Thorgal Saga: Wendigo - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 15 maja 2024Dla wielu czytelników Thorgal jako komiksowy projekt jakościowo skończył się już dawno temu. A jednak Seria Thorgal. Saga udowadnia, że nadal można tworzyć historie, które przywracają blask bohaterowi stworzonemu przez Jeana Van Hamme’a i Grzegorza Rosińskiego.
Dla wielu czytelników Thorgal jako komiksowy projekt jakościowo skończył się już dawno temu. A jednak Seria Thorgal. Saga udowadnia, że nadal można tworzyć historie, które przywracają blask bohaterowi stworzonemu przez Jeana Van Hamme’a i Grzegorza Rosińskiego.
Wielu polskich fanów dzielnego wikinga z przyzwyczajenia kupuje kolejne tomy głównego cyklu i ma uzbierany komplet wszystkich spin-offów. Razem to już pokaźna liczba albumów, z tym że już większość z nich nie zachwyca jakością. To trochę smutne, że saga o Thorgalu stała się w wielu momentach ciężkostrawna i jedynie pojedyncze tomy z ostatnich kilkunastu lat są w stanie zaspokoić czytelnicze oczekiwania.
I oto nagle pojawił się projekt, który na nowo wlał nadzieję w serca odbiorców. Pierwsza odsłona Thorgala. Sagi pod tytułem Żegnaj, Aaricio zyskała wiele przychylnych opinii, a jej większa od standardowych tomów objętość pozwoliła na zbudowanie bardziej złożonej i wciągającej fabuły. Dlatego fani z drżeniem czekali na drugie podejście. I wreszcie mamy nowy odcinek Thorgala. Sagi, z intrygującą okładką, zapowiadającą zupełnie nową opowieść.
Taki właśnie jest zamysł nowego cyklu w świecie Thorgala. Opowiadać dodatkowe historie, które mogły się wydarzyć życiu wikinga. To trochę patent jak w seriach o Hellboyu Mike’a Mignoli – historia Czerwonego Diabła teoretycznie dotarła już do finału (rzecz jasna Thorgala jeszcze nie), ale twórcy wciąż sięgają w przeszłość bohatera i dokładają do niej kolejne kamyki. A że wszyscy wiemy, iż losy Thorgala i Hellboya zawsze obfitowały w niezwykłe wydarzenia, dlaczego nie dołożyć do tego kolejnych? I tak dostajemy do rąk historię, która dzieje się podczas powrotu Wikinga z rodziną z krainy OA, czyli pod koniec jednego z najbardziej ekscytujących fragmentów życia Thorgala. I tak – w Wendigo znajdziemy momenty, które również zapewniają czytelnikowi podobny rodzaj ekscytacji.
Są w długiej historii Thorgala opowieści oparte na prostym schemacie – jak choćby pamiętny Statek-Miecz, czyli jeden z lepszych albumów z tej drugiej, mniej popularnej części głównego cyklu. Takie podejście zastosowali w Wendigo nowi autorzy w świecie dzielnego wikinga – scenarzysta Statek-Miecz i rysownik Corentin Rouge. Obu panów znamy w Polsce z kilku albumów, ale nie są to jakieś mocno rozpoznawalne nazwiska. I najwyraźniej obaj nie mieli nic do stracenia. Jako fani Thorgala zaproponowali historię, w której znowu połączyły się różne mitologie. A zaczyna się od ataku morskiego potwora na statek z Thorgalem, by za jakiś czas trójka wyczerpanych fizycznie bohaterów znalazła się w indiańskiej wiosce. Aaricia jest ranna, Jolan przerażony, a Thorgal podejmuje się kolejnego z niemożliwych zadań, by móc uratować życie swojej ukochanej. Trafia w sam środek rywalizacji dwóch plemion – Wodnych Ludzi i Drzewnych ludzi, które mają swoich, również rywalizujących, nadnaturalnych reprezentantów, tytułowego Wendigo i Węża Morskiego. Thorgal dostaje zadanie wyeliminowania pierwszego z nich, a żeby tego dokonać, musi najpierw dotrzeć w pewne niedostępne miejsce.
To już było – możemy pomyśleć po przeczytaniu tego opisu. I owszem – było już wszystko, rzecz w tym, by tak poukładać fabularne klocki, aby powstało wrażenie świeżości. W przypadku Thorgala jest to teoretycznie proste – wystarczy wzorować się na tych najlepszych z opowieści, powstałych podczas najbardziej owocnej współpracy tandemu Van Hamme – Rosiński i dać czytelnikom rodzaj historii, które najbardziej lubią, w myśl powiedzenia, że najbardziej lubimy to, co już dobrze znamy.
Cóż, łatwo powiedzieć. A jednak Duval i Rouge dobrze wywiązali się z tego zadania. Raz, że wykorzystali ów patent, dwa, że dodali coś od siebie – kolejną cegiełkę do skomplikowanych związków między Thorgalem a nordyckimi bóstwami. I to w nowej, atrakcyjnej scenerii. Ta ostatnia sprawdza się doskonale w finale albumu, który wzbudza w czytelniku bardzo pozytywne uczucia, rodzące się zarówno dzięki pomysłowemu scenariuszowi, jak i przywołującej echa najlepszych lat Thorgala warstwie graficznej. Przewracamy wówczas szybko strony komiksu. Chłoniemy kolejne dramatyczne wydarzenia na widowiskowych planszach, ciesząc się z faktu, że chociaż przez chwilę znowu poczuliśmy magię jednego z ulubionych komiksów z czasów młodości. Słowem: jest dobrze, a miejscami nawet bardzo dobrze. A czy uda się utrzymać ów zadowalający poziom nowego cyklu ze świata Thorgala? Cóż, poczekamy, zobaczymy.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat