Wikingowie: sezon 5, odcinek 14 – recenzja
Wikingowie nadal rozczarowują. Można rzec, że tak naprawdę nic się nie dzieje w tym serialu. Nuda, wolne tempo i oczekiwanie na rozwój fabuły.
Wikingowie nadal rozczarowują. Można rzec, że tak naprawdę nic się nie dzieje w tym serialu. Nuda, wolne tempo i oczekiwanie na rozwój fabuły.
Vikings nadal najbardziej rozczarowują w wątku Flokiego, który tym razem wchodzi na nadnaturalne rejony. Pojawienie się ducha zmarłej kobiety, która powiedziała Flokiemu, gdzie została zakopana, kłóci mi się z tym, czym ten serial jest. Do tej pory tego typu motywy były raczej dwuznaczne i w postaci sugestii ingerencji czegoś większego. Nigdy jednak do końca nie pokazano tego otwarcie, a teraz twórcy nagle wprowadzają taki wątek. Problem w tym, że wszystko nadal jest pasmem oczywistości i zabawy w dom na Islandii. Nudno, nieciekawie i bez pomysłu.
Twórcy chcieli w tym odcinku zaakcentować przeskok w czasie i podjęli fatalną decyzję. Zmiana wyglądu Alfreda sprawia, że trudno teraz traktować go serio. Jako długowłosy chłopak, uczący się być królem, jakoś przekonywał. A teraz ściął włosy, a twórcy nałożyli na niego zarost nastolatka... trudno teraz w ogóle traktować Alfreda jako postać ważną i poważną, gdy jego wizerunek pogłębia problem przekonania się do niego jako do wiodącego bohatera.
Same wydarzenia w Wessex to sztampa i kolejny dowód na okres przejściowy. Najpierw dostajemy ckliwą scenę pomiędzy Alfredem i jego bratem, a potem - oczywistość - w postaci odmowy wzięcia udziału w przewrocie. Twórcy opierają się na tanich i kiczowatych zagrania, które doprowadzają do przewidywalnych rozwiązań. Można było to rozegrać tak, żeby wzbudzić emocje i może nawet zaskoczyć, a tutaj dostajemy szereg scen fatalnie zrealizowanych (akcentowanie dylematu Aethelreda było dziwne... trudno było orzec, czy się wahał, czy rozważał bieg do wychodka...). To doprowadza do szeregu scen o niczym. A to Alfred uczący się walczyć od Ubbe, a to Lagertha spotykająca się po kryjomu z Heahmundem, a to Magnuss, którego wprowadzenie w sezon 5B jest totalnym nieporozumieniem... Wielkie przeciąganie do granic możliwości.
Ivar na potrzeby tej recenzji będzie nazywany klaunem. Trudno mi traktować tę postać poważnie w obliczu jego wątku boga. Sceny z poświęceniem losowej kobiety, która miałaby być niby Lagerthą, to coś niewyobrażalnie niedorzecznego. Do czego to miało doprowadzić? Przecież wszyscy wiedzą, jak wygląda była królowa Kattegat. Wszyscy nagle ot tak wierzą w dyrdymały Ivara, które naopowiadała mu jego luba... ot tak, bez żadnych dowodów. Wszystko w tym wątku wyjaśniono słowami: bo tak. I to boli, bo jest to po raz kolejny w tym sezonie zapychanie ekranowego czasu nudnymi wątkami, absurdami i głupotami. A aktor grający Ivara nadal tylko ma kilka asów w rękawie - krzyczenie, patrzenie spod byka i złowieszczy uśmieszek. Klaun wymazany białą farbą na potrzeby podkreślenia boskości to coś, co trudno zaakceptować i dostrzec w tym jakiś sens. Śmierć wieszcza z jego ręki jedynie pogłębia problem. Na jego tle Hvitserk i jego dylemat ma przynajmniej jakieś znaczenie, aczkolwiek - kolejna dziwna sytuacja - nagle wprowadzono do jego życia nową kobietę. Ot tak, bez wyjaśnienia, kim jest. Zero sensownego pomysłu.
Wikingowie na tę chwilę w sezonie 5B to taki zapychacz. Nic się nie dzieje. Harald płynie i może będzie płynąć jeszcze dwa odcinki. Ivar robi z siebie głupka, a Floki... szkoda gadać. Tworzone jest wrażenie przeciągania wątków na siłę, które mają do czegoś doprowadzić. Tylko że ta droga to pasmo nudy i głupot opowiadanych w wolnym tempie. Wręcz usypiającym.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat