The Girlfriend Experience: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Chłodno, z dystansem, powoli i w sumie mało oryginalnie - w taki sposób pierwszy odcinek The Girlfriend Experience rozpoczyna opowieść o Christine/Chelsea, ambitnej studentce prawa / ekskluzywnej dziewczynie do towarzystwa.
Chłodno, z dystansem, powoli i w sumie mało oryginalnie - w taki sposób pierwszy odcinek The Girlfriend Experience rozpoczyna opowieść o Christine/Chelsea, ambitnej studentce prawa / ekskluzywnej dziewczynie do towarzystwa.
Początek historii The Girlfriend Experience pokazuje dość wyraźnie, jaka jest główna bohaterka. W poszukiwaniu stażu biega z jednej rozmowy kwalifikacyjnej na drugą, zawsze robiąc dobre wrażenie. Jest pewna siebie, czasem wręcz arogancka, zaradna, a do tego bardzo atrakcyjna. Nie zastanawia się za dużo, nie okazuje zbyt wiele emocji. Gdy przyjaciółka zabiera ją na pierwszą randkę za pieniądze, Christine nie robi z tego wielkiej sprawy. Jest zaintrygowana, lekko zakłopotana, ale na pewno nie przerażona czy smutna - w końcu nikt jej do tego nie zmusił. Ciekawy jest fakt, jak pod wpływem nowych przeżyć Christine się zmieni, bo zmieni się na pewno. Początkowe zdystansowanie wydaje się celowe, aby następnie pokazać przemianę bohaterki i uwydatnić kontrast. Mam przynajmniej taką nadzieję, bo na razie wszyscy bohaterowie wydają się dość płytcy.
Atmosfera stworzona w serialu jest spójna z historią. Ciekawym zabiegiem jest brak czołówki. Na początku pojawia się jedynie tytuł – na sekundę, prostym krojem liter, biały na czarnym tle. Niejako zapowiada surowość całej produkcji. Wszystko jest opowiadane z dystansem, brak jakiejkolwiek ckliwości, płaczu, nie ma kreślenia grubymi krechami trudnej sytuacji życiowej. Dziewczyna jest zdolna, ale ma mało pieniędzy. Widzi okazję, a że nie jest przesadnie pruderyjna, postanawia z niej skorzystać. Bez głębszych rozważań. Chłodny klimat pogłębiają stonowane kolory i niewiele światła. Akcja toczy się nieśpiesznie, a jednak wiemy dużo po pierwszym odcinku. Może nawet za dużo.
Choć wiele tutaj dobrego pod względem wizualnym i konstrukcyjnym, niekoniecznie tak samo będzie w przypadku fabuły i postaci. Teoretycznie nigdy nie oglądałem serialu w całości poświęconego eleganckim „towarzyszkom”, a jednak mam wrażenie wtórności historii. Nic, co działo się w odcinku pierwszym, nie sprawiło, że z niecierpliwością czekałbym na drugi. Postacie są proste, banalne wręcz, wydaje się, że już je skądś znamy, a resztę możemy dopowiedzieć sobie sami, jeśli w ogóle nas ona zainteresuje. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę fakt, że odcinki The Girlfriend Experience trwają niecałe pół godziny. Trudno w tym czasie zmieścić pogłębioną charakterystykę postaci czy jakieś wątki poboczne, trudno również zacieśnić intrygę tak, aby zaciekawiła każdego.
Jest w tym serialu potencjał. Widać, że twórcy nie chcą opowiedzieć w nudny sposób banalnej historii o dziewczynie, która zagubiła się w dorosłym życiu. Mimo wszystko jeden odcinek w przypadku tej opowieści to za mało, aby się wkręcić.
Źródło: zdjęcie główne: Starz
Poznaj recenzenta
Michał PileckiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat