The Mandalorian: sezon 1, odcinek 3 - recenzja
The Mandalorian zaczyna nabierać wiatru w żagle. Decyzje bohaterów powinny zdecydowanie rozruszać historię, a nowe informacje zmuszą do analizy znaczenia postaci z Gwiezdnych Wojen.
The Mandalorian zaczyna nabierać wiatru w żagle. Decyzje bohaterów powinny zdecydowanie rozruszać historię, a nowe informacje zmuszą do analizy znaczenia postaci z Gwiezdnych Wojen.
The Mandalorian ma podobny czas trwania, jak poprzednie dwa odcinki, więc trzeba założyć, że jest to część planu Jona Favreau (twórca serialu) oraz jego ekipy. Po raz kolejny jednak nie mam odczucia, aby to był jakiś problem, bo w odróżnieniu od przeciąganych na siłę seriali Netfflixa, które muszą trwać przez narzucony z góry czas i mieć określoną liczbę odcinków. The Mandalorian ma wyśmienite tempo, dynamikę intensywność godną serialu trwającego z dwa razy tyle. Nowy odcinek nie pozostawia złudzeń w tym aspekcie, nadając temu serialowi właśnie taki styl.
Nowy odcinek jest troszkę przewidywalny, bo wszelkie decyzje bohatera są po prostu oczywiste i oczekiwane. Trudno orzec, czy można nazwać to wadą, czy jakimś niedociągnięciem, bo raczej jest to świadoma decyzja osadzająca serial w klarownych strukturach budowy historii ze świata Gwiezdnych Wojen. Jednak też nie do końca twórcy próbują zmienić Mandalorianina w kogoś, kim nie jest. To właśnie w tym momencie procentuje fabuła pierwszych odcinków, która opierała się na budowie relacji bohatera z Baby Yodą (nadal nazwa umowna) i to właśnie przez to jego decyzja o powrocie i odbiciu malca jest oczywista i potrzebna. Przypuszczam, że gdyby twórcy zdecydowali się zaryzykować i inaczej poprowadzić ten wątek, pół Internetu nie pozostawiłoby na nich suchej nitki. Nadal nie czuję, aby to był większy problem, bo kierunek historii jest dobry i wywołuje emocje. Kto nie poczuł ukłucia w sercu, gdy dzieciak płaczliwym wzrokiem spojrzał na Mandaloriana? Deborah Chow, reżyserka odcinka, dobrze rozłożyła te akcenty, wykorzystując sympatię widzów do malca i przez to też trzeci odcinek wywołuje większe emocje niż pierwsze dwa.
Chow i Favreau odnoszą też sukces w budowie atmosfery. Znowu jest poważnie, mrocznie. Taki klimat panuje w tajnej bazie Mandalorian, gdzie podkreślana jest ich kultura i wzajemna relacja. W końcu widzimy większą aktywność pozostałych Mandalorian na czele z przedstawicielem cięższego kalibru wojowników. Gdy jednak bohater idzie do bazy imperialnych, w końcu dostajemy Mandalorianina, jakiego można oczekiwać - pewnego siebie zabójcę, który załatwia szturmowców szybko, sprawnie i jak na Gwiezdne Wojny brutalnie (pieczyste z imperialnego!). Widzimy pewien intrygujący dysonans, bo choć relacja z malcem obudziła w nim ważne uczucia, bo w końcu znajda nawiązuje przyjaźń z inną znajdą, Mandalorianin nadal jest bezwzględnym wojownikiem, który nie oszczędził nikogo poza doktorkiem. To właśnie w tym miejscu udaje się zbudować sporo napięcia i niepokoju, które wyśmienicie napędzają rozwój fabuły. Zwłaszcza gdy dochodzi do sytuacji ala John Wick - wszyscy przeciwko Mandalorianinowi. Sytuacja na ulicy, gdzie jest otoczony przez armię łowców nagród, znów przypomina, że to wyśmienity wojownik i zabójca, czyli tutaj udaje się osiągnąć coś, co w pierwszych dwóch odcinkach świadomie nie było w taki sposób pokazywane, aby podkreślić, że jednak to jest człowiek nieidealny, popełniający błędy. Gdy jednak przychodzi co do czego, jego umiejętności procentują i się sprawdzają.
Kwestia ataku oddziału Mandalorian to też wątek oczekiwany, którego można było się domyślić po tym, jak było to prowadzone i jak bohater wyraźnie znalazł się w kropce. Deborah Chow budują tę scenę klimatycznie i piekielnie satysfakcjonująco. Mandalorianie z plecakami odrzutowymi rozwalający grupę łowców nagród? Toż to fanserwis w czystej postaci, którego kwintesencją jest wojownik z wielkim automatycznym blasterem. To właśnie tego typu motywy budują uczucie, że to Gwiezdne Wojny, na jakie się czekało i jedynie pobudzają apetyt.
Fabularnie też jest zresztą ciekawie z dużą dawką niedopowiedzenia. Mamy jedną kluczową scenę, czyli rozmowę imperialnego szefa z doktorem na temat Baby Yody. Wiemy, że chcą z niego coś wydobyć i pozbyć się ciała. Pytanie pozostaje więc: co takiego? DNA do klonowania? Coś związanego z Mocą? Przypuszczam, że te dwa aspekty w tym przypadku mogą być kluczowe i następne odcinki zasugerują rozwiązania. Zwłaszcza że Mandalorianin stał się teraz wrogiem numer jeden resztek imperium, bo wiemy również, że jest tajemniczy zwierzchnik. Można założyć, że mowa jest o postaci moffa granego przez Giancarlo Esposito. Te tropy fabularne delikatnie pobudzają ciekawość i choć chciałoby się o wiele więcej, to jest to satysfakcjonujące.
The Mandalorian ma określoną konwencję poruszającą się w świecie Gwiezdnych Wojen z gracją, poważniejszą atmosferą i efektowną akcją. To jest coś innego, niż normalne seriale, które najpierw skupiają się na rozwoju historii, a ta - choć jest obecna - jest ciut przytłoczona przez formę opowiadania, klimat i aspekty budujące nową perspektywę na Gwiezdne Wojny. Jednak tropy fabularne wciąż są rozsiewane - choćby retrospekcje z dzieciństwa bohatera z czasów Wojen Klonów, bo widzimy droidy bojowe Separatystów. Powolne odkrywanie tych sekretów ostatecznie może doprowadzić do czegoś satysfakcjonującego.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat