Wikingowie: sezon 5, odcinek 13 – recenzje
Wikingowie powrócili z sezonem 5B. Jak początek był przyzwoity, tak kolejne odcinki ciągle rozczarowują. 13. odcinek nic w tym aspekcie nie zmienia.
Wikingowie powrócili z sezonem 5B. Jak początek był przyzwoity, tak kolejne odcinki ciągle rozczarowują. 13. odcinek nic w tym aspekcie nie zmienia.
Vikings stworzyli mi tradycję. Najwyraźniej każdą recenzję muszę zacząć od tego, jak wątek Flokiego jest bezcelowy. Wydarzenia z bieżącego odcinka nawet nie są warte omówienia, nawet "zapychacz" to dość delikatne określenie. Cały czas twórcy nie mają pomysłu na tego bohatera i jego historię, a to się objawia w kontynuacji wątku, który przez tyle odcinków 5. sezonu praktycznie do niczego nie prowadzi. Szkoda, bo kiedyś Floki był jedną z najciekawszych postaci, a teraz jego perypetie ogląda się z bólem w sercu.
Wydarzenia w Wessex pozwalają dojrzewać Aleksandrowi, który jest rzucony na głęboką wodę politycznego świata. To jest nawet interesujące i sensownie rozegrane. Zwłaszcza że jego decyzje dotyczące biskupa Heahmunda oraz wikingów przynoszą mu więcej wrogów niż sojuszników. A to buduje potencjał na przyszłość i o wiele bardziej interesujące wątki. Co prawda, w kwestii Ubbe odczuwam deja vu z jednego z poprzednich sezonów, to poza tym nic się nie dzieję w kwestii wikingów goszczących w Wessex. A reszta to przecież formalności: ślub Alfreda, spiskowanie jego brata i nawet pojawienie się nieślubnego syna Ragnara, który wydaje się na tę chwilę wciśnięty na siłę i niepotrzebny. Nie da się ukryć, że historia ma tu swoje momenty (charyzmatyczny Heahmund, intrygujący Alfred), ale też nudne i zbyteczne.
Zabrano Haralda z mdłego Kattegat i od razu jest ciekawiej. Nie oszukujmy się - jego wątek jest oczywisty i przewidywalny. Wszyscy wiedzieliśmy, że jak wyjedzie, będzie szykować się do wojny z Ivarem. W końcu od początku jego celem jest przejęcie Kattegat i zdobycie absolutnej władzy. Dlatego dobrze, że twórcy w końcu idą tym tropem, dając nam Haralda, którego da się lubić. Podstępny, charyzmatyczny i gotowy do walki. Jest to postać, którą można oglądać z zainteresowaniem, więc jego przygotowania i znajdowanie sojuszników na plus.
Nie powiem, lubię silne kobiece postacie. Dlatego wybranka Ivara na jego tle wygląda naprawdę dobrze. Widać, że ma określony cel i manipuluje tą karykaturą wikinga jak dzieciakiem oczarowanym urodą niewiasty. To trochę śmieszne, jak twórcy na siłę wmawiają nam, że Ivar jest groźny i inteligentny, a potem pokazują, jak robi wszystko, co mu wmówi jego druga połowa. Bez najmniejszego wahania. Oczywiście ważne jest tutaj to, że ona mu mówi to, co chce usłyszeć. Dlatego też dostajemy absurd w postaci wiary Ivara w to, że jest bogiem. Przynajmniej teraz błazen z Kattegat ma odpowiednie barwy niczym klaun, bo trudno traktować go poważnie. Znowu krzyczy groźnie, patrzy spod byka i uśmiecha się nikczemnie. Nic więcej. Problem mam z tym, że wszyscy wojownicy w Kattegat ot tak zaakceptowali boskość Ivara. To przynajmniej te sceny sugerują, więc z tego powodu dostajemy rzecz, która staje się niestrawna. Nawet próba zatajenia tożsamości ofiary, jaką chce Ivar złożyć, tego nie zmienia.
Wikingowie nie zachwycają. Nowy odcinek to kilka wątków budujących potencjał na przyszłość, sporo nudy z nutką absurdu i straszliwie wolne tempo. Na horyzoncie są historie, które mogą odbudować jakość, ale jeśli twórcy będą kazać czekać widzom dopiero do końca sezonu, by je zobaczyć... to może uczta w Walhalli odbędzie się przy pustym stole. Wszyscy przełączą kanał.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat