Z Archiwum X: sezon 10, odcinek 6 (finał) – recenzja
Finał nowego sezonu przygód Scully i Muldera jakoś nie zachwycił. Może za bardzo przypominał wcześniejsze finały sezonów tego serialu...
Finał nowego sezonu przygód Scully i Muldera jakoś nie zachwycił. Może za bardzo przypominał wcześniejsze finały sezonów tego serialu...
Tym razem, po wielu latach przerwy, mieliśmy tylko sześć odcinków. To najważniejsza nowość w serialu The X-Files (bo paradoksalnie niewiele więcej się w nim zmieniło) i ta zmiana powinna jednak jakoś odzwierciedlić się w rytmie sezonu. Tymczasem Chris Carter i ekipa spróbowali w tych sześciu odcinkach zmieścić wszystko, co zwykle zajmowało im ponad dwadzieścia. Niemal do samego końca jakoś to działało - dostaliśmy odcinek mitologiczny, żartobliwie zdystansowany, potwora tygodnia, kosmitów i spiski, parapsychologię i nieludzkich morderców. Dla każdego coś miłego.
I tak doszliśmy do finału, a w tym serialu finały sezonów to były zawsze dramatyczne spiętrzenia wydarzeń (mocno związanych z mitologią serii) kończące się wyrazistym cliffhangerem. Tak było za każdym razem. Tak samo jest też teraz - i tu właśnie pojawia się się problem.
Ten sezon, moim zdaniem, był zbyt krótki, by przygotować widza na taki gruby finał. Na mocny cliffhanger. Na aż takie zamieszanie. Dostaliśmy tu, jakby odroczoną w czasie, drugą część fabuły z pilota sezonu, tyle że nie jestem do końca pewien, czy właśnie na to mieliśmy ochotę. Bawiąc się tymi kilkoma odcinkami, zobaczyliśmy, za czym w tym serialu naprawdę tęskniliśmy; że pojedyncze, zwłaszcza te zdystansowane i wyluzowane odcinki znacznie mniej się zestarzały niż cała wielka mitologia. Powiedzmy to sobie szczerze – przez tych kilkanaście lat od poprzednich przygód Muldera i Scully dostaliśmy w różnych serialach sporo fajnych mitologii, które były lepiej i ciekawiej skonstruowane niż ta Cartera. The X-Files przed laty otworzyło pewne drzwi, ale potem weszło przez nie sporo ciekawych tytułów i dziś już nie tak łatwo nas zainteresować, zassać, nabrać na coś takiego. Tym bardziej, że przecież znamy schemat - wiemy, że w pierwszym odcinku następnego sezonu wszystko się wyjaśni i wróci do normalnego stanu. Wszyscy wyzdrowieją, zagrożenie zniknie, niewiele dowiemy się o jego prawdziwych powodach, a Fox i Scully wezmą się za kolejne normalne śledztwa.
Czytaj również: Chris Carter podsumowuje 10. sezon Z Archiwum X
A przy tym, skoro Palacz był w stanie przeżyć finał sprzed lat, to w tym serialu wszystko już jest możliwe, nic nie jest na stałe, rekin przeskoczony i pewnie w jedenastym sezonie okaże się, że Samotni Strzelcy też jakoś żyją. Nie, żebyśmy przez to przestali oglądać, ale panie Carter... To jednak trochę inne czasy. Świetnie pokazaliście, że potraficie nakręcić nowe odcinki starego serialu, a teraz pokażcie, że macie do powiedzenia coś świeżego. Nostalgii wystarczyło nam na pięć wieczorów; w tym szóstym spodziewaliśmy się czegoś oryginalniejszego, a nie tylko małego epizodu agentki Reyes i dalszej zabawy drugą parą młodszych agentów. Miejmy nadzieję, że dostaniemy więcej świeżości w sezonie jedenastym.
Poznaj recenzenta
Kamil ŚmiałkowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat