The 100: sezon 7, odcinek 3 - recenzja
Twórcy The 100 bardzo lubią utrudniać życie bohaterów, ale czy czasem nie idzie to za bardzo w skrajność? Oceniam ze spoilerami.
Twórcy The 100 bardzo lubią utrudniać życie bohaterów, ale czy czasem nie idzie to za bardzo w skrajność? Oceniam ze spoilerami.
The 100 powraca do Sanktuarium, dając serię dość oczywistych zagrań. Kwestia Russella opanowanego przez zło wcielone sprzed lat staje się pasmem zbyt schematycznego prowadzenia historii. Wiemy, że zrobi wszystko, aby nie zginąć, więc nie ma tutaj żadnych zaskoczeń. Zwłaszcza w łopatologicznie rozegranym zamachu na jego życie. Jeśli tak ma się prezentować wątek największego zagrożenia w finałowym sezonie, trudno nie kryć rozczarowania. Wszystko jest w tym aspekcie przewidywalne i łopatologiczne, a przez brak twistów i sprawnego prowadzenia wątku, staje się nudne.
Można mieć problem z komplikacją spowodowaną przez strażniczkę płomienia. Trochę ten wątek wydaje się knuty po linii najmniejszego oporu, bo jeśli weźmiemy pod uwagę, że to The 100, reakcja na informację o braku przywództwa, do którego wszyscy są przyzwyczajeni, jest oczywista i spodziewana. Czasem można odnieść wrażenie, że scenarzyści na siłę wymuszają problem, by usprawiedliwić banalne wątki (kwestia Russella) lub problematyczne zachowania (Clarke, której obrona Madi, doprowadzi do tragedii, a co by się stało, by mogła młoda zwrócić się ludzi? Przekombinowane i mało przekonujące). Takie decyzje sprawiają, że rozwój tej części 7. sezonu pozostawia wiele do życzenia.
The 100 radził sobie zawsze nieźle, gdy trzeba było podkreślać dwuznaczność ludzkiej moralności. Jest to obecne w wątku Clarke, której wnioski wydają się kluczowe dla finału tej historii: być może mówi prawdę o tym, że ludzie mogą tylko ze sobą walczyć, bo tacy są, a to siłą rzeczy może być sugestia, że szczęśliwego zakończenia tutaj nie uświadczymy. Obok tego jest cały wątek Raven, który wychodzi z DNA The 100. Wiemy, że bohaterowie wielokrotnie podejmowali sprzeczne z moralnością decyzje i to samo jest właśnie z panną Reyes w kwestii reaktora. Wręcz jest ona zaskakująco bezwzględna i można mieć z tym też problem, bo czy to pasuje do jej charakteru? Do tego kim ona jest i co przeszła? Czasem można odnieść wrażenie, że w takich momentach twórcy popadają w skrajność, zapominając o konsekwencji i budując wątek, który ma w typowy dla tego serialu sposób wszystko komplikować. Przez takie zabawy skrajnością późniejsze "ja to zrobiłam" jest nieprzekonujące, bo biorąc pod uwagę zachowanie Raven, nie jestem w stanie uwierzyć w szczerość jej reakcji. Szybko można wysnuć wniosek, że wprowadzono to po to, by wprowadzić problem z byłymi więźniami ze statku.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Jason Rothenberg i jego ekipa The 100 ma problem w 7. sezonie z brakiem ciekawych pomysłów. Tak jak wątek Anomalii w 2. odcinku pokazał, że jest jakaś wizja, tak Sanktuarium to powtarzanie błędów z poprzednich sezonów. The 100 miał często problem ze skrajnościami i choć 7. sezon ogląda się nieźle, pozostawia trochę niesmaku. Ten serial pokazał wiele razy, że twórców stać na więcej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat