Najazd z przeszłości: przeczytaj początek klasycznej powieści science fiction
W tym tygodniu do sprzedaży trafiła kolejna reedycja klasyki science fiction. Mamy dla was początek powieści Jamesa P. Hogana pt. Najazd z przeszłości.
W tym tygodniu do sprzedaży trafiła kolejna reedycja klasyki science fiction. Mamy dla was początek powieści Jamesa P. Hogana pt. Najazd z przeszłości.

Colman zmarszczył brwi i błyskawicznie przeanalizował sens zebranych informacji. Żadna jednostka wojskowa składająca się z ludzi przy zdrowych zmysłach nie brałaby pod uwagę możliwości zdobywania tego rodzaju obiektu frontalnym natarciem w centrum — najniższy odcinek kierunku ataku był zbyt dobrze osłonięty przez panujące nad nim zbocza, a jeśli nacierający utkną, nie będą mieli drogi odwrotu. Nieprzyjacielski dowódca pomyślał więc sobie, że w ten sposób będzie rozumował każdy. Po cóż więc wiązać masę ludzi dla obrony punktu, który nigdy nie zostanie zaatakowany? Zgodnie z regulaminem właściwym sposobem natarcia na bunkier byłby albo atak z góry, wzdłuż strumienia, albo też przez przekroczenie terenu poniżej bunkra i rozwinięcie natarcia ze szczytu po przeciwległej stronie. Dlatego nieprzyjaciel skoncentrował się w punktach górujących nad obu oczywistymi drogami natarcia, czekając w zasadzkach na któryś z wariantów ataku. Ale właśnie dlatego środek pozostał szeroko otwarty.
— Stan pogotowia dla dowódców drużyn — powiedział Colman do Driscolla. — I nawiąż łączność z niebieskim jeden.
Sirocco odezwał się przez kompak parę chwil później. Colman przedstawił sytuację. Śmiałość pomysłu natychmiast przekonała kapitana.
— Musimy to zrobić na własną rękę. Nie ma czasu, by wciągać w to brygadę, ale możemy związać facetów po przeciwnej stronie, gdy będziesz szedł naprzód, i przetoczyć przed tobą zaporę ogniową dla oczyszczenia terenu z przeszkód. — Sirocco miał na myśli zrobotyzowane kompanijne baterie artyleryjskie rozmieszczone w głębi, za linią grzbietową pasa wzgórz. — Ale to oznacza, że jak tam wleziesz, będziesz szedł do przodu bez żadnego ognia przeciwartyleryjskiego. Co sądzisz?
— Jeśli pójdziemy szybko, damy sobie radę bez tego — odparł Colman.
— Bez ognia przeciwartyleryjskiego nie będzie czasu na podciągnięcie żadnego innego plutonu dla wsparcia twoich działań. Będziesz zdany tylko na siebie — odparł Sirocco.
— Możemy użyć robobaterii dla położenia osłony bliskiego działania na skrzydłach. Jeśli dasz nam przykrycie optyczne i podczerwone na tysiąc dwieście stóp, to sobie poradzimy.
Sirocco zawahał się na ułamek sekundy.
— Okej — powiedział wreszcie. — Do roboty.
Dziesięć minut później Sirocco ukończył pośpiesznie nakreślony z pomocą oficera operacyjnego plan otwarcia ognia i przekazał szczegóły do pierwszego, drugiego i czwartego plutonu, Colman zaś zakończył odprawę swego plutonu za pośrednic twem dowódców drużyn. Sprawdził i zabezpieczył wyposażenie osobiste; rozładował, załadował i ponownie sprawdził karabin M32; przeliczył amunicję.
Gdy tylko pierwsza salwa bomb dymowych rozerwała się w odległości tysiąca dwustu stóp, kryjąc teren przed obserwacją nieprzyjacielską, trzeci pluton rzucił się naprzód wzdłuż ścieżki w kierunku gęściejszych zarośli poniżej. Parę chwil później granaty przesłaniania optycznego zaczęły wybuchać dokładnie poniżej zasłony dymnej, rzygając chmurami pyłu aluminiowego rozkładającymi nieprzyjacielski system kontroli i komunikacji laserowej. Skoncentrowany ogień zaporowy artylerii przed nacierającym oddziałem i wysokoenergetyczne promienie pulsujące wystrzeliwane przez plutony flankujące natarcie toczyły się naprzód wzdłuż ścieżki, oczyszczając ją z min i innych urządzeń przeciwpiechotnych. Za zaporą ogniową drużyny trzeciego plutonu posuwały się skokami, osłaniając się wzajemnie ogniem dla uzupełnienia działań artylerii. Oporu nie było. Artyleria obrońców otworzyła ogień dziesięć sekund po pojawieniu się zasłony dymnej, ale nieprzyjaciel strzelał na oślep i zazwyczaj nieskutecznie.
Po trzynastu minutach walka dobiegła końca. Colman stał na żwirowatym brzegu strumienia, przyglądając się, jak jego ludzie wyprowadzają z nieprzyjacielskiego bunkra zdumionego majora i jego ogłupiały sztab. Dołączono ich do stada rozbrojonych obrońców zgonionych pod czujnym spojrzeniem uśmiechniętych wartowników z trzeciego plutonu. Najważniejszym zadaniem było wzięcie jeńców i uzyskanie informacji, plon zaś stanowiło, na dodatek do majora, dwóch kapitanów, porucznik, podporucznik, starszy chorąży sztabowy, starszy sierżant sztabowy, dwóch sierżantów i kilkunastu szeregowych. Ponadto zdobyto nienaruszone wykazy sygnałów wywoławczych i mapy wraz z bezcennym sprzętem łączności i sterowania bronią. Całkiem niezły połów, pomyślał z satysfakcją Colman.
Komputery uznały dwóch ludzi z trzeciego plutonu za zabitych i pięciu za ciężko rannych. Colman myślał sobie, jakby to było pięknie, gdyby prawdziwe wojny można było prowadzić w taki sposób. Nagle jaskrawe światła wysoko w górze w mgnieniu oka zmieniły na scenie wydarzeń noc w sztuczny dzień. Przez parę sekund mrużył oślepione oczy, po czym zsunął hełm na tył głowy i się rozejrzał. „Zabici” i „ciężko ranni”, trafieni na zboczu wyżej, schodzili grupką po ścieżce, a pozostałe trzy plutony kompanii D wyłoniły się z ukrycia. Wzdłuż wąwozu widać było większy ruch po obu stronach, w miarę jak jednostki obrońców i napastników pojawiały się na otwartej przestrzeni. Wozy sztabowe, transportery piechoty i różne inne pojazdy latające zaczęły brzęczeć z daleka, zza odleglejszych łańcuchów wzgórz, gdzie kończyło się niebo. Colman nie miał pojęcia, że aż tyle wojska brało udział w manewrach. Nieprzyjemne uczucie wślizgnęło się do jego mózgu: właśnie doprowadził do przedwczesnego końca skomplikowaną zabawę, na którą sztabowcy cieszyli się od dłuższego czasu; prawdopodobnie nie będą z tego powodu zbyt szczęśliwi. Może nawet dojdą do wniosku, że nie chcą go dłużej w Armii, pomyślał filozoficznie.
Jeden z wozów sztabowych zbliżył się z narastającym wyciem, przez sekundę wisiał nieruchomo prawie dokładnie nad bunkrem, a potem zaczął gładko opadać. Jego tylne wejście się odsunęło, ukazując szczupłego, śniadego kapitana Sirocca w hełmie, mundurze i kamizelce przeciwodłamkowej. Gdy pojazd był sześć stóp nad ziemią, wyskoczył zwinnie i podszedł spokojnie do Colmana. Jego niefrasobliwa twarz, ocieniona obfitym czarnym wąsem, jak zwykle nie wyrażała niczego, ale w oczach tańczyły ogniki.
— Niezła robota, Steve — powiedział bez wstępów. Z rękami na biodrach odwrócił się i przyjrzał grymasom oburzenia malującym się na twarzach wziętych do niewoli „nieprzyjacielskich” oficerów, którzy stali koło bunkra. — Nie sądzę jednak, abyśmy za to dostali odznaki sprawności zuchowych. Właśnie złamaliśmy prawie wszystkie punkty regulaminu walki piechoty. — Colman chrząknął. Nie spodziewał się wiele więcej. Sirocco podniósł brwi i przechylił głowę. — Czołowy atak na umocnioną pozycję, odsłonięte skrzydła, praktycznie żadnej możliwości odwrotu, żadnego planu postępowania w nieprzewidzianych wypadkach, niedostateczne wsparcie z powierzchni i żadnego ognia przeciwartyleryjskiego — wyrecytował rzeczowo, a równocześnie bez cienia niepokoju.
— A co z odsłonięciem słabych punktów? — spytał Colman. — Nic o tym nie ma w regulaminie?
— Zależy od tego, kim jesteś. Jeśli chodzi o kompanię D, wszystko jest względne.
— Nie myślałeś kiedy, by podszyć spodnie na siedzeniu kawałkiem kamizelki przeciwodłamkowej? — spytał po chwili Colman. — Być może będzie ci to potrzebne.
— Ach, gówno mnie to obchodzi. — Sirocco spojrzał w górę. — W każdym razie za chwilę się przekonamy.
Colman również tam popatrzył. Pancerny transporter dla VIPów, z odznakami generalskimi na masce, zdążał w ich kierunku. Colman przerzucił M32 na drugie ramię i wyprostował się w oczekiwaniu.
— Doprowadzić się do porządku! — zawołał do ludzi z trzeciego plutonu, którzy włóczyli się grupami, paląc i rozmawiając, nad strumieniem i koło bunkra. Papierosy rozduszono grubymi podeszwami butów bojowych, rozmowy umilkły, grupki stanęły w szeregu.
— Na czym opierałeś swoją analizę sytuacji, sierżancie? — zapytał Sirocco ostrym, wysokim głosem, naśladując urzędowy sposób mówienia pułkownika Wessermana, adiutanta generała Portneya. Nadał głosowi podejrzliwy i oskarżycielski ton. — Czy kapral Swyley odegrał ważną rolę w sformułowaniu twojej oceny taktycznej? — Takie pytanie musiało się pojawić; regulaminowa procedura analizy obrazowej, prowadzonej w brygadzie, nie ujawniłaby żadnych danych usprawiedliwiających decyzję natarcia.
— Nie, panie kapitanie — odpowiedział sztywno Colman, patrząc nieruchomo wprost przed siebie. — Kapral Swyley obsługiwał kompak. Nie można mu powierzać analizy danych wywiadu elektronicznego. Jest daltonistą.
— No to jak wyjaśnisz twoje niezwykłe wnioski?
— Myślę, panie kapitanie, że był to po prostu trafny domysł.
Sirocco westchnął.
— Chyba będę musiał napisać w raporcie, że zezwoliłem na natarcie z własnej inicjatywy, bez żadnych uzasadniających to danych. — Łypnął na Colmana. — Nie masz przypadkiem pod ręką kogoś, kto umiałby uszyć dobrą parę spodni?
Drzwi transportera dla VIPów otwarły się tuż przed nimi, ukazując korpulentną sylwetkę pułkownika Wessermana. Jego rumiana twarz była jeszcze bardziej rumiana niż zwykle i przybrała w okolicy szyi kolor fioletowy. Wyglądał tak, jakby dusiła go tłumiona wściekłość.
— Mam wrażenie, że on zupełnie nie czuje słodkiej woni sukcesu — szepnął Colman, obserwując pułkownika.
Sirocco przez chwilę kręcił wąsa.
— Sukces jest jak pierdnięcie — rzekł. — Tylko własny ładnie pachnie.
Źródło: Rebis

Najlepsze z 24h



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1973, kończy 52 lat
ur. 1974, kończy 51 lat

