Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy: sezon 2, odcinek 6 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 19 września 20242. sezon Władcy Pierścieni: Pierścienie Władzy stawia fundamenty pod kulminację. Czy są trwałe, czy istnieje ryzyko, że załamią się pod ciężarem swoich ambicji?
2. sezon Władcy Pierścieni: Pierścienie Władzy stawia fundamenty pod kulminację. Czy są trwałe, czy istnieje ryzyko, że załamią się pod ciężarem swoich ambicji?
Do finału 2. sezonu serialu Władca pierścieni: Pierścienie Władzy pozostały jedynie dwa odcinki. Jednak zaczynam poważnie obawiać się o przyszłość niektórych wątków, które już teraz pękają w szwach i mogą całkowicie się rozpaść przed ostateczną kulminacją.
Niech Was nie zmyli ten dość pesymistyczny początek. To był jeden z lepszych odcinków Pierścieni Władzy tego sezonu. Dostaliśmy wszystkiego po trosze i zostało to odpowiednio zbalansowane. Twórcom zdecydowanie lepiej wychodzi żonglowanie wszystkimi wątkami naraz niż dzielenie ich na odcinki. Dzięki temu zabiegowi nie sposób się było nudzić podczas seansu, bo nawet jeśli jeden nie jest tak bardzo interesujący, to zaraz pojawił się drugi, trzeci i czwarty. Oznacza to, że nie dostają one zbyt wiele czasu ekranowego, ale gdyby taki podział panował od początku 2. sezonu, to być może byłoby ciekawiej i bardziej równo.
We wstępie wspomniałem o moich obawach co do niektórych wątków. W 2. sezonie widać wyraźny podział pomiędzy nimi. Na pierwszym planie stoi Sauron, ale nie każdego dotyka bezpośrednio jego wpływ, przynajmniej na razie. Z tego powodu historie Harfootów oraz Númenoru wydają się pochodzić z kompletnie innej produkcji. Dotychczas mi to nie przeszkadzało, bo oba stanowiły intrygujące zróżnicowanie względem tego, do czego przywykliśmy. Niemniej liczyłem, że zapowiedzi twórcom będą miały pokrycie w rzeczywistości. Chodzi mi o to, że zapowiadano, iż wpływ Saurona będzie na tyle wielki, że dotknie on pozostałych postaci. To w zamyśle brzmi bardzo ciekawie i mądrze, ale w praktyce wychodzi słabo, ponieważ tego wcale nie widać. Elfy, krasnoludy i Sauron sobie, a cała reszta sobie. To nie tak powinno wyglądać. Moja największa obawa leży jednak w tempie tej opowieści. O ile wątek Pierścieni Władzy i Saurona jest rozwijany w akceptowalnym (choć nadal moim zdaniem zbyt szybkim) tempie, to Númenor, Rhûn i reszta kuleje. Perypetie wyspiarzy były o tyle ciekawe w tym odcinku, że faktycznie się coś z nimi działo i próba na morzu była ciekawa do obejrzenia i imponująca wizualnie. Udowodniła, że to Miriel powinna być królową.
Z Númenorem mniej więcej wiadomo, gdzie ta historia pójdzie dalej. Twórcy nie dadzą się pewnie zaprowadzić za rączkę i wprowadzą swoje zmiany, co już robią, ale jest na pewno prościej niż z Rhûn. Nie mam pojęcia, co musiałoby się stać, żeby ten wątek mnie do siebie przekonał. Mroczny Czarodziej pojawił się w kilku scenach na krzyż, a jedyne co robi, to siedzi i czasem wstaje, a potem znowu siedzi. Cóż za złowieszczy antagonista, prawda? Nieznajomy nadal poszukuje laski razem z Tomem Bombadilem, a Poppy ma się ku sobie z chłopakiem od Stoorów, bo raz spojrzeli sobie dłużej w oczy, więc jest to znakomity pretekst do pocałunku. Oddam jednak tej scenie, że była całkiem urocza, nawet jeśli wzięła się znikąd. No i Isildur. Ktoś go widział? Nie mam pojęcia, jaki plan mają twórcy na tę postać, ale zostały dwa kulminacyjne odcinki, które powinny w pełni skupić się na sercu tej opowieści, czyli Sauronie i Pierścieniach. Jeśli scenarzyści wcisną nam w tym czasie Isildura i jego miłosne westchnienia do dziewczyny, która go prawie zabiła, to moja cierpliwość się skończy, jak w dzisiejszym odcinku Celebrimborowi.
Nie ma zaskoczenia, że Annatar i Celebrimbor to nadal najjaśniejszy punkt tej produkcji. Ich dynamika jest wprost wspaniała, a obaj aktorzy dają z siebie wszystko. Oglądanie pochłoniętego pracą, przepracowanego i roztargnionego Celebrimbora łapie za serce i wykręca je do bólu. Naprawdę się mu współczuje. Annatar jest jak sznur lub wąż, który stopniowo coraz bardziej owija się wokoło szyi elfiego kowala i zaciska. Nie ukrywam jednak, że jego manipulacje ogląda się dobrze, z zaciekawieniem. Są dobrze napisane i ciekawie przedstawione. Ich relacja to perełka tego sezonu, która dźwiga go na swoich barkach. Podobała mi się też dynamika pomiędzy Galadrielą a Adarem. To dwie strony tej samej monety. Oboje zdradzeni i zmanipulowani przez Saurona/Halbranda, którymi zawładnął mrok. Galadriela po prostu zdołała mu się częściowo oprzeć. Nie rozumiem natomiast, w jaki sposób Adar domyślił się, że Halbrand to Sauron.
Chwaliłem Galadrielę w tym sezonie, ale tu muszę ją zganić. Adar zaoferował jej współpracę i pomoc, całą swoją armię, a w zamian chciał jedynie mieszkać w spokoju na działce w Mordorze ze swoimi dzieciakami. Zamiast się na to zgodzić, ona traktuje go z góry i pogardą. To Galadriela żywcem wyjęta z 1. sezonu, której wolałbym już nie widzieć. To jednocześnie swoisty rozkrok, bo zarazem elfka z poprzedniej serii nie patrzyłaby biernie, jak Adar szykuje się do inwazji na Eregion. Nawet by z nim nie pertraktowała.
Mimo wszystko był to dynamiczny odcinek pełen dobrych scen. Relacja Annatara i Celebrimbora to złoto samo w sobie. Bardzo mi się też podobało pokazanie wpływu Pierścienia na Durina III. Dzięki aktorom jego relacja z synem, księciem Durinem IV, jest równie przyjemna do oglądania. Nawet Disa dostała swoje pięć minut i w efektownej scenie pozbyła się strażników. Czy było to głupkowate, naiwne i baśniowe? Tak, jak najbardziej, ale to właśnie tak bardzo pasowało do tego świata. Nieznajomy szuka laski z pomocą kolegi, który jest nieco umrocznioną wersją Toma Bombadila, ale nadal ogląda się go dobrze i z zaciekawieniem. Nawet Númenor coś zaoferował od siebie i pozwolił zaostrzyć zęby na przyszłe wydarzenia dziejące się na wyspie, ponieważ sytuacja polityczna nie jest wcale tak oczywista, jak jeszcze przed paroma odcinkami, gdy Miriel została zepchnięta na ubocze. Arondir też dostał krótką, ale widowiskową scenę walki. Była kompletnie po nic i służyła tylko za rodzaj wyjaśnienia, jak się znajdzie na polu bitwy, ale oglądało się te wygibasy w powietrzu bardzo dobrze. Brakuje mi tylko Elronda. To jedna z najlepiej zagranych i najciekawszych postaci z tego sezonu z powodu swoich wątpliwości względem Pierścieni. Stanowił znakomity kontrast dla pozostałych elfów. Widzieliśmy go raz na przestrzeni ostatnich dwóch odcinków i zdecydowanie brakuje jego charyzmy, mądrości i konfliktu, który wnosi do relacji z innymi.
Dostaliśmy też przedsmak wielkiej bitwy, która była hucznie zapowiadana. Póki co nie czuję się tak oszukany, jak było to w przypadku 2. sezonu Rodu smoka, ale z ostrożnością patrzę na zapowiedzi twórców. Mówiono nam przed premierą, że ta potrwa trzy odcinki. Technicznie jest to prawda, bo bitwa się zaczęła, ale stało się to w ostatnich paru minutach.
To był dobry, może nawet bardzo dobry odcinek, ale pomimo dobrych wrażeń pozostawił we mnie głębokie obawy względem pozostałych dwóch. 2. sezon Pierścieni Władzy to kolos na glinianych nogach, który ma świetne motywy, koncepcje, znakomite aktorstwo i do tego wygląda pięknie, ale twórcy postawili go na tak chybotliwych fundamentach, że cała ta kulminacja może legnąć gruzem w mgnieniu oka. Jest całe mnóstwo wątków, które czekają na rozwiązanie i mam wątpliwości, czy twórcom uda się je satysfakcjonująco zakończyć bez poświęcania czasu ekranowego, który przydałby się innym wątkom.
Zobacz także:
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat