The Tick: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Kleszcz to świetny, zabawny serial animowany z sympatycznymi wykręconymi bohaterami. Nowa aktorska wersja jest inna i kiepska.

Nowy The Tick wpisuje się we współczesny trend: jest mroczniej, poważniej i bardziej realistycznie. Czuć, że twórcy chcą opowiedzieć historię w kompletnie innym tonie, niż miało to miejsce w poprzednim serialu aktorskim i animowanym. Starają się stworzyć iluzję prawdziwego świata, do którego przybyli superbohaterowie. Klimat zdecydowanie jest cięższy, niż można oczekiwać, a to zarazem jest największy problem tego serialu. Przygody Kleszcza nigdy nie były opowiadane na serio, bo stanowiły zabawną parodię superbohaterskich historii, dlatego też budowane tego na poważnie i mrocznie kłóci się z całą ideą oraz prezentowanymi wydarzeniami. Dla widza znającego poprzednie seriale to od razu będzie sygnał, że coś tu jest nie tak.
Kłopot w tym, że nawet jeśli spojrzymy na całość z perspektywy osoby nieznającej Kleszcza, ten serial nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Scenariusz pilota jest bardzo siermiężnie napisany, a zawarte w nim gagi są kompletnie nietrafione. Twórcy oparli pierwszy odcinek na genezie powstania duetu Kleszcz-Arthur i rozciągnęli ją niemiłosiernie. Cały czas towarzyszy atmosfera oczekiwania na to, że coś w końcu zacznie się dziać i serial pokaże pazur, niestety dochodzi do tego w momencie, gdy pojawiają się napisy końcowe. Nudno, sennie, nieśmiesznie i z historią, która nie jest w stanie zaangażować.
Główni bohaterowie wywołują mieszane odczucia. Z jednej strony mamy świetnego Arthura, który jest po prostu postacią znaną z poprzednich seriali. Wzbudza sympatię, a jego historia jest jedynym aspektem potrafiącym zainteresować. Z drugiej strony jest Kleszcz, będący najsłabszym elementem pilota. Kiepski kostium, brak uroku oraz antypatyczne wykreowanie bohatera jest największym grzechem twórców The Tick. Ten Kleszcz zachowuje się jak głupiec i niewiele ma wspólnego z popularną postacią z kreskówki. Peter Serafinowicz nie jest w stanie nadać mu wyrazistości, komediowego drygu ani też specyficznej sympatyczności, którą powinien mieć. Jeśli tytułowy bohater jest kimś, kto irytuje w każdej scenie, to coś jest nie tak.
Realizacyjnie jest bardzo przeciętnie. Efekty specjalnie czasem rażą, narracja ma zbyt wolne tempo, zabawnych scen praktycznie nie ma, a klimat jest zbyt mroczny w stosunku do tego, co twórcy chcieli osiągnąć i co pokazują na ekranie. Podejście realistyczne mogłoby się sprawdzić, jeśli zagrałyby inne elementy - gdyby bohaterowie byli ciekawi, historia miała w sobie werwę, a humor bawił. Gdyby sami twórcy podeszli do wszystkiego z dystansem i luzem, mogłoby się to udać, ale tak nie jest. Tutaj niewiele działa i praktycznie nic nie zachęca. Po seansie pozostaje uczucie rozczarowania i niesmaku. Zabrakło nawet kultowego powiedzonka Kleszcza.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/



naEKRANIE Poleca
ReklamaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1957, kończy 68 lat
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1965, kończy 60 lat
ur. 1984, kończy 41 lat

