nas na jesień), gdzie to w całej galaktyce poszukiwał swoich dzieci, by je mordować.
Po co to robi? Dlaczego jest zwany Szalonym Tytanem? Jak to możliwe, że jego ukochaną jest Śmierć, dla której właśnie dokonuje tych wszystkich mordów? Odpowiedzi na te pytania w albumie Thanos Rising udziela Jason Aaron. Ten sam Aaron, który niedawno zaprezentował szokująco dobrą opowieść o Thor Gromowładny #1: Bogobójca; teraz, wydaje się, porwał się na jeszcze trudniejsze zadanie.
I z początku niespecjalnie się z niego wywiązywał. Bo też album zaczyna się raczej nieciekawie, od narodzin Thanosa i jego dzieciństwa na Tytanie, gdzie dorasta jako odludek i gdzie odkrywa w sobie fascynację najpierw procesem śmierci, potem zaś samymi morderstwami. Z czasem jednak wizja Aarona się rozszerza, nabiera głębi, bo scenarzysta zaczyna pokazywać, na czym polega szaleństwo tego, którego zwą Szalonym Tytanem, zaczyna eksplorować temat jego związku z samą Śmiercią – wtedy robi się interesująco, wtedy Aaron zaskakuje nawet tych, którzy Thanosa i jego „dokonania” dobrze znają.
Nie jest to wprawdzie ten kaliber opowieści co w przypadku Thora, gdzie mieliśmy nie tylko świetną, oszczędną, ale bardzo klimatyczną narrację, jak i oryginalną strukturę – w Thanos powstaje fabularnie idziemy utartą ścieżką, bez ostrzejszych zakrętów i rozwidleń, a wszystko, co ciekawe, dzieje się w głowie samego tytułowego bohatera.
Zanim zaś historia nabierze rumieńców, co dzieje się, gdy Thanos dorasta i rozpoczyna swoją skąpaną w krwi podróż po wszechświecie, braki Aarona skutecznie nadrabia rysownik Simone Bianchi – może i nie olśniewa tu formą, oryginalnym układem plansz czy kadrów, ma jednak bardzo ciekawą kreskę, sprawdzającą się zwłaszcza w mroczniejszych scenach.
Thanos powstaje to więc gratka dla fanów – ci będą się cieszyć, odkrywając kolejne smaczki, i tych uraduje sam fakt wejścia do głowy Szalonego Tytana. W szerokim rzucie opowieść wypada jednak nieco schematycznie i nawet świetny finał nie przykryje tego faktu.
Źródło: Fot. główne: Egmont
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat