Ucho prezesa: sezon 4, odcinek 1 – recenzja
Data premiery w Polsce: 8 stycznia 2017Ucho Prezesa powróciło po dłuższej przerwie. Niestety premierowy odcinek czwartej serii nie odpowiada jasno na pytanie, czy jest to dobra, czy zła wiadomość.
Ucho Prezesa powróciło po dłuższej przerwie. Niestety premierowy odcinek czwartej serii nie odpowiada jasno na pytanie, czy jest to dobra, czy zła wiadomość.
Po rozbuchanych, rozbudowanych i wręcz widowiskowych odcinkach z trzeciego sezonu, w Uchu Prezesa po raz kolejny robi się kameralnie. Ponownie trafiamy na Nowogrodzką i znów dostajemy teatr czworga aktorów. Robert Górski, Mikołaj Cieślak, Izabela Dąbrowska i Paweł Koślik powtórnie wcielają się w swoje ikoniczne role. Prezes, Mariusz, pani Basia i Adrian to jedyni bohaterowie premiery 4.sezonu, więc można by powiedzieć, że Ucho Prezesa powraca do korzeni. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie tylko forma, ale i treść przypominała pierwsze odcinki serialu. Niestety tutaj nie ma fajerwerków.
Prezes pojawia się na Nowogrodzkiej po długiej rekonwalescencji. Zdrowie już nie te, ale nadal potrafi zasadzić niezłego kopniaka, czym co chwilę straszy swojego pomagiera Mariusza. Szef wszystkich szefów wchodzi do swojego gabinetu, zasiada za biurkiem, wyciąga kajecik i zaczyna notować. Kto pod jego nieobecność niebezpiecznie blisko zbliżył się do prezesowskiego fotela? Mariusz z chęcią kapuje na swoich współpracowników. Tymczasem w sieni pani Basia ponownie spotyka się z wiecznym petentem. Adrian powraca i również zajmuje należne mu miejsce w kolejce oczekujących. Wszystko więc jest po staremu. Ale czy na pewno?
Na wielki plus odcinka trzeba zapisać próbę powrotu do kameralnej formy. Eksperymenty z widowiskowością nie robiły serialowi dobrze. Produkcja stawała się parodią samej siebie. Mimo nagromadzenia wątków i wielu gwiazd polskiego kina w obsadzie, całość z odcinka na odcinek traciła charakter, dowcip i styl. Teraz Ucho kładzie nacisk na treść, a nie formę, co jest o tyle ważne, że zamiast inwestycji w scenografię i kostiumy, twórcy przykładają większą wagę do dialogów i aktorstwa. Jest to oczywiście chwalebny zabieg, ale niestety niewiele za tym idzie, ponieważ scenariusz kuleje.
Ucho Prezesa od zawsze było kameralną formą, lecz nigdy nie wpadało w lakoniczność i skrótowość. Nawet te najbardziej oszczędne odcinki imponowały esencjonalnością i bogatą treścią. A co najważniejsze, były zabawne, celne i niepoprawne politycznie. Robert Górski w charakterystycznym dla siebie stylu traktował ostrzem satyry wszystkie podejmowane tematy. Teraz scenariusz sprawia wrażenie, jakby był pisany bez zaangażowania. To samo można powiedzieć o grze aktorskiej twórcy serialu. Nie robi ona wielkiego wrażenia. Kabareciarz stawia na minimalizm, a widzowie odnoszą wrażenie, jakby mu się już po prostu nie chciało.
Epizod pełni rolę swoistego streszczenia. Mariusz przekazuje Prezesowi informacje o tym, co działo się w partii rządzącej podczas jego nieobecności. Na tym opiera się dowcip odcinka. Drugi wątek to oczywiście spotkanie Adriana i pani Basi. Tutaj dostajemy naprawdę oszczędny dialog, w którym twórcy starają śmiać się z faktu, że po nieudanej próbie wybicia się na niezależność, prezydent powraca na należne mu miejsce. Zarówno walka o stołki wśród rządzących, jak i rola głowy państwa, to tematy z wielkim potencjałem, ale nie można mówić inaczej niż o zmarnowanych szansach, jeśli epizod praktycznie nie wywołuje śmiechu. Co prawda w kilku momentach trafia w sedno, celnie komentując obecną sytuację polityczną w Polsce, ale przydałoby się nieco więcej finezji w rozpisywaniu komicznych momentów.
Jakiś czas temu w mediach pojawiła się informacja, że czwarty sezon Ucha Prezesa będzie ostatnim. Czyżby Robert Górski, który niegdyś zapowiadał, że jego serial mógłby trwać wiecznie, stracił zapał artystyczny do tego projektu? Niestety premierowy epizod pasuje jak ulał do tej hipotezy. Mimo że powrót do korzeni należy uznać za właściwy kierunek, to zawartość odcinka nie zadowala. Komentarz polityczny jest zbyt oczywisty i zbyt mało zabawny, aby uznać go za udany. Po obejrzeniu pierwszego lepszego programu publicystycznego można wysnuć podobne wnioski o stanie naszej sceny politycznej. To za mało, aby potraktować premierę sezonu jako pełnoprawny i wartościowy odcinek. To raczej streszczenie minionych wydarzeń i wprowadzenie do kolejnych perypetii. Miejmy nadzieję, że dalej będzie lepiej.
Źródło: zdjęcie główne: Materiały promocyjne
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat