Thor. Tom 1 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 27 września 2023Po ciągnącej się dobrych kilka lat sadze o Thorze autorstwa Jasona Aarona to dobry moment, by na nowo wskoczyć w przygody marvelowskiego boga.
Po ciągnącej się dobrych kilka lat sadze o Thorze autorstwa Jasona Aarona to dobry moment, by na nowo wskoczyć w przygody marvelowskiego boga.
Autor nowej serii o Thorze, scenarzysta Donny Cates, potrafi zbudować intrygującą fabułę, która z jednej strony obficie korzysta z wcześniejszych klasycznych przygód superbohatera, z drugiej udowadnia, że można jeszcze na ten temat wymyślić coś oryginalnego.
Donny Cates coraz mocniej zaznacza swoją pozycję w Marvelu i – po seriach, takich jak Doktor Strange, Venom, Thanos, a szczególnie po świetnym one shocie Silver Surfer. Czarny – wyrasta na jednego z bardziej wpływowych twórców tego superbohaterskiego uniwersum. Kombinuje, przetwarza, sięga po, wydawałoby się, zastałe motywy i wywraca je na nice, zaskakując inwencją nie tylko czytelników, ale też swoich bohaterów, którzy muszą się mierzyć z całkiem nowymi, niespodziewanymi wyzwaniami. Tak jak Thor w pierwszej odsłonie nowej serii, w nowoczesnym, dynamicznym stylu narysowanej głównie przez Nica Kleina.
Pisanie przygód o nordyckim bogu po bardzo długim runie Jasona Aarona, w którego finale po Wojnach Światów Thor zostaje królem Asgardu, to także spora nobilitacja i oznaka zaufania włodarzy Marvela w zdolności scenarzysty. Bo czym można jeszcze zaskoczyć? W jakie przygody pchnąć postać, która doświadczyła już praktycznie wszystkiego? Cates wydaje się niezrażony oczekiwaniami i rozpoczyna tę historię od wysokiego C, stawiając ogromne wyzwanie nie tylko przed Thorem, bo oto nadchodzi zagrożenie mogące unicestwić cały wszechświat. Owszem, niby nic nowego, ale w tej historii scenarzysta ma kilka asów w rękawie (na czele z przewodnią rolą Galactusa), które sprawiają, że czytamy o tym zagrożeniu – nazwanym Wieczną Zimą (analogia do eventu w DC jak najbardziej wskazana) – z wypiekami na twarzy.
Co więcej, nie jest tak, że po całej tej zawierusze wszystko wraca do porządku dziennego. Thor w roli króla psychologicznie i emocjonalnie ewoluuje, a jeszcze mierzy się ze skutkami pewnej wizji, której doświadczył podczas dotknięcia Wiecznej Zimy. Wizji, która będzie miała reperkusje w przyszłości. I nie, Cates wcale nie zamierza się spieszyć z jej spełnianiem, bo w środku tomu proponuje nam krótką, acz niezwykle ważną opowieść o młocie Thora, który zaczyna ciążyć bohaterowi. I jako zwolennik wywracania motywów i zastałych schematów na nice scenarzysta sprawia, że nagle każdy (tak, dosłownie każdy człowiek) może dzierżyć młot.
Ten dwuzeszytowy przerywnik między dwoma dłuższymi opowieściami to świadectwo pomysłowości Catesa, który bawi się ważnymi marvelowskimi wątkami, tak jak choćby bawił się w Thanosie postacią Cosmic Ghost Ridera. To także preludium do jeszcze większej i, trzeba przyznać, okrutnej zabawy losem Thora, bo na scenę w ostatniej opowieści z tego tomu (“Łowy”) ma wejść zawsze sympatyczny i prawy Donald Blake, czyli alter ego nordyckiego boga. I wtedy Cates idzie w swej historii na całość, bo Donald Blake, którego pamiętamy choćby z Thora Straczyńskiego pokazuje tutaj całkiem nowe oblicze.
Jest w tych pomysłach Catesa coś wyjątkowo świeżego, intrygującego i zarazem nieprzypadkowego. Aby o dobrze znanych postaciach powiedzieć coś zupełnie nowego i odwrócić zastane schematy, trzeba to wszystko doskonale poznać, a do tego uwolnić wyobraźnię, by postawić bohaterów w sytuacjach, które wcześniej byłyby nie do pomyślenia. Amerykański scenarzysta nie boi się takich fabularnych eksperymentów (bo koniec końców wychodzi, że służą fabule jak najlepiej) i po prostu wierzy w swój pisarski instynkt. Aby Thor nadal ewoluował, potrzebny jest mu wstrząs. I Cates takie wstrząsy w tym pierwszym tomie funduje swojemu bohaterowi - ku radości czytelnika wynudzonego innymi marvelowskimi historiami.
Mówiąc wprost: udało się! Thor po wieloletnich przygodach Jasona Aarona – jednych lepszych, drugich nie za bardzo – zalicza pewnego rodzaju restart. Cates, wychodząc od nowej, królewskiej roli nordyckiego boga, wyciąga z niej to, co najciekawsze, i skutecznie popycha fabułę do przodu. Scenarzysta nie zawiódł swoimi pomysłami i na dodatek narobił czytelnikom apetytu na kontynuację tych przygód, które po pamiętnej wizji głównego bohatera zapowiadają się naprawdę epicko. Czekam!
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat