The Expanse: sezon 3, odcinek 10 – recenzja
Data premiery w Polsce: 3 listopada 2016Piękna kosmiczna epopeja trwa w najlepsze. W najnowszym odcinku wszyscy kluczowi bohaterowie są już wewnątrz pierścienia, a atmosfera opowieści staje się coraz bardziej baśniowa.
Piękna kosmiczna epopeja trwa w najlepsze. W najnowszym odcinku wszyscy kluczowi bohaterowie są już wewnątrz pierścienia, a atmosfera opowieści staje się coraz bardziej baśniowa.
Rocinante, Marsjanie z Bobbie Draper na czele, Naomi, Pasiarze w Behemothcie, statek Narodów Zjednoczonych, na którym przebywa doktor Volovodov i córka Mao oraz oczywiście niezawodny duet Holden/Miller – taki skład wewnątrz protomolekualnej struktury gwarantuje wielkie emocje. Bardzo przyjemnie ogląda się odcinek z tak sprawnie prowadzoną narracją. Od jednej sceny do kolejnej, wszystko płynnie się łączy i brnie do przodu, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Nie ma tu miejsca na momenty zadumy, spowolnienia i niepotrzebnych pauz. Fabuła jest jak statki podążające do stacji w centrum pierścienia. Sukcesywnie, nieustępliwie, zawzięcie do celu.
Epicentrum zarówno konstrukcji protomolekuły, jak i fabuły stanowi wielka tajemnica. Jak do tej pory w The Expanse nie byliśmy jeszcze tak blisko tego nienazwanego i fascynującego pierwiastka, będącego kluczem do serialu. Przemieszczając się wraz z bohaterami w kierunku zagadkowego przedmiotu, zawieszonego wewnątrz pierścienia, czujemy się prawie jak doktor Volovodov, która zatraca się w fascynacji nieznanym, zapominając o swojej posłudze. Ekscytacja na jej twarzy doskonale kontrastuje z panującym na ziemskim statku niepokojem, mającym swoje apogeum podczas samobójstwa jednego z oficerów. W świetle tego, zachowanie doktor Volovodov sprawia wrażenie nieco nienaturalnego i dziwacznego. Duchowna, poszukująca kobieta, będąca zawsze po jasnej stronie mocy, daje się zauroczyć czemuś, czego ideę trudno na razie określić. Dzięki właśnie takim przewrotnym motywom, The Expanse wkracza na drogę filozoficzno-egzystencjalnych dywagacji. Robi to płynnie i intrygująco, dzięki czemu jak na razie nie ma zagrożenia, że opowieść da się zdominować tym podobnymi wątkami.
Pierwszy do stacji znajdującej się w centrum pierścienia przybywa Holden. Razem z Millerem kontynuuje „dziwaczne” śledztwo, dowiadując się że jest jedynie elementem w wielkim planie. Czymś na kształt dobrze zaprogramowanego urządzenia. Gdy Holden poznaje swoją rolę, do stacji dociera drużyna marsjańskich marines i The Expanse ponownie podkręca tempo do maksimum. Serial w trzecim sezonie wypracował sobie metodę prowadzenia akcji, polegającą na intensyfikowaniu do granic możliwości ostatnich minut, tak aby widz przy napisach końcowych z opadniętą szczęką wpatrywał się w ekran, próbując ogarnąć co przed chwilą się stało.
Tym razem jest podobnie. Świetnie jest zobaczyć Bobbie znowu w akcji. Bohaterka to jedna z najbardziej sympatycznych postaci w serialu, niezależnie czy rzuca zabawnymi ripostami, czy jest diabelnie poważna, próbując ocalić wszechświat przed zagładą. Draper doskonale wpasowuje się w ostatnie minuty, podczas których marsjańscy marines szyją z broni maszynowej na potęgę, protomolekuła pokazuje moc w pełnej okazałości, a Holden spełnia swoje przeznaczenie. W momencie w którym obserwowałem reperkusje czynu kapitana Rocinante, przyszła mi na myśl końcówka Avengers: Infinity War. Jeden ruch mogący zmienić rzeczywistość, cofnięcie czasu i jak na razie nieznane pokłosie tego co przed chwilą się stało. Jest nawet moment w którym pojawiają się struktury przypominające kamienie nieskończoności. To oczywiście tylko luźne skojarzenie fana science fiction, będącego wciąż pod wrażeniem produkcji Marvela, ale świadczą one że twórcy The Expanse robią TO dobrze. Po raz kolejny udowadniają że prowadzą swoją opowieść na światowym poziomie. Nawet niezbyt dobry warsztat Steven Strait nie przeszkadza im uczynić z tego segmentu jednego z najlepszych motywów science fiction we współczesnej telewizji.
Czy Annie uda się opanować defetystyczne nastroje na statku Narodów Zjednoczonych? Czy u Pasiarzy dojdzie do zmian na mostku kapitańskim? Do czego doprowadzi szaleństwo Melby? W najnowszym epizodzie każdy z tych wątków ma niezwykłą silę przyciągania. Opowieść na nowy poziom wprowadza zarówno świetna gra aktorska David Strathairn, tragiczna historia rodziny Mao czy mistycyzm emanujący z wątku Volovodov. Fajnie że każda z tych historii powiązana jest w pewien sposób z motywem przewodnim. Wszystkie zmiany fabularne związana z protomolekułą wpływają na losy pozostałych postaci.
Do końca bieżącego sezonu zostało jeszcze kilka odcinków. Zadziwiające jest jak wiele w bieżącej serii może się wciąż wydarzyć. Twórcy co chwilę serwują nam mniejsze lub większe apogeum, ale nie da oprzeć się wrażeniu, że nadal mają kilka asów w rękawie. W takich momentach wręcz współczuję osobom znającym literacki pierwowzór. Odkrywanie tajemnic The Expanse, nie znając opowieści jest wielce fascynujące.
Źródło: zdjęcie główne: Syfy
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1954, kończy 70 lat