Żniwiarz - recenzja cyklu Pauliny Hendel
Data premiery w Polsce: 2 października 2019Palec mnie świerzbi, co dowodzi, że jakiś potwór tu nadchodzi, czyli demony, demony, wszędzie czyhają demony słowiańskiej proweniencji. Piszemy o Żniwiarzu Pauliny Hendel.
Palec mnie świerzbi, co dowodzi, że jakiś potwór tu nadchodzi, czyli demony, demony, wszędzie czyhają demony słowiańskiej proweniencji. Piszemy o Żniwiarzu Pauliny Hendel.
Czytając powieści Pauliny Hendel z cyklu Żniwiarz, przez cały czas miałam nieodparte wrażenie, że mam do czynienia z fanfickiem serialu Nie z tego świata, mimo że główną bohaterką, w miejsce braci Winchesterów, jest młoda dziewczyna i jej nieco dziwna rodzina, po części zajmująca się polowaniem na demony, a przynajmniej świadoma ich istnienia. Biorąc pod uwagę, że akcja rozgrywa się na polskich ziemiach, a demony pochodzą wprost ze słowiańskiego bestiariusza, śmiało można by nazwać owych łowców współczesnymi wiedźminami, ale i nazwa żniwiarze brzmi zacnie. W dodatku są oni ulepszoną wersją wszelkich łowców istot nadprzyrodzonych, jako że potrafią wrócić z zaświatów i wcielić się w kolejne ciało niedawno zmarłego człowieka, by dalej walczyć ze złem. Co prawda bracia W. z Nie z tego świata również mają swoje sposoby na zmartwychwstanie, jednak w tym przypadku dotyczy to całej populacji teoretycznie nieśmiertelnych łowców. Teoretycznie, bowiem już w pierwszej części cyklu okazuje się, że istnieje sposób na całkowite unicestwienie żniwiarza tak, by nigdy więcej nie powrócił z Nawii. Za polowanie na kolegów po fachu zabiera się zmartwychwstały Pierwszy z nich, nie bacząc na konsekwencje, które w kolejnych tomach okażą się dalekosiężne i tragiczne w skutkach.
Ogółem Żniwiarz jest mieszanką obyczajówki i młodzieżowego romansu z lekkim horrorem, smakowicie przyprawionym mitologią słowiańską, a ów słowiański bestiariusz wydaje się najmocniejszym atutem całego cyklu. Czymś niezwykle odświeżającym zdaje się fakt, że bohaterowie nie walczą ze spowszedniałymi wampirami czy wilkołakami, ale istotami wprost z Nawii: bezkostem, południcą, wieszczym, wisielcem, spaleńcem, lepim, cichą…. Wielkie brawa dla Pauliny Hendel za rewelacyjnie, pieczołowicie i z polotem opisane słowiańskie demony, które już wcześniej pojawiły się w jej twórczości w cyklu postapokaliptycznym Zapomniana księga, ale dopiero w opowieści o żniwiarzach nabrały prawdziwych rumieńców. Widać, że pośród starych wierzeń ludowych, zabobonów i guseł autorka czuje się jak ryba w wodzie, a twórcy Bestiariusza słowiańskiego mogliby pozazdrościć jej pasji.
Część pierwsza cyklu, Pusta noc, wprowadza czytelnika w świat jakże zwyczajny, a jednak prześladowany przez stwory ciemności, o których niewielu ludzi ma pojęcie, chyba że zetkną się z nimi w bezpośredni, bolesny sposób. Tymczasem w rodzinie Magdy Wojny z maleńkiej miejscowości Wiatrołom widzenie nawich nie jest niczym niezwykłym, choć żniwiarzem jest jedynie „wujek” Feliks. Magda bardzo chce pomagać mu w łowach, ale żniwiarz – słusznie – martwi się o jej bezpieczeństwo. Przygoda, miłość, rodzina, zdrada, śmierć – w Pustej nocy mamy wszystkiego po trochu. Do tego dobrze zarysowane postacie, niezłe dialogi, nieprzegadane opisy, prosty, ale nie prostacki (choć miejscami nieco infantylny) styl pisania.
W drugiej części cyklu, Czerwonym słońcu, sprawy, już skomplikowane, komplikują się jeszcze bardziej. Magda Wojna powraca jako żniwiarz, w obcym ciele, próbując jak najlepiej poradzić sobie z nową sytuacją, tak jak jej były, nie-do-końca chłopak Mateusz walczący z traumą po jej śmierci. Starając się zrozumieć pobudki Pierwszego, poszukując ocalałych żniwiarzy, walcząc z kolejnymi nawimi oraz upiorną ciotką, bohaterowie powoli przekonują się, że zagraża im znacznie poważniejsze niebezpieczeństwo – bóg zaświatów, czyli mroczny Nija pragnie przedostać się na Ziemię i wypuścić na ludzi hordy demonów.
Konsekwentnie w części trzeciej, Trzynastym księżycu, robi się coraz straszniej, a losy świata – całkowicie nieświadomego zagrożenia, zawisają na włosku. Z pomocą przyjaciół, dalszej i bliższej rodziny, a nawet dotychczasowego wroga numer jeden, Magda, Feliks i Mateusz próbują zapobiec katastrofie. Nie do końca skutecznie, bowiem zwycięstwo, mimo poświęcenia, okazuje się zwycięstwem pyrrusowym.
I tak w tomie czwartym, czyli Drodze dusz, demony wydostają się z Nawii i zalewają rodzinną miejscowość Wojnów, rozpełzając się po okolicy w poszukiwaniu ofiar. Większość mieszkańców nie potrafi uwierzyć w to, co się dzieje, a gdy już zaczynają rozumieć, szukają kozła ofiarnego nie tam, gdzie powinni. W międzyczasie sama Magda trafia do… Nawii, dzięki czemu czwarty tom cyklu jest nieco inny od pozostałych, bowiem w części „ziemskiej” tchnie nutą apokaliptyczną, a w części „zaświatowej” – dobrym fantasy. Choć miejscami zdaje się ciut „przegadany”, zwłaszcza przy malowniczych opisach Nawii. Na zakończenie otrzymujemy standardowy cliffhanger, zachęcający do przeczytania kolejnej odsłony, Czarny świt, na którą przyjdzie nam chwilę poczekać.
Jako mieszanka obyczajówki z horrorem, czy ciut młodzieżowa powieść z potworami w tle, cykl Żniwiarza sprawdza się znakomicie. Na specjalne podkreślenie, prócz wcielenia w życie oryginalnego słowiańskiego bestiariusza i spolszczenie Nie z tego świata (nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że nieco grubo ciosani i średnio udolni, ale pełni dobrych chęci kuzyni Magdy - bliźniacy Sebastian i Adrian nawiązują do Winchesterów), zasługują bardzo przemyślanie dobrane tytuły poszczególnych tomów oraz przepiękne okładki „z pomysłem” zaprojektowane przez Annę Jamróz – kobiece portrety prześwitujące przez ażurowy napis z nazwą cyklu.
Źródło: fot. We need YA
Poznaj recenzenta
Monika KubiakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat