Wypędzony
Czy po trudnych latach II wojny światowej da się podnieść, odetchnąć i rozpocząć zupełnie nowe życie? Pewnie się da. Droga do tego celu jest jednak długa i żmudna. Bywa też bolesna. Większości pewnie przez głowę przebiega myśl, że układać sobie życie na nowo muszą przede wszystkim Polacy. Ale Jacek Inglot nie zapomina o innych.
Czy po trudnych latach II wojny światowej da się podnieść, odetchnąć i rozpocząć zupełnie nowe życie? Pewnie się da. Droga do tego celu jest jednak długa i żmudna. Bywa też bolesna. Większości pewnie przez głowę przebiega myśl, że układać sobie życie na nowo muszą przede wszystkim Polacy. Ale Jacek Inglot nie zapomina o innych.
Jacek Inglot urodził się w 1962 roku. Jego debiut przypada na lata osiemdziesiąte. Publikował w czasopismach teksty poświęcone przede wszystkim fantastyce. Do tej pory wydał kilka powieści, z czego dwie - Inquisitor (1996) i Quietus (1997) – nominowane były do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. Mieszka we Wrocławiu. Skąd u Inglota, pisarza science fiction, zainteresowanie tematyką powojenną w najnowszej powieści – „Wypędzony”? Sam tak oto uzasadnia ten wybór: „Pragnąłem opowiedzieć, co naprawdę zdarzyło się z „tamtym” miastem, zastanowić się nad jego dramatycznym schyłkiem, w którym odegraliśmy niezbyt chwalebną rolę. Breslau bowiem nie przestał istnieć jednego dnia, 6 maja 1945, w dniu kapitulacji twierdzy. Konał jeszcze przez wiele miesięcy, i to my, Polacy, pomagaliśmy mu umierać”.
„Wypędzony” porusza niezwykle delikatny temat. II wojna światowa niesie za sobą ogrom negatywnych i bolesnych skojarzeń oraz wspomnień. Również czasy powojenne nie należały do łatwych. My, Polacy, myślimy przede wszystkim o tym jak bardzo nasz naród został skrzywdzony przez Hitlera, ilu bezbronnych ludzi poniosło śmierć w walce czy w obozach koncentracyjnych. Jacek Inglot nie neguje faktów, ale stara się pokazać, że nawet oni, ten okrutny i bezduszny niemiecki naród, ponieśli bolesne straty. Jak zresztą pisze na kartach swojej powieści: „Byli inni niż ci, których zapamiętał z czasów okupacji […] Ci Niemcy, podobnie jak Polacy, też przegrali tę wojnę”.
Główny bohater powieści – Jan Korzycki – to były porucznik Armii Krajowej, który, choć skończyła się wojna, musi uciekać. Już nie przed niemieckim Gestapo, a przed nowym wrogiem – UB. Korzycki zmienia nazwisko i przybywa do Wrocławia – miasta, które do niedawna należało do Niemiec. Mężczyzna obejmuje stanowisko komendanta jednego z wrocławskich posterunków milicji i dostaje swoje pierwsze zadanie - ujęcie „komendanta Festung Breslau” – przywódcy konspiracyjnego niemieckiego Wherwolfu, który ukrywa się gdzieś we wrocławskich ruinach. I tu od razu należałoby wspomnieć, iż wątek ten, wbrew pozorom, nie jest najważniejszym w powieści.
Korzycki, spełniając swoje zadanie, gdzieś po drodze stara się oczyścić Wrocław z szabrowników, którzy nie zważając na nic i na nikogo okradają miasto i jego mieszkańców. I choć działalność Korzyckiego, jako milicjanta, jest ważną częścią fabuły, to tak naprawdę Jacek Inglot chciał ukazać swoim czytelnikom coś innego. Inglot porusza bowiem niełatwe i delikatne tematy. Pisze o kwestiach, które do dziś uchodzą za trudne. Czytając „Wypędzonego” nie jest nam szkoda tylko i wyłącznie Polaków, których bezdyskusyjnie spotkało wiele złego w czasach okupacji, o dziwo nasze współczucie kierujemy również w stronę narodu niemieckiego.
Obok Korzyckiego, głównym bohaterem powieści jest Wrocław (dla Polaków, bo dla Niemców to wciąż przecież Bresalu). Jest to bohater, który jednocześnie umiera i rodzi się na nowo. Gdy Korzycki przybywa do miasta, jego oczom ukazują się ruiny i pogorzeliska, a w powietrzu da się wyczuć jedynie smród spalenizny i odór rozkładających się ciał. Tak w 1945 wygląda miasto, które do niedawna było chlubą niemieckiego narodu. Czytając „Wypędzonego” uczestniczymy w próbie odbudowy tego miasta, ale również jesteśmy świadkami tragedii rozgrywającej się w tym miejscu. To, że wojna się skończyła, wcale nie oznaczało, że nastał czas spokoju i dobrobytu. Wrocław w niczym nie przypominał miasta sprzed wojny, nikt nie odważył się wyjść na ulicę po zmroku, a szabrownicy i Sowieci byli w stanie zabić za złotą obrączkę czy zegarek. Noc wcale nie była czasem odpoczynku i snu, a jedynie porą, w której bezustannie słychać było przejmujące, niemieckie krzyki o pomoc. Gwałty, zabójstwa, kradzieże, ruiny – oto obraz powojennego Wrocławia. A gdzieś w tym wszystkim ludzie. Dwie narodowości – Polacy i Niemcy. Pierwsi z nich to repatrianci, drudzy to przyszli wysiedleńcy. Te właśnie trudne tematy porusza Inglot. Czas wojny oraz powojnia to dla wielu ludzi okres, w którym musieli oni opuszczać swoje domy, rodziny, miasta, w których się wychowali. Inglot bez owijania w bawełnę przedstawia, w obiektywnym świetle, nie tylko Polaków, ale również i Niemców. Nie boi się pisać o tym, że również i Ci drudzy ucierpieli w czasie wojny. Nie obawia się głośno mówić o tym, że niejednokrotnie to Polacy byli w stosunku do Niemców bezlitośni. Ale co ważne, Inglot nikogo, ani niczego nie ocenia. Bezstronnie podchodzi do opisywanego problemu.
Oprócz rewelacyjnego przedstawienia ludzkiego zachowania w tych niewątpliwie ciężkich czasach, Inglot świetnie radzi też sobie ze szczegółowym ukazaniem samego miasta. Choć we Wrocławiu nigdy nie byłam, a już na pewno nie znam Wrocławia z roku 1945, to czytając „Wypędzonego”, czułam się trochę tak, jakbym spacerowała zrujnowanymi uliczkami tego miasta razem z Janem Korzyckim.
Niezaprzeczalnym atutem tej powieści jest jej obiektywizm. Jacek Inglot starał się wszystko przedstawić w taki sposób, by jawnie nie obierać żadnej ze stron. Dzięki temu powstała naprawdę dobra powieść i przeczytawszy ją, każdy z nas ma szansę nieco inaczej spojrzeć na tragedię tamtych lat, chciałoby się powiedzieć - nieco bardziej empatycznie.
Pozytywnym aspektem książki jest też z pewnością dobrze zbudowany portret psychologiczny głównego bohatera. Na kartach powieści obserwujemy wewnętrzne rozterki i zmagania Korzyckiego. Walkę między jego przekonaniami, a tym, co myślą inni. Końcowe sceny książki – nie będę zdradzać szczegółów – również wiele nam mówią o mężczyźnie – wiele ciekawego.
„Wypędzonego” polecam każdemu, kto ma ochotę na blisko 400 stron naprawdę dobrej literatury. To pozycja, która zasługuje, by znaleźć się na naszych półkach.
Ocena: 9/10
[image-browser playlist="597141" suggest=""]
Autor: Jacek Inglot
Liczba stron: 379
Wydawnictwo: Erica
Wydano: Warszawa 2012
Poznaj recenzenta
Klaudia TrutyDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat