The Affair: sezon 4, odcinek 5 – recenzja
Nowy odcinek The Affair to opowieść o dwóch mężczyznach na zakręcie życiowym. To też historia o ludziach, którzy nie potrafią wyjść ze strefy komfortu i podjąć decyzji zmieniającej wszystko.
Nowy odcinek The Affair to opowieść o dwóch mężczyznach na zakręcie życiowym. To też historia o ludziach, którzy nie potrafią wyjść ze strefy komfortu i podjąć decyzji zmieniającej wszystko.
Jak uwolnić się od nieszczęśliwej miłości, która jest w nas już tak głęboko, że stała się częścią składową egzystencji? Czy warto rozpocząć kurację przynoszącą ból i cierpienie, bez nadziei na jej sukces? Takie pytania stawia najnowszy odcinek. Czy daje na nie jasne odpowiedzi? Nie w taki sposób, w jaki oczekiwałaby część widzów. Na szczęście działa to na korzyść opowieści, zwłaszcza że The Affair zmienia przy okazji nieco formułę.
Do tej pory w czwartym sezonie mieliśmy odcinki podzielone na segmenty Noah/Helen i Alison/Cole. Teraz ten układ ulega zmianie. W najnowszym epizodzie jako pierwszoplanowa postać debiutuje Vic. Drugim głównym bohaterem jest Cole, który odbywa właśnie podróż w poszukiwaniu twórcy deski surfingowej swojego ojca. Obie opowieści są bardzo ciekawe, choć nie całkiem wolne od klisz fabularnych.
Imponuje przede wszystkim rozwój postaci Vica. Segment z jego udziałem to jedna z lepszych rzeczy, które wydarzyły się do tej pory w czwartym sezonie The Affair. Nareszcie lepiej poznajemy tę intrygującą postać. Na dodatek następuje to w newralgicznym dla niego momencie. Mężczyzna, który całe życie musiał być twardy, surowy i skupiony, wreszcie pozwala sobie na słabość i to w ramionach innej kobiety. Vic, będący od zawsze ostoją dla swoich rodziców, a teraz i dla Helen oraz jej dzieci, nie może sobie pozwolić na pokazanie, że cierpi. Musi wciąż nosić maskę silnego mężczyzny, który dba o wszystkich. Piękna jest scena, podczas której jako lekarz przekazuje rodzicom chorej dziewczynki informację o możliwym nowotworze. Gdy zatroskana o los swojej córki matka zaczyna lamentować, Vic musi trzymać fason i zachowywać się profesjonalnie, mimo że wewnątrz rozpacza nad swoim losem.
Mimo to nie jest gotowy rozpocząć leczenia, bo nie wierzy w sukces kuracji. A może po prostu boi się zrzucić maskę twardego mężczyzny i odsłonić się przed tymi, których kocha? Debiut Vica jako bohatera pierwszoplanowego wypada bardzo dobrze. Po tym segmencie wiemy już, co myśli, czuje, czego się boi, dokąd zmierza. Jego smutny los nie jest przecież pozbawiony nadziei. Mimo tragedii, która go spotkała, jest przecież otoczony przez tych, których kocha. Czas pokaże też, czy jego skok w bok warunkowany był potrzebą chwili, czy to coś bardziej skomplikowanego.
Historia Cole’a nie ma takiej głębi psychologicznej, ale ciekawie wypada sposób, w jaki bohater poznaje prawdę o ojcu. W domu pijak i brutal, poza nim romantyk i poszukiwacz przygód. Ojciec Cole’a zmienił się nie do poznania, cierpiąc przez brak spełnienia w miłości. Nie mogąc być z tą, którą kocha, wyżywał się na rodzinie, przemieniając się w agresywnego buca. Cole odnosi tę sytuację do siebie. Mimo że próbuje ułożyć sobie jakoś życie, nie potrafi uwolnić się od uczucia, którym darzy Allison. Pod wpływem opowieści Nan (świetna Amy Irving) decyduje się zawalczyć o miłość Allison. Podobnie jak Vic postanawia więc utrzymać status quo, tę swoistą strefę komfortu, będącą zarazem destrukcyjną siłą w jego życiu. Bojąc się podjąć radykalne kroki, mogące doprowadzić ich do zmian, obaj panowie wybierają egzystencję w bólu.
Każdy z segmentów jest dość ciekawie zrealizowany, choć tu i ówdzie widoczna jest skrótowość w rozpisywaniu opowieści. Cole na gigancie trafia na newage’ową, wyzwoloną seksualnie sektę artystów. Można odnieść wrażenie, że takie grupy tylko czekają na strudzonych wędrowców, aby sączyć im do uszu posthipisowską ideologię. Czemu Nan nie okazała się normalną, żyjącą w spokoju starszą panią? Klisza ta doskonale koresponduje z kolejnym ogranym motywem. Sąsiadka Vica i Helen, atrakcyjna młoda kobieta, nie jest oczywiście ułożoną damą, a tętniącą seksem nimfomanką, zauroczoną starszymi mężczyznami (takimi jak Vic). Twórcy lubią ułatwiać sobie życie podobnymi rozwiązaniami. Może to momentami razić, ale dzięki dobrze napisanej całości, da się przymknąć na to oko.
Czwarty sezon The Affair prezentuje dobry poziom. Niektóre odcinki są lepsze, inne gorsze, ale całość naprawdę bardzo przyjemnie się ogląda. Dobrze, że twórcy nie zamykają się tylko w formule opartej na czwórce głównych bohaterów, a pozwalają również zaistnieć takim postaciom jak Vic. Kto wie, być może swoje 5 minut dostanie również Luisa.
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1996, kończy 28 lat