The 100: sezon 7, odcinek 5 - recenzja
5. odcinek The 100 w końcu odkrywa karty aktualnej historii. Poznajemy Bardo i wiemy, z czym muszą zmierzyć się bohaterowie.
5. odcinek The 100 w końcu odkrywa karty aktualnej historii. Poznajemy Bardo i wiemy, z czym muszą zmierzyć się bohaterowie.
Kwestia anomalii, która okazała się "wrotami" pomiędzy różnymi planetami, może nie jest zbytnio oryginalna, bo pachnie wariacją Gwiezdnych Wrót, ale sprawnie wykorzystano ją w 7. sezonie The 100 i przede wszystkim jest to nadal najciekawszy wątek tej serii. W odróżnieniu od tego, co się dzieje w Sanktuarium, tutaj mamy tajemnicę, angażowanie widza w historię i niepewność o los ulubionych bohaterów. Dzięki temu czuć, że to The 100 w najlepszym wydaniu.
Samo Bardo zostało przedstawione w sposób prosty, ciekawy i skuteczny. Do tego na przestrzeni dłuższego okresu. Dzięki temu poznajemy to miejsce, jego kulturę i zasady. Przypomina to trochę kult fanatyków religijnych połączony z zaawansowaną technologią i dziwną wiarą w zakończenie wojny kończącej wszystkie wojny. Czemu akurat Clarke ma być tym kluczem? Pokazanie tego wszystkiego w tym odcinku bardzo intryguje, bo pozwala poznawać coś nowego i zastanawiać się, jaką rolę to odegra w finałowej rozgrywce. Neal McDonough sprawdza się jako czarny charakter i może w kolejnych odcinkach stać się mocnym atutem tego sezonu. Aktor nie raz grał takie postacie i w połączeniu z jego charyzmą dobrze to wychodzi.
Dobrze, że dokładnie pokazują, co działo się z Octavią, gdy ją po raz pierwszy zabrano do Bardo. Pozwala to zobaczyć wiele wydarzeń z innej perspektywy (na czele z pierwszym pojawieniem się dorosłej Hope). Ten wątek staje się nie tylko kolejnym krokiem w rozwoju Octavii (zdanie sobie sprawy, że nie jest potworem), ale pokazuje dalszy potencjał jej wykorzystania. Komplikacja w postaci braku wspomnień wydaje się chwilowa.
Mam problem z Echo. Jasne, odcinek dość otwarcie pokazuje, jakby Bellamy zginął i teoretycznie jej emocje są zrozumiałe. Jednakże nie wiem, czy to bardziej problem skrajności scenariusza, czy nieumiejętności aktorki, ale wydaje się to trochę sztuczne, jak bezmyślnie zabija. Emocje, które wówczas przekazuje, wydają się takie nieautentyczne, nawet pomimo tego, że fabularnie pasuje takie zachowanie do Echo. Dlatego ta ostatnia scena bardziej zgrzyta - zwłaszcza że większość widzów, jak ja, będzie przekonana, że to tylko chwilowa zagrywka i Bellamy oczywiście żyje.
Cieszy rozwój wątku Sanktuarium, bo zamiast wałkować tajemnicę, kim naprawdę teraz jest Russell, wszystkie karty zostają rozłożone na stole. To dobrze, bo nie ma bezsensownej gry w kotka i myszkę, która była obecna poprzednio, a świadomość bohaterów z kim mają do czynienia, pozwala wierzyć, że kolejne odcinki w końcu dobrze wykorzystaną ten motyw. Na razie wydaje się on zapychaczem zabierającym czas najciekawszej historii The 100.
Odcinek spełnia swoje zadanie i pokazuje siłę The 100 w 7. sezonie. Dobra, ciekawa historia z Bardo pozwala na nowo wciągać się i czuć powiew świeżości. Największym "minusem " jest brak powrotu do wątku Clarke, więc tym samym twórcy podejmują słuszną decyzję, by dawkować widzom wrażenia, a czuć, że jeszcze mają asy w rękawie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat