Zimne ognie – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 3 sierpnia 2016Zimne ognie to thriller psychologiczny, w którym niestety zabrakło mocnego podkreślenia obu elementów składających się na ten podgatunek.
Zimne ognie to thriller psychologiczny, w którym niestety zabrakło mocnego podkreślenia obu elementów składających się na ten podgatunek.
Punkt wyjściowy dla powieści Simona Becketta pt. Where There's Smoke jest nawet interesujący. Kate, młoda, odnosząca sukcesy na polu zawodowym kobieta, nie potrafi ułożyć sobie życia prywatnego. Chciałaby mieć dziecko, więc decyduje się na sztuczne zapłodnienie, nie chce jednak, by ojcem był przypadkowy dawca nasienia, zamieszcza zatem stosowne ogłoszenie. Nie trzeba być wytrawnym znawcą thrillerów, by przewidzieć, że w tym momencie nad jej przyszłością zaczynają się zbierać czarne chmury.
Akcja powieści rozwija się nieśpiesznie. Dużo miejsca autor poświęcił na budowanie tła i przedstawienie głównej bohaterki, co samo w sobie nie jest złym rozwiązaniem, ale w tym przypadku niespecjalnie się sprawdziło. Inną irytującą manierą jest szczegółowe opisywanie zwykłych czynności, co nie znajduje fabularnego lub koncepcyjnego uzasadnienia. Nie wnosi także wiele do warstwy obyczajowej czy do charakterystyki postaci. W przeważającej większości jest to sztuczne rozdmuchanie objętości i tak niegrubej przecież powieści.
Przede wszystkim jednak zasadniczą wadą Zimnych ogni jest brak wiarygodności głównej bohaterki. Podczas lektury naprawdę trudno uwierzyć w motywacje pchające ją do stawiania kolejnych kroków: najpierw decyzję o sztucznym zapłodnieniu, później w sposób wybrania i chęć poznania dawcy. Nieco lepiej wypadają postacie z tła, stanowiące niejako kontrapunkt i głos rozsądku. Jednakże nawet one są jednowymiarowe i sprawdzają się wyłącznie jako konstrukty kierujące fabułę w określonym - dodajmy, że dość przewidywalnym - kierunku.
Thriller powinien charakteryzować się rosnącym napięciem, ale w tym przypadku można mówić co najwyżej o delikatnym podkręceniu emocji czytelnika w drugiej części powieści. Nic dziwnego - skoro nie jesteśmy w stanie uwierzyć w przedstawioną historię, to los, który spotyka główną bohaterkę, nie wywoła przyspieszonego rytmu serca. Zimne ognie mają jednakże jeden interesujący aspekt, a mianowicie pokazują, jak łatwo można komuś zniszczyć życie i otoczyć go negatywną atmosferą.
Jako ciekawostkę należy potraktować fakt, że recenzowana wersja Zimnych ogni stanowi przeredagowaną i uwspółcześnioną wersję tekstu, który pierwotnie powstał w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku. Wydaje się jednak, że zmiany są czysto kosmetyczne: rola nowych technologii, Internetu czy mediów społecznościowych jest marginalna. Po prostu nie mamy wrażenia, że czytamy rzecz dziejącą się 20 lat temu.
Powieść Simona Becketta nie sprawdza się jako thriller psychologiczny. Być może bardziej właściwym byłoby określić ją powieścią obyczajową z elementami sensacyjnymi, ale i na tym polu brak wiarygodnych postaci i rozwleczona fabuła sprawią, że czytelnik zakończy lekturę rozczarowany.
Źródło: fot. materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat