„Transformers: Rise of the Dark Spark”: Przykład, jak zepsuć coś dobrego – recenzja
Data premiery w Polsce: 27 czerwca 2014Sezon ogórkowy sprzyja takim produkcjom, jednak i tak żałuję decyzji, że w ogóle po nią sięgnąłem. Recenzujemy Transformers: Rise of the Dark Spark.
Sezon ogórkowy sprzyja takim produkcjom, jednak i tak żałuję decyzji, że w ogóle po nią sięgnąłem. Recenzujemy Transformers: Rise of the Dark Spark.
Są gry złe i są gry dobre. Te pierwsze szczególnie intensywnie ukazują się w sezonie ogórkowym - wakacyjnym, będąc bardziej dokładnym. Jedną z takich "ogórkowych produkcji" jest Transformers: Rise of the Dark Spark, które ukazało się równolegle z premierą filmu Transformers: Wiek zagłady. I chociaż obie produkcje opowiadają osobne historie, to bliskość premier powinna dać graczom do myślenia… Nadciąga bubel? Sprawdzamy, czy Transformers: Rise of the Dark Spark trzyma poziom dwóch wcześniejszych odsłon.
Dwie poprzednie części o wielkich robotach, czyli Transformers: Upadek Cybertronu oraz Transformers: Wojna o Cybertron stworzone przez High Moon Studios, to najlepsze produkcje oparte na licencji Hasbro. Spore nadzieje wiązałem też z Transformers: Rise of the Dark Spark, za którym stoi studio Edge of Reality. Edge of Reality? Co jest grane? Studio, które nie ma na koncie żadnej wielkiej produkcji, a jedynie pomagało innym, ma teraz przejąć schedę po High Moon? Niestety, tak właśnie jest w tym przypadku. No cóż, każdemu należy dać szansę i właśnie z tego developera postanowiło skorzystać Activision. Jak się okazuje, wybór to był fatalny. Transformers: Rise of the Dark Spark jest najgorszą produkcją ostatnich lat i zaprzepaściło wszystko to, co wypracowały 2 wcześniejsze odsłony serii "Transformers". Co gorsza, żeby dojść do takiego wniosku, nie trzeba przechodzić całej gry - wystarczy tylko kilkadziesiąt minut. Oceniając najnowszą grę z tego uniwersum, trudniej jest znaleźć pozytywy niż negatywy, a to jest już wyczyn, bo nie każdy potrafi stworzyć tak niezrozumiałą i brzydką produkcję.
[video-browser playlist="633451" suggest=""]
Zacznijmy jednak od początku. Transformers: Rise of the Dark Spark to opowieść o wyniszczającej wojnie pomiędzy Autobotami i Deceptikonami. Wszystko rozgrywa się na Cybertronie oraz naszej planecie, a gdzieś tam w tle mieni się tytułowa Czarna Iskra, która jej posiadaczowi daje niezwykłą moc. Dalej już wszystko jest jasne - wiadomo, kto ją chce dla siebie, wiadomo także, kto tego złego musi powstrzymać. Zakończenie też jest już znane, bo to przecież kanoniczna historia, w której dobro zawsze zwycięża. Całą warstwę fabularną możecie sobie odpuścić po kilkunastu minutach spędzonych z Transformers: Rise of the Dark Spark. Jest ona tak poszatkowana, że zapewne nawet twórcom gry trudno było się połapać, co i w jakim momencie się dzieje. Tak, doskonale Was rozumiem, ale tutaj większość z 14 misji to zupełnie niepołączone ze sobą chaptery i aby czerpać z gry jakąkolwiek frajdę, najlepiej tak ją właśnie traktować – jako zbiór osobnych rozdziałów, które nie tworzą spójnej całości.
Zobacz także: "Transformers: Edge of Extinction" - recenzja filmu
W przypadku Transformers: Rise of the Dark Spark forma nie pozostaje dłużna treści. Oprawa wizualna wyraźnie wskazuje, że mamy tutaj do czynienia z tytułem sklejonym z tego, co akurat było pod ręką, i wydanym w tym, a nie innym terminie, aby zgrać się z premierą najnowszych kinowych Transformerów. Activision kocha pieniądze – kto ich nie kocha – ale Rise of the Dark Spark to już bezczelny skok na kasę. Grafika to straszny bubel, który odstaje od niejednego "indyka", a przecież to gra na konsole zarówno nowej, jak i przeszłej generacji. Na upartego można poszukać tytułów, które prezentowały podobny poziom graficzny, ale… za czasów PlayStation 2. Produkt finalny, który pod koniec czerwca trafił do sklepów, wygląda i zachowuje się jak gra, która nie wyszła z fazy testów alfa.
Kolejnym problemem produktu oferowanego przez Activision jest sztuczna inteligencja. Niby coś tam jest, ale jakby jej nie było, bo każdy z wrogów bezczelnie sam pcha się pod lufę i nie trzeba się specjalnie gimnastykować, żeby wybić wszystkich w pień. Przez znaczą część rozgrywki towarzyszą graczowi inne roboty, sojusznicy, którzy raz za razem potrafią się perfidnie zblokować albo giną pod ostrzałem z wrogich armat i trzeba wyruszyć w szczere pole, żeby udzielić im pierwszej pomocy.
Zobacz także: "Oddworld: New 'n' Tasty": Tak powinny wyglądać remastery - recenzja
Jak już wcześniej wspomniałem, Transformers: Rise of the Dark Spark rozgrywa się na Cybertronie i na Ziemi. Lokacje na ojczystej planecie robotów jeszcze jakoś wyglądają, ale to ma swoje uzasadnienie w tym, że Edge of Reality pracowało na bazie stworzonej przez High Moon Studios. Z kolei lokacje na Ziemi trzeba było stworzyć od podstaw. Te wyglądają koszmarnie. Wszystko jest w szarej tonacji, a liczba detali nie przekracza liczby palców używanych do grania na PC. Sama zaś rozgrywka sprowadza się w większości przypadków do czyszczenia pola z przeciwników, odnalezienia drogi czy pociągnięcia wajchy. I tak w koło Macieju.
[video-browser playlist="633453" suggest=""]
Nie wszystko w Transformers: Rise of the Dark Spark jest zepsute i nie nadaje się do grania. Pozytywnie odbieram tryb rozgrywki wieloosobowej, nazwany w grze Escalation. Obecnie szanse na to, że ktokolwiek będzie w niego grał (podobnie jak w "Rise of the Dark Spark" w ogóle), są niewielkie. Gra nie dość, że była mało promowana, to jeszcze jest słaba, aż głowa boli! Niemniej kilka razy udało mi się zagrać w ten tryb, który w odróżnieniu od kampanii naprawdę bawi. Strzelanie do hordy nacierających wrogów zawsze dostarcza mnóstwa frajdy, a do tego punkty doświadczenia zebrane w mulit i singlu lądują na wspólnym koncie. Niestety również i tutaj gra nie uniknęła błędów. Problemy techniczne to normalna rzecz dla tego tytułu, więc chcąc się z nim zmierzyć, trzeba być tego świadomym.
Transformers: Rise of the Dark Spark przemawia do nas jako gra budżetowa, nastawiona na zysk, której sprzedaż napędzana była przez kinowych Transformerów. To również kolejna z wielu produkcji, która udowadnia, że gry na licencji to zawsze dodatek do głównego dania. Zamiast wydać te kilkadziesiąt złotych na produkt, który oferuje Activision, lepiej przejdźcie się do kina. Mogą być to Transformery Michaela Baya albo jakiś zupełnie inny film - z pewnością będziecie bawili się lepiej niż ja podczas przechodzenia tej gry.
PLUSY:
+ tryb Escalation,
+ spora liczba broni oraz perków.
MINUSY:
- fatalna sztuczna inteligencja sojuszników i wrogów,
- obrzydliwa grafika,
- kiepsko i niezrozumiale poprowadzona fabuła,
- nudna rozgrywka,
- rozmieszczenie checkpointów (kto wymyślił, żeby stawiać je przed przerywnikami animowanymi?).
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat