This is Us: sezon 1, odcinki 11–13 – recenzja
This is Us niezmiennie wzbudza spore emocje. Dobrze jest mieć pod ręką paczkę chusteczek. Mimo że poziom trzech ostatnich odcinków nieco falował, to wciąż ogląda się ten serial z dużą przyjemnością i zainteresowaniem.
This is Us niezmiennie wzbudza spore emocje. Dobrze jest mieć pod ręką paczkę chusteczek. Mimo że poziom trzech ostatnich odcinków nieco falował, to wciąż ogląda się ten serial z dużą przyjemnością i zainteresowaniem.
Dziesiąty odcinek This Is Us pożegnał nas potężnym cliffhangerem, w którym Toby dostał ataku serca i trafił do szpitala. Twórcy zasugerowali nam wtedy, że najsympatyczniejsza obok Jacka postać serialu mogła tego nie przeżyć. Na szczęście już w pierwszych scenach jedenastego epizodu okazało się, że Toby nie umarł, ale ma poważną arytmię wymagającą operacji. Dobrze, że twórcy postanowili nie trzymać nas w niepewności, tylko szybko ruszyli naprzód z tym wątkiem. Choć sam moment oświadczyn Toby’ego trudno nazwać romantycznym, to jego rozbrajająca szczerość chwyciła za serce. Szkoda tylko, że czegoś zabrakło w tej scenie, ponieważ nie wniosła takiego ładunku emocjonalnego jak wiele innych w This is Us. Prawdopodobnie to kwestia pewnego rodzaju schematyczności odcinka, gdzie łatwo można było przewidzieć, jaki skutek przyniesie wyznanie Kate. W każdym razie cieszy to, że Toby’ego będziemy dalej oglądać w serialu, bo ze wszystkich scen z teraźniejszości to on lśni najjaśniej, a strona komediowa serialu to głównie zasługa jego dowcipów, które też często nawiązują do filmów (Home Alone 2: Lost in New York) i serialów (Westworld).
W ostatnich trzech odcinkach (a w zasadzie tylko dwóch) wątki rodzeństwa skupiają mniejszą uwagę widzów niż retrospekcje. Trzynasty epizod niemal nie posunął fabuły naprzód, mógł nawet chwilami nudzić. Natomiast spełnia on cenną funkcję przygotowującą grunt pod kolejne ważne wydarzenia w życiu naszych bohaterów. Najciekawiej wygląda wątek Kate, która wyjechała na specjalny obóz, aby w końcu schudnąć. Trudno było się nie uśmiechnąć, widząc dziwne zajęcia, w jakich musiała uczestniczyć, ale ważniejsze jest to, że coś zaczyna w niej pękać, a to zapowiada interesujący obrót wydarzeń. Słabiej tym razem wypadł wątek Randalla, którego ojciec porzucił chemioterapię. Spełnienie marzenia umierającego Williama było miłym obrazkiem, ale po This is Us oczekujemy silniejszych emocji. Z kolei sprawy sercowe Kevina w obliczu całej reszty zupełnie nie angażują emocjonalnie. Oczywiście jego losy też są istotne dla całej historii, ale jak na razie to jego wątek prezentuje się najsłabiej.
Jednak największą przyjemność daje obserwowanie poczynań Rebecki i Jacka, którzy mimo wielu przeszkód na swojej drodze radzą sobie z wielkim wyzwaniem, jakim jest rodzicielstwo. Nieważne, że ich miłość sprawia wrażenie przesadnie perfekcyjnej, gdzie każde z nich zrobi wszystko, nawet zamieszka ze znienawidzoną matką albo weźmie pieniądze od okropnego ojca, byleby zapewnić przyszłość swoim dzieciom. Te małe, dobrze opowiedziane historie tej dwójki oraz niesamowita chemia między aktorami pozytywnie oddziałują na widzów, a ich relacje ocieplają każdy odcinek. Coś, co powinno razić sztucznością, stało się siłą napędową serialu. Dlatego też This is Us działa tak pokrzepiająco i potrafi bardzo wpływać na nasze emocje.
Dwunasty odcinek, który skupił się wyłącznie na przeszłości bohaterów, jest tego dowodem. Mimo że oglądaliśmy kilka powtórek z pilotowego epizodu, to po uzupełnieniu historii o wątki urodzin Jacka, lekarza oraz strażaka nabrał wyjątkowo emocjonalnego charakteru. Najwięcej wzruszeń dostarczył doktor Katowski, który musiał się uporać z tęsknotą po stracie żony. Gerald McRaney zagrał wspaniale, wzbudzając niepohamowane współczucie dla jego postaci. Piękna też była scena, kiedy Rebecca rozmawiała ze swoimi jeszcze nienarodzonymi dziećmi. Z kolei wątek Joe i malutkiego Randalla bladł przy tylu emocjach związanych z narodzinami. Pełnił rolę ciekawego, ale niezbyt istotnego wypełniacza w odcinku. The Big Day to dość szablonowy epizod, gdzie splotły się losy bohaterów borykających się ze swoimi problemami życiowymi, gdzie jedno zdarzenie zmieniło sposób ich myślenia i pozwoliło stawić czoła cierpieniu. Ale takie sceny robią wrażenie tylko wtedy, kiedy są one dobrze przedstawione i świetnie zagrane. Wtedy dopiero zamiast oklepanych historii otrzymujemy soczystą i wypełnioną uczuciami „lemoniadę”.
This is Us na tle innych seriali wyróżnia się wieloma wzruszającymi momentami, ale również charakterystyczne dla tej produkcji są twisty. I w trzynastym odcinku otrzymaliśmy kolejny zaskakujący zwrot akcji. Do tej pory można było uważać Kevina za egoistycznego gwiazdora, który nie radzi sobie z wyrażaniem uczuć, przez co tak bardzo skomplikował sobie relacje z Olivią i Sloane. Teraz, gdy okazało się, że mężczyzna był w związku małżeńskim ze swoją miłością z dziecięcych lat, jego wątek może przybrać naprawdę ciekawych barw. A stało to się w odpowiednim momencie dla tej postaci, ponieważ perypetie z dwoma aktorkami powoli zaczynały irytować i o mało co historia nie zabrnęłaby w ślepy zaułek.
Do końca pierwszego sezonu jeszcze pozostało kilka odcinków, ale powoli zbliżamy się do rozwiązania największej zagadki This is Us, czyli odkrycia przyczyny śmierci Jacka. Po raz pierwszy zobaczyliśmy fragmenty jego pogrzebu. Możemy się domyślać, że to wydarzenie najmocniej odbiło się na psychice rodzeństwa, szczególnie widząc sceny z przeżywającą Kate. Aby w pełni zrozumieć te postacie potrzebujemy jeszcze kilku informacji, które jak to bywa w tym serialu na pewno nas zaskoczą i wzruszą. Szykujcie chusteczki!
Źródło: zdjęcie główne: NBC
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat