Vinyl: sezon 1, odcinek 8 – recenzja
Mniej dramatów i nieszczęść głównych bohaterów, a więcej humoru i pozytywnych wibracji stało się receptą na świetny odcinek Vinylu. W końcu zobaczyliśmy, jak wielką moc ma muzyka, która w jednej chwili potrafi całkowicie odmienić atmosferę. Na taki odcinek właśnie czekaliśmy.
Mniej dramatów i nieszczęść głównych bohaterów, a więcej humoru i pozytywnych wibracji stało się receptą na świetny odcinek Vinylu. W końcu zobaczyliśmy, jak wielką moc ma muzyka, która w jednej chwili potrafi całkowicie odmienić atmosferę. Na taki odcinek właśnie czekaliśmy.
W końcu otrzymaliśmy od serialu Vinyl odcinek, który naprawdę mógł się podobać i to pod każdym względem. Do świetnej muzyki i znakomitej stylizacji już się przyzwyczailiśmy, ale nareszcie historia skupiła się na tym, co tak naprawdę w tym serialu nas najbardziej interesuje. A mianowicie na dążeniu wszystkich pracowników do uratowania wytwórni płytowej, która jest w poważnych tarapatach. Wystarczyło dodać trochę humoru i pasji do muzyki, a przy okazji zmniejszyć natężenie osobistych dramatów i ograniczyć spożywanie wszelkiego rodzaju używek i od razu Vinyl ogląda się z przyjemnością i szerokim uśmiechem na ustach. Właśnie na taki odcinek czekałam!
Kilka scen w E.A.B. zapadło w pamięć. Moją ulubioną jest ta, w której Nasty Bits próbują napisać przebojowy kawałek, ale nic im nie wychodzi, a Lester chwyta za gitarę i pokazuje nowicjuszom, jak tworzy się muzykę. Te trzy proste akordy zrobiły piorunujące wrażenie i sprawiły, że słuchając tych chwytliwych melodii, mimowolnie zaczęliśmy się uśmiechać wraz postaciami. Wspaniale został tu uchwycony proces tworzenia oraz niezwykła kreatywność, jaką odznaczają się muzycy ogółem, nie tylko utalentowany Lester. Przez chwilę można było zapomnieć, że ogląda się serial, i dać się ponieść tej muzycznej zabawie. Było to bardzo inspirujące i prawdziwe, a relacja Lestera z Nasty Bits wygląda coraz ciekawiej i już nie chodzi tylko o to, aby zrobić na złość Richiemu, ale też wydobyć ukryty talent z tych muzyków.
Drugim takim niezwykłym momentem była rozmowa Zaka i Scotta z Garym w sprawie kontraktu. Już dwa odcinku temu młody wokalista pięknie zinterpretował hit Davida Bowiego Life on Mars? (śpiewany przez Treya Songza), a teraz jeszcze bardziej zaskoczył. Natchniony Gary dosłownie zahipnotyzował swoją piosenką nie tylko całą kawiarnię, ale i przy okazji widzów. Douglas Smith w tej roli jest niesamowity, bardzo przekonujący, jakbyśmy rzeczywiście mieli do czynienia z wyjątkowym artystą. Aż chce się trzymać kciuki za tego uroczego chłopaka, nie tylko, żeby rozwinęła się jego kariera, ale też spełnił oczekiwania Zaka, który zastawił swój dom, aby go wypromować. Koniec końców i jego historia w Vinylu nabrała rumieńców. Mam nadzieję, że Gary’ego będziemy oglądać częściej w serialu.
Podobać się też mogły końcowe sceny, kiedy Clark poszedł na dyskotekę zdominowaną przez Afroamerykanów. Przy dźwiękach Wild Safari Barrabas i świetnym montażu czuło się te taneczne wibracje proto-disco wypełniające salę. Wygląda na to, że po wielu nieprzyjemnościach, jakie dotąd spotkały Clarka, i on znalazł swoją muzyczną „kopalnię złota”. Co prawda to głównie zasługa towaru, który przełamał pewne bariery w napiętych relacjach z kolegami z pracy, ale pomijając Jamie, jemu chyba najlepiej życzymy w całej historii. Możliwe, że ze współczucia, ale mimo wszystko też chcemy, aby mu się udało. W końcu zależy nam na postaciach, a z tymi w Vinylu różnie jak dotąd bywało.
Dużą zaletą ósmego odcinka był humor. Wyróżnił się tu Hal, który od początku serialu jest dość komiczną postacią, mającą o sobie zbyt wysokie mniemanie. Jego grafiki nowego logo wytwórni przypominały dokładnie to, jak skomentowała je Andrea. A jeszcze zabawniej było, kiedy rzucał klątwę na firmę. Wprowadzenie Andrei bardzo ożywiło Vinyl i wręcz czeka się na jej sarkastyczne komentarze.
Z kolei mniej interesująco wypadł wątek Devon, która ciągle miota się pomiędzy marzeniem o karierze artystki a próbami pogodzenia jej z życiem rodzinnym. Sprytnie podeszła Johna Lennona i Yoko Ono, aby zrobić im zdjęcie, ale to wciąż za mało. Poza tym twórcy trochę przesadzili, lokując słynnego Beatlesa w jednym pomieszczeniu z występującym Bobem Marleyem, mimo że do takiego zdarzenia mogło dojść w rzeczywistości. Zbyt sztucznie to wyglądało, a i słynna para niczym by się nie wyróżniła z tłumu, gdyby nie Devon. Tym razem w Vinylu się nie postarali, aby porządnie oddać hołd legendom.
Powoli zbliżamy się do końca sezonu, więc też problemy Richiego narastają. Otrzymał ostrzeżenie od szefów mafii, że jeśli będzie kombinować, to marnie skończy. Wkradł się tutaj czarny humor, który bardzo dobrze zadziałał, ale przede wszystkim detektywi w końcu zdobyli materiał dowodowy, aby oskarżyć Richiego o morderstwo Bucka. Łatwo można było wyczuć, że Joe Corso może mieć podsłuch i próbuje wyciągnąć z Finestry obciążające zeznanie. Twórcy chyba nie doceniają widzów, bo to kolejny raz (po halucynacjach Richiego i kradzieży pieniędzy), kiedy próbują zaskoczyć jakimś zwrotem akcji, a kończy się to wszystko w bardzo przewidywalny sposób.
E.A.B. to odcinek, na jaki zasługiwaliśmy od dawna. Został bardzo dobrze napisany i nakręcony. Pozytywne wibracje wywołane muzyką, rodząca się nadzieja, że wytwórnia płytowa wyjdzie na prostą, i humor załatwiły sprawę. Bez wszechogarniających nieszczęść i dramatów zakrapianych alkoholem, ale z pozytywną energią serial nabrał świeżości. Oby Vinyl poszedł właśnie w tę stronę, bo wtedy w pełni pokazuje, jak znakomita jest to produkcja i ile przyjemności może dać jej oglądanie.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat