Titans: sezon 1, odcinek 4 – recenzja
Twórcy serialu Titans właśnie pokazali nam najlepszą z dotychczasowych odsłon serii. Odcinek Doom Patrol to prawdziwa zabawa konwencją i stylistyką; tak dziwaczna, że nie sposób oderwać wzroku od ekranu.
Twórcy serialu Titans właśnie pokazali nam najlepszą z dotychczasowych odsłon serii. Odcinek Doom Patrol to prawdziwa zabawa konwencją i stylistyką; tak dziwaczna, że nie sposób oderwać wzroku od ekranu.
Choć akcja serialu Titans rozwija się powoli, jego twórcy dwoją się i troją, by uraczyć nas wielowymiarową, pełną kontrastów opowieścią, jakiej telewizyjny świat DC jeszcze nie widział. W odcinku Doom Patrol autorzy produkcji przechodzą samych siebie, łącząc na ekranie estetykę typową dla wielu klasycznych gatunków filmowych i umiejscawiając ją w dodatku gdzieś pomiędzy tonacją kina grozy a stylistyką znaną z powojennych komedii. Ta prawdziwa mieszanka wybuchowa owocuje najlepszą z dotychczasowych odsłon serii; mnóstwo tu paradoksów - brutalny świat przedstawiony znajduje dopełnienie w elementach humorystycznych, a realizm całej historii rezonuje w jej zupełnym odrealnieniu. Nawet jeśli Doom Patrol niekoniecznie posuwa do przodu zasadniczą oś fabularną, to odcinek broni się właśnie tym, że został wyrwany z narracyjnego kontekstu. Dzięki temu Tytani zabierają nas w podróż, która z jednej strony akcentuje psychikę bohaterów, z drugiej zaś ustawia fundamenty pod większe, serialowe uniwersum DC. Pomimo wielowątkowego rozmachu twórcy znajdują właściwe miejsce dla wszystkich elementów opowieści, pokazując tym samym, że plan na nią został starannie przemyślany i z wielką pieczołowitością zaczyna być na ekranie wdrażany.
Największą siłą ostatniego odcinka produkcji jest precyzja, z jaką autorzy dobierają kolejne, pozornie wykluczające się nawzajem konwencje stylistyczne. Czuć tu ducha klasycznych horrorów i komedii, czego odpowiedzialni za serial nawet nie chcą ukrywać, pokazując nam w pokoju Garfielda Logana plakat filmu Abbott i Costello spotykają Frankensteina z 1948 roku - gdzieś na symbolicznym poziomie w role komików wcielą się więc Beast Boy i Rachel Roth, natomiast potwora będzie próbował wskrzeszać doktor Niles Caulder aka Chief. Tego typu tasowania tonacją znajdziemy w Doom Patrol jeszcze więcej: podróż Dicka i Kory wygląda jak wyjęta żywcem z najlepszych telewizyjnych thrillerów, pokój Garfielda jawi się jak pomieszczenia z młodzieżowego kina lat 80., a sposób bycia i zależności pomiędzy Robotmanem, Negative Manem i Elasti-Woman przywodzą na myśl znany z niektórych produkcji Disneya korowód dziwadeł, jakby dzwonnik z Notre Dame postanowił zamieszkać w rezydencji Cruelli De Mon. Czasu antenowego jest co prawda mało, ale scenarzyści w sobie tylko znany sposób zdołali i wprowadzić do świata Tytanów nowych bohaterów, i pokusić się o zarys ich genezy. Będziemy więc współczuć tragicznemu położeniu Elasti-Woman, razem z poczciwym Robotmanem przypominać sobie dawne smaki, a z Negative Manem nawet zatańczymy i to jeszcze w rytm utworu Thunderstuck zespołu AC/DC. Dobór tak ważnej dla fanów produkcji opartych na komiksach piosenki pokazuje, że twórcy bawią się konwencją w sposób w pełni świadomy. Ot, ludzie, którzy naprawdę pokochali świat trykociarzy i w dodatku tą swoją miłością chcą się z nami podzielić.
Na ekranie dochodzi więc do zderzenia dwóch rzeczywistości: reprezentowanego przez Tytanów mroku i rozpisanej na modłę dziwaków codzienności członków Doom Patrol. Ci pierwsi konsekwentnie ustępują miejsca drugim; wraz z każdą kolejną minutą seansu coraz bardziej chce się powiedzieć, że dorastający herosi pozostają w cieniu starszych kolegów po fachu. I nie ma się czemu dziwić, w końcu trafiają oni na outsiderów pełną gębą. Robotman podbije nasze serca dobrodusznością i prostolinijnością, Negative Man zawadiackością, a Elasti-Woman swoim zawstydzeniem. Każda z tych postaci ma w sobie nuty magnetyzmu, w czym walnie pomaga fakt, że kibicujemy tu przecież bohaterom żyjącym gdzieś na zapomnianym przez cywilizację odludziu. Teoretycznie starają się trzymać fabularny fason, ale my i tak będziemy wiedzieć, że jesteśmy w domu wariatów, kierowanym jeszcze przez zdradzającego oznaki choroby afektywnej dwubiegunowej Chiefa. Gdy Robotman na ekranie przeklnie, jego bluzgi staną się poniekąd parodią wulgarności Tytanów, a przecież autorzy serialu przemielą jeszcze całe to bogate studium psychologiczne postaci przez estetykę znaną z drugoligowych horrorów. Jest śmiesznie, bywa strasznie, lecz nic i nikt tu nie wchodzi sobie pod nogi.
Sama przedstawiona w ostatnim odcinku historia kapitalnie współgra z warstwą wizualną. Co prawda CGI nadal szwankuje i zielony tygrys Beast Boya prezentuje się mizernie, to jednak nadspodziewanie dobrze wyglądają członkowie Doom Patrol. Odpowiedzialni za kostiumy umiejętnie dobrali stroje herosów; zwraca uwagę zwłaszcza Elasti-Woman, przywodząca tu na myśl postacie z body horrorów David Cronenberg. Z kolei praktyczne podejście do kreacji Robotmana i Negative Mana wydaje się sprawnie nawiązywać do klasycznego wizerunku bohaterów z komiksów, ze szczególnych uwzględnieniem serii Grant Morrison. Dodajmy również do tego przewrotną oprawę muzyczną. Kompozycje Clint Mansell uzupełniają się tu z takimi utworami jak Thunderstuck, Tarzan Boy czy Let's Get Rocked - każdy z nich znakomicie podsumowuje to, co aktualnie dzieje się na ekranie. A przecież są jeszcze popisy członków obsady; znów intrygująca w roli Starfire Anna Diop może tym razem brylować wśród świetnego występu April Bowlby jako Elasti-Woman, choć kolejne sekwencje kradnie znakomicie obdarzający Robotmana głosem Brendan Fraser.
Odcinek Doom Patrol nie tylko dla fanów serialu Titans będzie nie lada gratką. W świat telewizyjnych produkcji superbohaterskich wnosi on z pewnością świeży powiew, a przecież twórcy nie odkryli przed nami jeszcze wszystkich kart - już za tydzień zobaczymy w akcji całą drużynę Tytanów, z kolei w odwodzie zostaje plejada innych postaci, które poznamy w dalszej części sezonu. W dodatku wątek Rachel zatacza coraz szersze kręgi i oddziałuje na wszystkich z dorastających herosów. Warto zauważyć, że ci nieustannie ewoluują: spomiędzy brutalności i zezwierzęcenia Dicka wyziera niewypowiedziany strach; Kory odkrywa w sobie człowieczeństwo, a Beast Boy w końcu znajduje człowieka, który najwyraźniej jest go w stanie zrozumieć. W tym wszystkim cieszy także fakt, że utkany z dziwactw Doom Patrol rokuje dobrze nie tylko w kontekście tego serialu, ale i innych produkcji, jakie zawitają na platformę DC Universe. Komiksowy gigant, zwłaszcza po wpadkach w DCEU i pikującym poziomie seriali The CW, potrzebował artystycznego kroku do przodu na ekranie. Jeśli Titans będą rozwijać się tak, jak do tej pory, z tego kroku może wyjść nawet pokaźny skok.
Źródło: Zdjęcie główne: DC Universe
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat