Jezioro trumien: przeczytaj początek thrillera Urszuli Kusz-Neumann
Mamy dla was fragment niedawnej premiery - thrillera Urszuli Kusz-Neumann pod tytułem Jezioro trumien.


* * *Tej nocy obydwoje nie zmrużyli oka. Milena kręciła się po swoim mieszkaniu, zastanawiając się, jak wybrnąć z sytuacji, w której się znalazła, nie narażając przy tym Michała i jego bliskich. Ale żaden pomysłowy chochlik nie chciał wskoczyć do jej umysłu, aby wyszeptać parę niespodziewanych słów, które mogłyby uratować ich wszystkich. Zaangażowanie jej policyjnych kolegów nie wchodziło w grę. Nie dość, że obiecała to Grysce, to pierwsza zasada gry brzmiała dobitnie: zero glin. Musiała więc milczeć i tańczyć tak, jak stary znajomy Michała jej zagra. Ale czy na pewno? Została wciągnięta w nieprawdopodobnie chorą rozgrywkę, w której postawiono twarde warunki niepodlegające żadnym negocjacjom. Milena przełknęła w swoim życiu wiele niedogodności i poniżeń, ale jeżeli chodziło o wszelkie gry i zabawy, to zawsze pilnowała, aby królowała w nich sprawiedliwość. Nie wiedziała, czy w tym przypadku też jej się to uda, bo problemu nie stanowiły rozpisane na kartce zasady, a fakt, że jej przeciwnik był nieprzewidywalnym człowiekiem. Zadania, które mieli wykonać, też pozostawały tajemnicą i wbrew pozorom właśnie ten aspekt martwił ją najbardziej. To był największy i najtłustszy „X” w całym tym trudnym równaniu. Ale i tak zdecydowała się wkroczyć na planszę pełną groźnych pionków, z której w każdej chwili mogła zostać zrzucona bez możliwości powrotu. I jej strach przestał mieć w tym momencie jakiekolwiek znaczenie. Bo podjęła tę decyzję świadomie. Bo zrozumiała, że jest nie tylko policjantką, lecz także człowiekiem, który czasami musi podjąć życiowe ryzyko, aby otrzymać nagrodę, której nigdy nie przewidziano. Bo chciała być blisko Michała, a to był ostateczny argument nie do zbicia.
Spakowała rzeczy do niewielkiej torby i naładowała telefon. Jeżeli miała wierzyć tej przeklętej kartce, którą ktoś zostawił u niego w mieszkaniu, to porwano mu rodzinę i grożono im śmiercią za coś, co Gryska zrobił wiele lat temu. To nie była głupia zabawa, to nie była fabuła wymyślona na potrzeby filmu, a zemsta, która została zaplanowana z najmniejszymi szczegółami. Teraz byli z Michałem po jednej stronie, ale czy za trzy dni będzie tak samo? Tego nie była do końca pewna. Niczego nie była pewna.
Opadła na łóżko w sypialni i przymknęła oczy. Domysły, pytania i wydumane odpowiedzi obijały się o siebie, jakby w tym szaleństwie tkwiło rozwiązanie całej zagadki. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że aby poznać prawdę, będzie musiała najpierw zanurzyć się w jeziorze, które tylko z zewnątrz zachwycało swoim pięknem. W jego głębinach zaś tkwiło siedlisko prawdziwego zła.
* * *Po wyjściu Mileny Gryska, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, obszedł wszystkie pomieszczenia w domu, aby sprawdzić dokładnie, czy nic nie zginęło. Wszystko jednak było na swoim miejscu. Usiadł na łóżku swojego syna i zagapił się w okno, na którym zaczęły pojawiać się pierwsze krople deszczu. Nie mógł sobie wybaczyć, że tak łatwo zapomniał o przeszłości. Wszedł pewnie w dorosłe życie, próbując zatrzasnąć drzwi swojej młodości, ale widocznie ktoś nadal trzymał tam wsuniętą stopę, aby nie mogły się na dobre zamknąć. Nie zauważył tego, a może nie chciał zauważyć. Wyjechał do Szczecina, poszedł do szkoły, a potem poznał Martę i założył rodzinę. Wszystko poszło gładko, jakby ten jeden z wielu błędów młodości był jego prawem, jakby nie musiał za niego ponosić żadnych konsekwencji. Tylko czasami budził się w nocy i rozmyślał nad tym, co się wydarzyło. Ale uważał to za rodzaj samobiczowania, które o poranku dawało mu siłę do przeżycia kolejnego dnia, tygodnia, a nawet miesiąca.
Po pół godzinie przeszedł do salonu, w którym nadal leżała potłuczona filiżanka, i jeszcze raz przeczytał zasady gry, jakby nie znał ich już na pamięć. Powiedział Milenie, że ma pięciu podejrzanych. Jednak jeżeli miał być dokładny, to jednak sześciu. On także się w to wliczał. Bezpardonowo przyłożył rękę do tego, że jego żona i dzieci znalazły się w niebezpieczeństwie, i już zawsze – niezależnie od tego, jak to wszystko się skończy – będzie czuł na swoich plecach oddech podejrzeń i przytłumione szepty oskarżeń. Nie był bez winy, nie był też ofiarą. Najgorsza była jednak świadomość, że o wszystkim będzie musiał opowiedzieć Milenie i całkowicie zniszczyć w jej oczach obraz samego siebie. I pomimo tego, że nie planował z nią wspólnej przyszłości, to nie chciał jej krzywdzić. Już wystarczająco namieszał w jej życiu. Ona tylko karmiła się nadzieją, że zostawi dla niej Martę, a potem będą żyć długo i szczęśliwie. Ta bajka nie będzie mieć jednak szczęśliwego zakończenia, bo właśnie przebudził się potwór, z którym muszą wygrać.
Poczuł delikatne wibracje w kieszeni spodni. Wyciągnął telefon i z niepokojem odebrał połączenie od Mileny, jakby przywołał ją do siebie myślami. Miał tylko nadzieję, że nie zrobiła nic głupiego.
– Nie zmieniłaś zdania, prawda? – zapytał zdenerwowany. Wcześniej wysłał jej wiadomość, żeby przyjechała do niego o siódmej rano i stąd wyruszą we wspólną podróż. Najprawdopodobniej już ostatnią.
– Nie. Wszystko pozostaje tak, jak ustaliliśmy – szepnęła. – Zastanawia mnie coś.
– To nie może poczekać na… – odsunął telefon od ucha i spojrzał na ekran – za dwie godziny?
Gryska zgrzytnął zębami, mając nadzieję, że rozmowa będzie krótka i rzeczowa. Potrzebował tych dwóch godzin dla siebie i swoich myśli.
– Gdyby mogło, toby poczekało. Dokąd my w ogóle jedziemy? I dlaczego ktoś nazwał cię „raczkiem z jeziora”?
Odpowiedziała jej cisza. Tylko krople jesiennego deszczu uderzały o parapety, przypominając mu, że musi mówić, aby móc iść w tej historii dalej.
– Wychowałem się w Ińsku. To jest…
– Wiem, do cholery, gdzie to jest. Godzinę drogi od Szczecina. Przecież jeżdżę tam każdego lata nad jezioro – warknęła, jakby to była wiedza, którą Gryska powinien już posiadać. – I, jak domniemywam, to tam się wybieramy?
– Tak, do mojego rodzinnego miasta.
– A co z tym raczkiem?
Michał usiadł na kanapie i przesunął piętą jedną z największych skorup filiżanki. Oczami wyobraźni widział, jak staje na niej całą stopą, a ona ugina się pod jego ciężarem i pęka na jeszcze mniejsze kawałki. Jego biała skarpeta robi się nagle czerwona, a on, nie czując bólu, nadal wbija w swoją twardą skórę kawałki porcelany. Chyba właśnie tego pragnął, ale zabrakło mu odwagi. Zabrał nogę i odgonił mrok, który znowu zaczął niebezpiecznie krążyć wokół jego umysłu. Czas uciekał, jego rodzina była w niebezpieczeństwie, a on siedział i krzywdził się w myślach. Nie mógł jednak zrobić nic, dopóki nie wybije godzina zero i gra się nie rozpocznie.
– Miałem kiedyś nauczycielkę od matematyki, która z wielu powodów cholernie mnie nie znosiła. Nie tylko mnie, moich kolegów także. Gdy tylko coś nawywijaliśmy, to nazywała nas z przekąsem „raczkami z jeziora”… – Zawahał się na chwilę, jakby nie wiedział, czy warto coś jeszcze dodawać.
– Z Ińskiem nie jest związana jakaś legenda z rakiem? – wtrąciła Milena. – Coś mi się kiedyś obiło o uszy.
– To prawda – przytaknął. – Znajdziesz ją w sieci. Jest dość barwna.
– Nie, ty mi ją opowiesz – odpowiedziała twardo, dając mu do zrozumienia, że to on jest jej coś winny, a nie ona jemu. Musiał być świadomy, że ryzykowała całe swoje życie, więc dopóki nie rozwiążą tej dziwnej zagadki, nie przejdą absurdalnej gry i nie uratują Marty i dzieci, to Michał będzie musiał odpowiadać na każde z jej pytań i rozwiewać wszystkie powstałe w międzyczasie wątpliwości. Jeżeli będzie inaczej i Gryska się nie dostosuje, to nastąpi rychły koniec ich wspólnej gry, której stawki nie można zliczyć w monetach.
– Według podań kiedyś w naszym jeziorze żył potężny rak, który wychodził na brzeg i wielkimi szczypcami niszczył wszystko, co spotkał na swojej drodze. Ludzie żyli w ogromnym strachu i gdy tylko stwór opuszczał swoją podwodną kryjówkę, to mieszkańcy chowali się wszędzie, gdzie tylko się dało. Ale nic nie było bezpiecznym schronieniem. W końcu podjęli decyzję, że zbudują wielką stalową sieć i złapią w nią potwora, który czyhał na ich życie. Nic z tego. Rak z łatwością pociął sieć i w akcie zemsty zniszczył wszystkie łodzie, które stały przy brzegu jeziora. I grasował dalej.
– Opowiadasz to tak ironicznie…
– Bo nie wierzę w głupkowate legendy. Mam mówić dalej? – warknął.
– Mów.
– Wielu mieszkańców chciało opuścić to przeklęte miejsce, w którym królował rak. Bo ile można żyć w ciągłym strachu? W końcu, gdy już ludziom brakło nadziei na poprawę sytuacji, do akcji wkroczył młody kowal, który ze swoimi pomocnikami zrobił w kuźni porządny łańcuch. Mieszkańcy wybudowali ogromną łódź i zaczęła się cała akcja ze złapaniem raka. – Michał zrobił wymowną pauzę, aby nadać opowieści więcej tajemniczości. – Pewnej nocy, może deszczowej, a może i nie, najodważniejsi mężczyźni we wsi popłynęli łódką na środek jeziora i jednym końcem łańcucha owinęli ogon wielkiego stwora, a drugi solidnie zamocowali na dnie jeziora. Uwięziony rak wiele razy próbował się wyswobodzić, aż woda burzyła się w jeziorze, a ziemia w miasteczku drżała. Ale na nic to. Łańcuch wytrzymał. Ludzie wrócili do swojego życia, odbudowali swoje domostwa, a rak do dzisiaj śpi niespokojnie na dnie jeziora i tylko czeka na moment, gdy łańcuch puści, a on będzie mógł znów wyjść na brzeg i rozpierdolić wszystko w drobny mak. End of story.
– Dochodzę do wniosku, że ten rak z Ińska właśnie się przebudził i znów grasuje w miasteczku.
Michał chciał się roześmiać, ale bardziej prychnął z bezsilności.
– O czym ty mówisz? To tylko ludzki wymysł.
– Legendy są jak plotki; w każdej znajdzie się krztyna prawdy.
– Trochę jaśniej proszę.
– Wygląda na to, że kiedyś zrobiłeś coś złego, o czym mi jeszcze opowiesz. Byłeś wtedy tym stworem, rakiem, który grasował po mieście i niszczył. Potem dostałeś łańcuch i zasnąłeś na wiele długich lat, aż przyszedł dzień, taki jak wczoraj, że twoje pęta zostały zerwane. Wrócisz do Ińska, wyjdziesz na jego brzeg i znów zaczniesz niszczyć i zabijać. Przebudziłeś się, raczku.
Milena nagle zamilkła, jakby sama zaskoczona, z jaką łatwością udało jej się zbudować takie wnioski, które na głos brzmiały o wiele lepiej, niż w myślach.
– Milena, ja nie zamierzam nic niszczyć i nikogo zabijać. – Głos Michała drżał. – To totalny absurd!
– Ty nie zamierzasz, ja także nie. Ale to, jakie zadania zostaną nam przydzielone, wie tylko ktoś, kto rozpoczął tę grę. Chyba nie powiesz mi, że aby odzyskać swoją rodzinę, będziesz musiał iść na szaber do sąsiadów na działkę – powiedziała, a może raczej syknęła, bo adrenalina, jaka zaczęła buzować w jej krwiobiegu, nie pozwalała na spokojne wypowiadanie słów. – Michał, znaleźliśmy się w sytuacji, z której nie ma wyjścia ewakuacyjnego. I pomimo tego, że gdzieś z tyłu głowy traktuję to wszystko jak największy dowcip mojego życia, to nie zamierzam siedzieć bezczynnie. Skoro weszłam do gry i chcę ci pomóc, to musisz mi na to pozwolić. Trzeba działać ostrożnie i metodycznie, mieć oczy dookoła głowy, aby wyłapywać wszystkie najmniejsze szczegóły, które pozwolą nam trzymać się z dala od kłopotów. Pływamy w tym gównie razem, więc najlepiej będzie, jak zaczniesz sobie wszystko przypominać, bo tylko w przeszłości odnajdziemy klucz do prawdy. Będę u ciebie za godzinę.
Rozłączyła się, zostawiając Gryskę otulonego poranną ciszą. Wybiła szósta. Mrok za oknem już niedługo miał ustąpić miejsca jasności. Zostały cztery godziny do rozpoczęcia gry, a Michał miał wrażenie, że kompletnie nie jest na nią gotowy. Kto normalny by był?
* * *– Gdzie się zatrzymamy? Nie mamy ogarniętego żadnego noclegu. – Michał próbował zająć myśli czymś innym niż strachem o swoją rodzinę, który nagle zaczął walić w drzwi jego podświadomości. Panikował. – Niby mam w Ińsku rodzinę, ale nie zrzucę się jakiejś długo niewidzianej ciotce na głowę. Mieszkanie po matce sprzedałem, bo przecież nie byłem w stanie utrzymywać dwóch…
– Michał, przymknij się – warknęła Barczyk, jadąc z przepisową prędkością pomimo tego, że jak na początek tygodnia drogi były kompletnie puste. Nie wiedziała, czy powinna to uznać za dobry znak, czy też wprost przeciwnie. Na szczęście zdecydowali, że pojadą jej autem, bo Michał był zbyt roztrzęsiony, żeby prowadzić. – Pomyślałam o tym i udało mi się ogarnąć z samego rana domek nad tym waszym przepięknym jeziorem. Zawsze rezerwuję u tej samej pani, a że jest poza sezonem, to nie miała nic przeciwko, żeby trochę zarobić.
Nie odpowiedział. Wziął parę głębszych wdechów, aby uspokoić bębniące z przerażenia serce. Nigdy nie należał do ludzi tchórzliwych, ale też nigdy przedtem nikt nie chciał zabić mu żony i dzieci. To zmieniało całą perspektywę i wyciągało z człowieka wszystkie najgorsze lęki. Wciąż jednak nie potrafił sobie wybaczyć, dlaczego Marta i maluchy musiały pokutować za jego grzechy. W myślach widział ich przerażone twarze, załzawione oczy i trzęsące się ciała, które natchnione były nadzieją, że on – człowiek, który został wybrany na męża i ojca, zdoła ich uratować. Zrobi więc dla nich wszystko. Będzie wił się w pokorze, spełniał wszystkie najgorsze wizje szaleńca, który ich porwał, a na sam koniec może nawet umrzeć w męczarniach. Kiedyś przeczytał, że zemsta najlepiej smakuje na zimno, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Nie miało to jednak większego znaczenia, ponieważ finalnie to nie on jej będzie smakował.
– Mamy jeszcze sześćdziesiąt kilometrów. Może to czas, żebyś zaczął opowiadać? – spytała Milena, zaciskając mocno dłonie na kierownicy.
– Tak, to już czas – przytaknął Gryska, gapiąc się przez boczną szybę na mijane pola uprawne. – To będzie długa opowieść, więc jeżeli przerwę, to nie naciskaj, abym mówił dalej. Kosztuje mnie to więcej nerwów, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić.
Spojrzał na zegarek, który parzył przegub jego lewej ręki. Zostały dwie i pół godziny. Czas leciał za wolno albo za szybko. Sam nie potrafił zdecydować, co w tym przypadku było lepsze.
Źródło: Initium



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 29 lat
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1980, kończy 45 lat
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1982, kończy 43 lat

Lekkie TOP 10
