Wolne bity - recenzja filmu
Wolne bity to dramat o młodym czarnoskórym chłopaku, który ma niezwykły talent do tworzenia muzyki. Potencjał duży, ale nie wszystko się udaje.
Wolne bity to dramat o młodym czarnoskórym chłopaku, który ma niezwykły talent do tworzenia muzyki. Potencjał duży, ale nie wszystko się udaje.

Wolne bity mają na pewno mocny i niespodziewany początek, gdy poznajemy traumę głównego bohatera. Niebezpieczna dzielnica, gangi, porachunki - to wszystko jest prostą drogą do tragedii. Chłopak zamyka się w sobie i na rozkaz mamy, przez miesiące nie wychodzi z domu, zagłębiony w tworzenie muzyki, której inspiracją jest jego siostra. Gdy ochroniarz ze szkoły, a dawniej odnoszący sukcesy menadżer raperów, przypadkiem dostrzega pracę chłopaka, rusza lawina wydarzeń.
Nie da się ukryć, że potencjał historii o muzycznym geniuszu po przejściach jest ogromny. Pod katem emocjonalnym, fabularnym i puenty, która mogłaby mieć jakieś inspirujące przesłanie. To wszystko gdzieś po drodze się zgubiło i takim sposobem dostajemy historię szukania odkupienia przez człowieka, który nie do końca na nie zasługuje. A drogą jest właśnie ten młody chłopak z uchem do tworzenia bitów. Takim sposobem obserwujemy ich współpracę, rodzącą się przyjaźń, która jest zbawienna dla nich obu. Obaj dojrzewają do bycia tym, kim powinni być i porzucenia rutyny, która ich tłamsi. Nie brak w tym emocji, ale fabularnie wszystko idzie zgodnie z ustalonym gatunkowym wzorcem. Wkrada się przewidywalność i oczywiste rozwiązania, które doprowadzają do naturalnej konkluzji. To właśnie w tym aspekcie film marnuje potencjał na coś wybitnego, nigdy nie wychodząc ponad przeciętność.
Muszę przyznać, że muzycznie film trzyma poziom i pozwala uwierzyć w talent chłopaka. Muzyka brzmi dobrze, drzemią w tym emocje i zdecydowanie mówimy o najmocniejszym aspekcie tej produkcji. To własnie ta muzyka nadaje temu klimat i pozwala się wciągnąć w opowieść.
Problem zaledwie przeciętnej historii jest też związany z wprowadzeniem w nią mdłych schematów w fabułę. Marnowanie Uzo Aduby w roli matki aż boli, bo to aktorka wybitna, co widzieliśmy w serialu Orange is the New Black. Szczególnie, że wciela się w postać okropnie stereotypową o określonych skrajnych reakcjach. Anthony Anderson, choć się stara, jest aktorem komediowym i nie potrafi za bardzo wykrzesać z siebie potrzebnych pokładów emocji. Nie schodzi poniżej pewnego akceptowalnego i satysfakcjonującego poziomu, ale czuć bardziej, że nie został on dobrze pokierowany i jego niewątpliwy talent również został zmarnowany. To sprawia, że gdy dochodzi do tej przewidywalnej kulminacji, nie wzbudza ona ani zaskoczenia, ani oczekiwanych emocji. Po prostu jest i pozostawia raczej z obojętnością i lekkim rozczarowaniem.
Wolne bity to film zmarnowanego potencjału. Historia nie ma w sobie inspirującego zalążka, a zbyt dużo błahych rozwiązań fabularnych sprawia, że pozostaje jedynie przeciętniak. Dobrze się go ogląda, ale nie sprawia wrażenia, że to coś wartego tego czasu.
Źródło: zdjęcie główne: Netflix
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/




naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1941, kończy 84 lat
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1958, kończy 67 lat

